Profesor za piosenkarką!
Poniżej zebraliśmy cytaty z oficjalnego bloga profesora, które z pewnością przybliżą jego postać szerszym masom.
Poniżej zebraliśmy cytaty z oficjalnego bloga profesora, które z pewnością przybliżą jego postać szerszym masom.
Otwarta głowa, błyskotliwość wypowiedzi, dystans do samego siebie, to tylko jedne z wielu pierwszych słów, jakie przychodzą mi na myśl o tym człowieku nauki. W dobie powszechnej „narkoFOBII” prezentuje on stanowisko rzetelnego informowania społeczeństwa o faktycznych, potwierdzonych skutkach zażywania substancji psychoaktywnych i metod terapii uzależnień. Jest on jak wyspa na oceanie zabobonnych uczonych o upolitycznionych poglądach naukowych. Poniżej zebraliśmy cytaty z oficjalnego bloga profesora, które z pewnością przybliżą jego postać szerszym masom, a może niektórych zainspirują do pójścia w naukowe ślady profesora.
Źródło: vetulani.wordpress.com
Jerzy Adam Gracjan Vetulani (ur. 21 stycznia 1936 roku w Krakowie) – profesor nauk przyrodniczych, psychofarmakolog, neurobiolog, biochemik, członek Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności, doctor honoris causa Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. W latach 1976–2006 kierownik Zakładu Biochemii, a obecnie wiceprzewodniczący rady naukowej Instytutu Farmakologii PAN, profesor Małopolskiej Szkoły Wyższej im. J. Dietla w Krakowie. Autor kilkuset prac badawczych o międzynarodowym zasięgu, współtwórca hipotezy β-downregulacji jako mechanizmu działania leków przeciwdepresyjnych. W 1983 laureat Międzynarodowej Nagrody Anna Monika II klasy za badania nad mechanizmami działania elektrowstrząsu. Jeden z najczęściej cytowanych naukowców polskich w dziedzinie biomedycyny. Popularyzator nauki, przez ponad dwie dekady redaktor naczelny czasopisma „Wszechświat”. Zwolennik legalizacji marihuany i ogólnej depenalizacji narkotyków. Odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Od czerwca 2010 roku Pan Profesor prowadzi blog Piękno neurobiologii na WordPress. Bezpośrednią przyczyną założenia bloga było zlikwidowanie przez Tomasza Lisa, wówczas nowo wybranego redaktora naczelnego czasopisma „Wprost”, rubryki naukowej prowadzonej przez Vetulaniego. Autor na blogu publikuje informacje o najświeższych odkryciach dotyczących ludzkiego mózgu, a także ciekawostki i własne komentarze. Vetulani, jako główną motywację do prowadzenia blogu podał chęć dzielenia się własną wiedzą z innymi. Powiedział, że „za niedługo to, co ma w mózgu pójdzie do piachu, a więc trzeba jeszcze próbować, co się da przekazać innym”. Wybrał tę formę publikacji tekstów ze względu na możliwość dotarcia do jak największego grona czytelników oraz niezależność i swobodę w treści oraz terminie dokańczania wpisów.
Vetulani jest zwolennikiem legalizacji marihuany, a także ogólnej depenalizacji narkotyków.
Vetulani, jako argumenty za legalizacją marihuany wymienia m. in. jej niewielką (np. w porównaniu do alkoholu, dostępnego legalnie na polskim rynku) i w ogóle wątpliwą szkodliwość, właściwości medyczne (np. przy bólach spastycznych, astmie, jaskrze), odcięcie wpływów mafii oraz zysk dla państwa z akcyzy.
W 2010 roku, kiedy toczyła się publiczna debata na temat dopalaczy, a w Sejmie zgłoszono projekt ustawy antydopalaczowej, Vetulani określił całą sytuację jako "atak histerii społecznej". Profesor zwracał uwagę na stronniczość dziennikarzy przy opisywaniu całej sprawy, w jednym z wywiadów mówił:
Media w sposób skrzywiony, wręcz wypaczony pokazują liczbę wypadków czy komplikacji, jeżeli chodzi o mniej lub bardziej politycznie poprawne substancje. Przecież paracetamol, który znajduje się w prawie wszystkich środkach przeciwbólowych, przy przedawkowaniu powoduje śmierć. Tylko jeden na 250 przypadków śmierci z przedawkowania paracetamolu znajduje odbicie w mediach. Natomiast, jeśli ktoś umrze z przedawkowania amfetaminy – to już co trzeci wypadek jest nagłośniony. A każdy wypadek po ecstasy jest medialnie widoczny, jako spektakularny, zdarzający się najczęściej w dyskotece czy klubie.
W wywiadzie dla „Przekroju” opublikowanym w marcu 2012 Vetulani stwierdził: ”Chciałbym żyć w społeczeństwie, w którym tak jak dziś idziemy na ciastko, które przecież też jest szkodliwe, będziemy mogli pójść do kawiarni i zapalić marihuanę.”
