Sieniawska: Nie ma dilerów handlujących marihuaną pod szkołami. To mit

Soft Secrets
11 Nov 2013

Jak działa nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii? Opowiada Agnieszka Sieniawska.


Jak działa nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii? Opowiada Agnieszka Sieniawska.

Jak działa nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii? Opowiada Agnieszka Sieniawska. W piątek debata o raporcie Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.

Marcin Chałupka: Za posiadanie jakich substancji i w jakich ilościach Polacy i Polki byli skazywani w 2012 roku? Czy zmienił się profil społeczny zatrzymanych osób?

 

Agnieszka Sieniawska: Analizowaliśmy sprawy, które były prowadzone od momentu wejścia nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii w życie, czyli od 1 grudnia 2011 roku. Przebadaliśmy 134 sprawy – 97 przypadków dotyczyło posiadania, w tym 81 marihuany, w ilościach wskazujących tylko na użytek własny. Tylko w ośmiu sprawach ilość marihuany mogła wskazywać na komercyjny cel posiadania.

 

Mówisz „Polacy i Polki”. Ale to prawie wcale nie były kobiety. To są głównie młodzi mężczyźni. Oczywiście miałam kilka przypadków dziewczyn, które niefartownie wpadły, bo nawinęły się policji, na przykład paląc, nie zauważyły patrolu. Generalnie zatrzymywani i przeszukiwani są młodzi faceci – wykształceni, z dużych miast, charakterystycznie ubrani, znajdujący się w okolicach parków czy klubów. Wpadają najczęściej podczas zwyczajnej kontroli ulicznej lub kontroli samochodu. Często nie wynika to jakoś z nadgorliwości policji, ale z faktu, że użytkownicy nie przywiązują wagi do tego, gdzie przechowują zakazane substancje i na przykład zostawiają marihuanę na półce koło drążka zmiany biegów. Policjanci zauważają ją, zaglądając do wnętrza samochodu. Kolejny przykład to trzymanie zakazanych substancji z dokumentami w portfelu.

 

Czy nowelizacja prawa przyniosła jakieś realne pozytywne zmiany?

 

Osoby posiadające niewielkie ilości marihuany na własny użytek w ogóle nie powinny do mnie trafiać. Nie powinny być wtłoczone w tę machinę egzekwowania ustawy. Oni – na co nie zwracają uwagi prokuratorzy i sędziowie – w ogóle nie popełnili przestępstwa. Definicja „posiadania” z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii nie jest bowiem tożsama z definicją cywilnoprawną, z której wynika, że posiadanie łączy się z faktycznym władaniem rzeczą. Czyli wtedy posiadasz, popełniając czyn zabroniony, kiedy masz zamiar obrotu, handlu, przemytu, udzielenia. Jeżeli tak nie jest, to nie zostaje wyczerpana definicja „posiadania”. Oczywiście policja może zatrzymywać takie osoby, ale podczas postępowania przygotowawczego powinno być wyjaśnione, że celem było tylko użycie, zaś postępowanie powinno być automatycznie umarzane. Osoby zatrzymane z małą ilością nielegalnej substancji przeznaczonej na własny użytek to są niewinni ludzie, którzy stali się ofiarami systemu z powodu niewłaściwej interpretacji przepisów przez organy ścigania.

 

W 2012 roku odbyło się aż 18 441 spraw za posiadanie narkotyków. Niestety, dość rzadko zastosowano wprowadzony nowelizacją art. 62a ustawy narkotykowej, umożliwiający umorzenie postępowania karnego względem osób posiadających narkotyki w nieznacznej ilości, na własny użytek. Według statystyk podanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości w całym 2012 roku tylko 2307 spraw umorzono na tej podstawie, w tym 2145 przez prokuratorów i 162 przez sądy. Biorąc pod uwagę fakt, że art. 62a został stworzony jako narzędzie dla prokuratorów i miał prowadzić do skrócenia procedury oraz zmniejszenia kosztów, zdecydowanie zbyt mało było umorzeń prokuratorskich. Miały one miejsce jedynie w 11,6% spraw! Umorzenia sądowe na tej podstawie miały miejsce rzadziej niż w 0,9% spraw.