Zwrócił także uwagę, iż zamykanie niewinnych młodych osób w więzieniach za posiadanie skręta oraz dalsze związane z tym konsekwencje (brak możliwości kandydowania do parlamentu, nauczania w szkole, pracy w sądzie) nie są niczym dobrym.
Żenujący proces DODY Rabczewskiej o „obrazę uczuć religijnych” Pan Profesor skomentował postem na swoim forum już 6 lipca 2012, a więc na gorąco. Jego porażająco logiczny dowód i próba rozwiązania pytania: ”Czy prorocy, przywódcy i zwykli mieszkańcy starożytnej Palestyny używali środków psychotropowych?” jest mitem, dla uszu każdego, kto umie słuchać języka nauki i faktów.
„Dzięki wyrokom ferowanym najpierw przez sędzinę Agnieszkę Jarosz, a potem sędzinę Agnieszkę Zakrzewską, skazującymi Dodę za niezbyt rewerentny stosunek do anonimowych autorów ksiąg biblijnych, do opinii publicznej dotarło pytanie: Czy prorocy, przywódcy i zwykli mieszkańcy starożytnej Palestyny używali środków psychotropowych?
Oczywiście używali wina. Temu nawet Mahometanie, uważający wino (a stąd i inne napoje zawierające alkohol) za grzeszne i zakazane, nie mogą zaprzeczyć. Noe pił wina nawet trochę zbyt wiele (Rdz 9,21), ale to nie on, ale potomstwo oglądającego go syna, Chama, zostało ukarane (Rdz 9,25). Wino było używane powszechnie, a w przekazach biblijnych wysoko cenione. To mądrość zaprasza prostaczków do picia wina (Prz. 9,5). Pierwszym cudem Chrystusa było uzupełnienie wina, kiedy goście na weselu w Kanie wykończyli przygotowane przez gospodarzy zapasy, co oznacza, że musieli pić zdrowo (J 2,3-10).
Wróćmy do roślin o własnościach psychotropowych, rosnących na ziemi Izraela. Rośliny wonne, mogące wywoływać odmienne stany świadomości, są wymieniane w Biblii. Czy były wśród nich konopie, których produktem jest marihuana? Pierwszą uczoną, która tak sugerowała (w pracy magisterskiej!) była warszawianka, Sara Benetowa, która uważała, że marihuaną była występująca w Biblii trzcina wonna, używana do sporządzania świętego oleju.
Większość uczonych nie zgadza się z propozycją Benet i uważa, tradycyjnie, że wonną trzciną jest tatarak, Acorus calamus. Mam wrażenie, przeglądając dyskusje na ten temat, że wielu argumentujących przeciw identyfikacji trzciny wonnej z marihuaną czyni to ze względów ideologicznych — nie wypada, aby prorocy, królowie i autorzy świętych ksiąg działali pod wpływem narkotyku.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że produkty konopi były znane na Bliskim Wschodzie i byłoby rzeczą dziwną, gdyby wyrzekli się ich stosowania Izraelczycy. Ale nawet jeżeli tak chcielibyśmy przyjąć, to zamienienie marihuany tatarakiem jest czymś więcej niż zamianą siekierki na kijek. Tatarak, również od dawna używany w medycynie Bliskiego i Dalekiego Wschodu, zawiera liczne substancje psychoaktywne (jeszcze nieumieszczone na liście środków zakazanych, ale parlament nie śpi), wśród których dominują alfa- i beta-azaron.
Trzcina wonna nie była jedynym psychotropowym składnikiem świętego oleju. Drugim była mirra. Był to produkt cenny, mógł być darem królewskim, czego dowodzi opowieść, że razem ze złotem i kadzidłem została ofiarowana przez Mędrców Dzieciątku Jezus (Mt 2,11). Nie była tylko pachnidłem — w czasach biblijnych i później używana była jako lek na wiele przypadłości, zawiera bowiem seskwiterpeny o silnych własnościach przeciwbólowych, działające na te same receptory, co morfina [Dolara P, Luceri C, Ghelardini C, Monserrat C, Aiolli S, Luceri F, Lodovici M, Menichetti S, Romanelli MN. Analgesic effects of myrrh. Nature 1996, 379, 29]. Wydaje się, iż wino z mirrą było z reguły podawane skazanym na śmierć na krzyżu aby zmniejszyć ich cierpienia. Tak więc na początku i u kresu swojej drogi życiowej Chrystus zetknął się z mirrą: na Golgocie “…dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął.” (Mk 15,23).
W czasach kiedy spisywane były święte księgi Starego Testamentu — a większość badaczy skłania się ku opinii, że księgi Tory zaczęto spisywać w okresie niewoli babilońskiej czyli od roku 600 p n.e. — produkty roślinne o działaniu psychotropowym podobnie jak wino były w powszechnym użyciu. Niewątpliwie więc istniała szansa, że autorzy ksiąg mogli w czasie pisania znajdować się pod ich wpływem, a związki zmieniające świadomość miały według wielu badaczy, jak wspomniałem, grać istotną rolą we wszystkich prawie tradycjach religijnych. Wiele tych środków rzeczywiście opisuje Biblia.