 

Artykuł 62a został wprowadzony, żeby skrócić procedurę, ograniczyć represje policji wobec użytkowników: zatrzymania, inwigilację, zastraszanie. Bo to się dzieje, jak wynika z analizy moich spraw i wywiadów z klientami. Stworzyliśmy taką bezsensowną machinę: artykuł 62a ma na celu neutralizację artykułu 62.1. Ale w takim razie po co te dwa artykuły w ogóle istnieją? Zwiększa się koszty i angażuje służby stworzone do walki z drobną przestępczością narkotykową, które koncentrują się teraz głównie na użytkownikach.

 

Prokuratorzy i sędziowie mają w ogóle wiedzę o substancjach psychoaktywnych? Potrafią zrozumieć złożoność zagadnienia podczas postępowania przygotowawczego i rozprawy? Rozpatrują sprawy indywidualnie?

 

Kiedy trafia do mnie klient, często wnioskuję o powołanie biegłego, by zbadał substancję, z którą oskarżony został zatrzymany. Ciężko powiedzieć, czy prokuratorzy i sędziowie, rozpatrując moje wnioski, dowiadują się czegoś nowego, a na ile są już uświadomieni. Często widzę, że prokuratorzy nie powołują specjalistów od uzależnień, którzy mają zbadać, czy sprawca ma ewentualne problemy zdrowotne w związku z używaniem. A istnieje przecież obowiązek powoływania takiego quasi-biegłego na podstawie nowych przepisów. To może świadczyć o tym, że jeszcze nie przyzwyczaili się do nowych przepisów, nie mają świadomości ich istnienia. Często zdarza się, że rezygnują z powołania biegłych toksykologów do przebadania substancji. Przez to dochodzi do absurdalnych sytuacji, w których ktoś jest skazywany za posiadanie ilości brutto danej substancji. Brutto – czyli razem z opakowaniem, w którym dana substancja się znajduje. Może to być fifka, sreberko, woreczek. Jeden z moich klientów miał plecak, który razem z okruszkami konopi ważył 400 gramów. Po odizolowaniu substancji zostało jej zaledwie 0,3 grama. Jednak do aktu oskarżenia wpisano te 400 gramół, czyli de facto nasz klient został oskarżony o posiadanie plecaka.

 

Oczywiście prokuratorzy i sędziowie nie muszą być ekspertami od spraw polityki narkotykowej. Nie możemy wymagać, żeby wiedzieli wszystko z zakresu toksykologii albo jaka waga narkotyku jest znaczna, a jaka nieznaczna. Dlatego najprostszym rozwiązaniem byłoby ustalenie tabeli wartości granicznych, która byłaby wskaźnikiem dla prokuratora, czy dana sprawa kwalifikuje się do umorzenia. Na razie muszą interpretować orzeczenia i najzwyczajniej gubią się w tych gramaturach.

 

Sama tabela wartości granicznych wystarczy? Założenie nowelizacji ustawy było takie, żeby w każdym przypadku indywidualnie uwzględniać sposób używania danej substancji przez zatrzymanego. Czy jest to eksperymentujący nastolatek czy ktoś uzależniony. Dlatego właśnie nie wprowadzono tabeli.

 

Wprowadzenie artykułu 62a było po prostu kompromisem politycznym. Trzeba było coś zrobić, żeby sytuacja choć trochę się zmieniła. Znaczne grono ekspertów zajmujących się polityką narkotykową uważa, że wprowadzenie tabeli wartości granicznych byłoby słuszne. Po wprowadzeniu takiej tabeli prokuratorzy i sędziowie nadal byliby zobowiązani do indywidualnego rozpatrywania każdej sprawy. Jednak prokuratury są tak przeciążone pracą, że nie sądzę, żeby w obecnym stanie prawnym pochylały się nad każdą osobą.

 

Prowadząc sprawę ,zbieram szczegółowe dane dotyczące osoby klienta, jego warunków osobistych, historii i osiągnięć, tego, czy jest studentem oraz czy jest osobą uzależnioną od substancji psychoaktywnych. Są to ważne informacja dla organów rozpatrujących daną sprawę. Dodatkowo zawsze doradzam: nie wysyłaj wniosku do prokuratury pocztą, tylko złóż pismo osobiście i porozmawiaj z prokuratorem. To zwykły człowiek, zatem szczera rozmowa może tylko pomóc.

 

Mam takie doświadczenia, że jeśli prokurator miał zamiar wysłać akt oskarżenia do sądu, to po rozmowie z klientem zmienia zdanie, gdyż widzi ofiarę jakiejś barbarzyńskiej ustawy.

 

Gdybyśmy wprowadzili teraz tabelę wartości granicznych, to odpowiedzialność za decyzję o postępowaniu spadłaby na policję w momencie zatrzymania?

 

Najlepszym wyjściem byłoby wprowadzenie tabeli wartości granicznych w rozporządzeniu lub załączniku do ustawy narkotykowej. Jeśli zatrzymana osoba posiadałaby substancję, której waga nie przewyższałaby wartości granicznej, to policjant mógłby zadzwonić do prokuratora, poinformować o okolicznościach, odnotować sprawę i wypuścić zatrzymanego. Z ekonomicznego i logistycznego punktu widzenia nie ma sensu przeprowadzać szczegółowych badań fizykochemicznych substancji. Dopiero w momencie ponownego zatrzymania tej samej osoby bądź przekroczenia przez osobę zatrzymaną progu granicznego można byłoby uruchamiać procedurę art. 72 ustawy – zawieszanie postępowania karnego i kierowanie do profilaktycznego edukacyjnego bądź leczniczego.

 

Argument przeciwników tabeli brzmi tak: dilerzy będą nosić przy sobie tylko dozwoloną ilość substancji.

 

W sumie chyba nie ma poważnych dilerów handlujących marihuaną. Z doświadczeń programu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych wynika, że osoby, które posiadają marihuanę, nabywają ją albo od znajomego, albo sami hodują rośliny. Nie wierzę, że nadal funkcjonują prawdziwi dilerzy, którzy stoją przed szkołami i sprzedają marihuanę. To mit. Scena narkotykowa zmieniła się diametralnie. Jeżeli chodzi o dystrybucję innych narkotyków na szeroką skalę, to wyśledzenie osób zajmujących się nią nie powinno nastręczać wielkich trudności dla specjalnych jednostek rozpracowujących przestępczość zorganizowaną. Jeżeli ktoś nosi przy sobie małe ilości amfetaminy na sprzedaż, to policja prędzej czy później będzie o nim wiedziała – nie na skutek łapanki na ulicy, ale dzięki rzetelnej analizie i pracy operacyjnej specjalnych jednostek policji. Na pewno nie od policjanta z drogówki czy patrolującego ulice.

 

Czy policja dalej standardowo namawia zatrzymanych z niewielkimi ilościami substancji zakazanych do przyznania się i poddania dobrowolnie karze?

 

Działania policji po nowelizacji niestety nie uległy zmianie, ale może to wynikać z faktu, że większość prokuratorów wciąż na nią nie reaguje. W momencie zatrzymania za posiadanie policjant jest zobowiązany poinformować prokuratora. Kiedy prokurator dostaje informację o tym, że zatrzymana została jakaś osoba, w takich i takich okolicznościach – na przykład posiadający pół grama marihuany chłopak – to już wtedy prokurator może zadecydować o zastosowaniu artykułu 62a, zamiast proponować dobrowolne poddanie się karze.

 

Ta pierwsza fala represji związana bezpośrednio z zatrzymaniem pozostała taka sama jak przed nowelizacją – kontrola, zatrzymanie, dołek na 24 godziny, dobrowolne poddanie się karze i dopiero wtedy wyjście na wolność.

 

Jeśli zatrzymany trafi do nas, potrafimy poprowadzić sprawę w taki sposób, by doprowadzić do umorzenia. Choć nie zawsze... Mieliśmy również przykre przypadki, w których nie mogliśmy pomóc. Często klienci trafiają do nas za późno (na przykład już z wezwaniem do zakładu karnego celem odbycia kary pozbawienia wolności). Przykładem może być sprawa Pawła, który z powodu posiadania 0,2 grama marihuany trafił do zakładu karnego. Wymiar kary orzeczony w jego sprawie to rok pozbawienia wolności. Można powiedzieć, że to doświadczenie zmieniło jego podejście do życia, a był bardzo pozytywnie nastawionym do świata facetem, rastafarianinem. Kiedy odbył połowę kary, napisaliśmy dla niego wniosek o przedterminowe warunkowe zwolnienie. Sąd jednak go odrzucił, gdyż uznał, że uzależnienie grozi ponownym popełnieniem przez Pawła przestępstwa. Stwierdził też, że skoro Paweł jest rastafarianinem, to pewnie nie godzi się ze swoją karą i przeciwstawia się obowiązującemu systemowi prawnemu. Podstawą do tej odmowy były więc poglądy polityczno-religijne. Oczywiście zaskarżyłam ją, bo to już wskazuje na dyskryminację.