Bardzo interesującą analizę użycia halucynogenów, zwanych też w tym przypadku enteogenami (substancjami generującymi boskość wewnętrzną) w Biblii przestawia wybitny uczony izraelski, Beni Shanon [Shanon B: Biblical Entheogens: a Speculative Hypothesis. Time and Mind 2008, 1; 51–74]. Hipoteza Shanona, że starożytna religia Izraela była związana z użyciem enteogenów, opiera się na analizie istotnych epizodów w życiu twórcy religii żydowskiej — Mojżesza, oraz na analizie botanicznej Izraela, a także znajomości działania amazońskiego napoju bogów — ayauaski.
W Biblii występują jeszcze inne rośliny psychotropowe. Jedną z nich jest mandragora. Mandragora, oryginalnie w hebrajskiej wersji Biblii dudaim — roślina miłości, zawiera w swoim korzeniu alkaloidy i była od wieków uważana za przedstawiciela flory czarodziejskiej, lek sprowadzający miłość, płodność i sen.
To, a także fakt, że inne substancje psychotropowe — mirra, kadzidło, mandragora oraz haszysz lub tatarak (albo obie) były rozpowszechnione w czasach biblijnych przemawiają za tym, że księgi Pisma Świętego były pisane przez osoby używające środków powodujących odmienne stany świadomości. Powstaje więc pytanie, które postawiła publicznie Dorota Rabczewska: Czy można wierzyć pismom, stworzonym pod wpływem działania psychodelików?
Z biologicznego punktu widzenia — czemu nie? Nie wierzyłbym w prace naukowe pisane pod wpływem związków zaburzających liniowe, logiczne rozumowanie potrzebne w pracach tego typu czy rozwiązaniach konstruktorskich. Ale czy zaburzone stany świadomości, a nawet choroby psychiczne, nie mogą nam otworzyć świata w innych dziedzinach poznania? Schizofrenia El Greco dała nam wspaniałe obrazy, jakich nie wymyśliłaby osoba widząca świat “takim, jaki jest”. Artyści cierpiący na chorobę afektywną dwubiegunową (czyli psychozę maniakalno-depresyjną) i tworzący pod wpływem środków zmieniających świadomość ofiarowali ludzkości bardzo wiele, właśnie dzięki swej chorobie czy nałogowi (Jimi Hendrix, Kurt Cobain, Francis Coppola, Charles Dickens, Emily Dickinson, Ernest Hemingway, Whitney Houston, żeby wymienić tylko kilka nazwisk). Wizja religijna to także nie rozsądne myślenie związane z działaniem kory przedczołowej, ale użycie tych części mózgu, które normalnie pracują stłumione aktywnością “zdrowego rozsądku”, umożliwiająca przeżycie.
A z logicznego punktu widzenia: fałszywość przesłanek nie świadczy o fałszywości wniosku. Prosta dedukcja oparta na dwóch fałszywych założeniach: “Chleb jest kamieniem” i “Kamienie są jadalne” prowadzi do wniosku, że chleb jest jadalny, i jest to wniosek prawdziwy.
Antropologia wskazuje, że enteogeny miały wielkie znaczenie przy tworzeniu większości, jeżeli nie wszystkich systemów religijnych. Koniec końców rośliną, która umożliwiła nam wyjście z poziomu zwierzęcej niewinności i zrozumienie różnicy między złym a dobrym była właśnie roślina: drzewo poznania dobra i zła. Oczywiście narkofobi mogą zauważyć, że Bóg stworzył to drzewo, ale pod groźbą śmierci zakazał spożywania jego owoców (Rdz 2,17), jednak chęć poznania świata, chęć stania się równymi bogom i zdobycia wiedzy przeważyły. Dobrze zauważyć, że inicjatywa w kierunku rozwoju własnych możliwości, wbrew możliwym kłopotom, wyszła od kobiety (Rdz 3,6) — od początku świata płeć piękna była motorem postępu. I od czasów Ewy ludzkość wciąż poszukiwała substancji psychodelicznych i enteogenów — nie dają one zazwyczaj euforii, takiej jaka dają stymulanty czy opiaty, ale pozwalają — w naszym odczuciu — przeniknąć nieco w głąb nieznanego. A to jest — jak się wydaje — uniwersalną potrzebą naszego gatunku.
Nie ma się na co obrażać! A Dodzie gratuluję odwagi, życzę powodzenia w Strasburgu, i deklaruję, że jestem jej fanem od chwili, kiedy w TVN usłyszałem, co sądzi o generale Szczygło, który chciał ją wysłać z koncertem do polskich żołnierzy w Iraku bez ubezpieczenia.”
Z naukowego punktu widzenia cały proces budowania napięcia prze prokuraturę na Panią Rabczewską rozsypał się jak przysłowiowy domek z kart. Siła argumentów powinna wystarczyć obrońcom Dody, nawet przy średnio rozgarniętym składzie sędziowskim.