 

Osoby, które trafiają do ciebie, znają przepisy, które mogą im pomóc, wiedzą, jak zachowywać się podczas zatrzymania?

 

Znają w większym stopniu niż jeszcze rok temu! W poprzednim naszym raporcie wskazaliśmy, że we wszystkich przypadkach, które do nas trafiły, doszło do dobrowolnego poddania się karze; w tym roku liczba ta wyniosła około 2/3 badanych przypadków. Pozostali nasi klienci już świadomie odmówili dobrowolnego poddania się karze, wiedząc, że to wcale nie jest najlepsze rozwiązanie. Mówią, że przeczytali w intrenecie o nowej możliwości umorzenia postępowania na podstawie artykułu 62a ustawy narkotykowej. Nawet więźniowie osadzeni za posiadanie narkotyków piszą do mnie listy w pytaniem, czy mogą wnioskować o umorzenie ich spraw o posiadanie na podstawie 62a. Niestety, muszę ich rozczarować.

 

Czy z tego wynika, że popełniliśmy błąd? Powinniśmy byli skierować artykuł 62a bardziej do policji niż prokuratury?

 

Jestem dużą entuzjastką tego, co się stało. Otworzyła się droga nie tylko do umorzeń spraw przez prokuratorów, ale także do szerokiej dyskusji społecznej. Opinia publiczna dowiedziała się sporo o tym zagadnieniu. To był też sygnał, że nawet Ministerstwo Sprawiedliwości dostrzega powagę sytuacji i zagrożenia oraz szkodliwość art. 62 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Doceniam to. Ale kiedy patrzę na procedury, moja radość trochę opada. Uważam, że nie możemy cierpliwie czekać, aż prokuratura oswoi się z artykułem 62a i dostrzeże sens w jego stosowaniu, bo to będzie trwało latami, a my nie mamy czasu. Ponad 30 tys. osób rocznie jest zatrzymywanych z powodu podejrzenia posiadania narkotyków, ja dostaję minimum dziesięć maili tygodniowo od klientów zatrzymanych przez policję z powodu posiadania znikomych ilości narkotyków. Utrzymanie jednej osoby w więzieniu kosztuje 30 tysięcy złotych rocznie. Niech praktyki prokuratorskie zmieniają się na lepsze, jasne, ale jednocześnie zmieniajmy prawo: wprowadzajmy redukcję szkód, zmieńmy system leczenia. Cały świat idzie na przód – Urugwaj, nawet Słowacja, gdzie było bardzo restrykcyjne prawo narkotykowe. Inaczej możemy się bawić w te zalecenia i art. 62a dla prokuratorów całymi latami.

 

Mówi się, że artykuł 72 znowelizowanej ustawy, który daje możliwości umorzenia wyroku po zakończonym sukcesem leczeniu, okazał się niewypałem.

 

Wydaje mi się, że prokuratorom nie chce się go stosować. Trzeba zawiesić postępowanie, monitorować, a potem ewentualnie dopiero złożyć wniosek o warunkowe umorzenie do sądu. Sprawa nie kończy się w ten sposób, że zamykasz akta i wrzucasz je do szafy. Co ciekawe, często sami klienci nie chcą z tego artykułu korzystać.

 

Boją się, że trafią na terapię do Monaru?

 

Też. Oczywiście wyjaśniam im, że rzeczywistość nieco zmieniła się, za posiadanie skręta z marihuaną nie zostaną umieszczeni w ośrodku leczenia uzależnień na dwa lata. Dzisiaj mamy tak fantastyczne programy i formy pomocy, że aż żal z nich nie skorzystać. Nasi klienci nie chcą jednak zwrócić się o pomoc, nawet gdy jej potrzebują, głównie dlatego, że nie mają zaufania do systemu leczenia uzależnień. Myślą, że mogą sami się wyleczyć. A nawet jeśli przyznają, że chcieliby skorzystać z pomocy terapeuty, to jednak nie chcą być uzależnieni od sądu w sprawie leczenia i wolą rozpocząć terapię niezależnie od toczącego się procesu karnego.

 

Stygmat uzależnionego jest gorszy niż stygmat przestępcy?

 

Nie do końca. Może problemem jest poczucie bycia zmuszonym do leczenia: a co jeśli nie będę miał dobrych wyników, nie przyjdę na umówione spotkanie i terapeutka to zaraportuje, co może być formalną przeszkodą do umorzenia postępowania? Terapia jest skuteczna i przynosi zadowalające efekty, kiedy jest dobrowolna, a artykuł 72 powoduje, że pacjent musi być cały czas traktowany jako skazany.

 

Kto się w Polsce boi dekryminalizacji? Policja, prokuratorzy, sędziowie? Eksperci i terapeuci?

 

Na dekryminalizacji nikt nie straci. Ci, którzy dzisiaj zajmują się polityką narkotykową w aspekcie leczenia, nadal będą potrzebni do działań profilaktycznych, edukacyjnych i leczniczych. Wszystkie osoby zaangażowane w tworzenie świata wolnego od narkotyków po prostu zmienią tylko front swoich działań. Czyli Monar, zamiast leczyć jak dziś metodą drug-free, mógłby zacząć leczyć substytucyjnie. Policja, zamiast wyłapywać użytkowników, zajmie się prewencją. Nawet dilerzy mogliby zyskać, porzucić życie niezgodne z prawem i zakładając działalność gospodarczą, nadal zarabiać na znanym sobie biznesie, a państwu zacząć płacić podatki.

 

W swoim raporcie proponujesz kilka interesujących zmian, niektóre rewolucyjne. Widzisz teraz dobry moment na prowadzenie kampanii i forsowanie na przykład legalizacji medycznej marihuany? Albo dekryminalizacji połączonej ze skuteczną profilaktyką?

 

Myślę, że jest sporo miejsca na debatę wokół tych wątków. Medyczna marihuana to temat, o którym nie mamy w Polsce zielonego pojęcia. Nie ma żadnych naukowych publikacji, które by go zgłębiały. Boję się trochę, że ta nieznajomość faktów spowoduje, że temat przejmą osoby, które niewłaściwie go wykorzystają – jak w Kalifornii, gdzie użytkownicy załatwiali sobie nielegalne recepty, żeby móc legalnie palić marihuanę. Nie chciałabym, żeby stało się to furtką dla użytkowników. Marihuana to cudowna roślina, która jako lek może pomóc wielu cierpiącym osobom. Mamy już w Polsce zarejestrowany pierwszy produkt medyczny na bazie konopi – Sativex, co w gruncie rzeczy niczegi nie zmienia, gdyż żaden lekarz nie będzie chciał go zapisywać. Nieliczni lekarze mają pojęcie, że cannabis może być lekiem na szereg schorzeń. Myślę, że zmiany nie zajdą bez ruchów oddolnych. Niestety wszystko, co kontrowersyjne i zbyt liberalne, rząd zrzuca na barki organizacji pozarządowych.

 

To my przecieramy pierwsze szlaki, narzucamy standardy. W sprawę legalizacji medycznej marihuany mogą się włączyć nie tylko ruchy z kręgu polityki narkotykowej, ale także lekarze i całe grupy pacjentów chcących leczyć się w ten nieinwazyjny sposób. W raporcie Rzecznika Praw Osób Uzależnionych przytaczam wiele prawdziwych historii osób, które zostały zatrzymane za posiadanie niewielkich ilości marihuany przeznaczonych na własny użytek medyczny. I to kolejna z wielu odsłon tego złożonego problemu, którego rozwiązanie nie jest wcale tak skomplikowane.

 

 

Agnieszka Sieniawska – współautorka Raportu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, przewodnicząca Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej

 

Źródło: Narkopolityka.pl

S
Soft Secrets