Polityka narkotykowa w 2012 roku
Opinia Dr.Mateusza Kalinowskiego na temat przewidywanych zmian w prawie antynarkotykowym
Opinia Dr.Mateusza Kalinowskiego na temat przewidywanych zmian w prawie antynarkotykowym
Źródło: mateuszklinowski.pl
"Dwa lata bez precedensu w polskiej polityce. Narkotyki wkroczyły najpierw do debaty publicznej, później do sejmowej pyskówki, przede wszystkim dzięki Beacie Kempie oraz jej klubowym koleżankom i kolegom z PiS, aby na końcu pojawić się w sejmowych pokojach. Po raz pierwszy jawnie, pod postacią posłów z ugrupowania Janusza Pali… kota.
Ugrupowanie to coś narkotykom zawdzięcza. Gdy upominałem się w swoich tekstach o wzięcie przez partyjnych strategów pod uwagę rosnącej stale liczby konsumentów narkotyków w Polsce, poddawanych prześladowaniom ze strony państwa i organów ścigania, które porównać można do tych, jakie kiedyś spotykały działaczy antykomunistycznego podziemia, nikt nie brał tych apeli poważnie. Podobnie jak tego porównania.
Tymczasem grudzień 1981 roku i grudzień 2000, kiedy uchwalono obecną ustawę, wiele mają ze sobą wspólnego. I jest jedynie kwestią czasu, gdy osoby zamykane w więzieniach za palenie marihuany doczekają się rytualnej rehabilitacji, wręczania orderów i dorocznych spotkań w długą zimową noc pod domem Barbary Labudy, Generała narkotykowej represji.
Wiatr historii, jak się okazało, pochwycił w żagle jedynie największy na naszej politycznej scenie wizjoner, albo najsprytniejszy marketer. Dziś jego ugrupowanie stanowi trzecią siłę w państwie, z realną szansą na przejęcie władzy po Platformie. Palikot spłaca narkotykom swój dług z nawiązką wprowadzając temat narkotyków do politycznego mainstreamu. Marihuana wreszcie zwyciężyła, pomogła wygrać wybory. Lecz co dalej?
Nieprzygotowane propozycje
Gdy klika miesięcy temu twierdziłem, że najlepszą strategią walki o prawa osób używających narkotyków jest połączenie postulatów ze innymi środowiskami wykluczonych, przede wszystkim środowiskiem spod znaku LGBT, wywołałem burzę. Nieoczekiwanie jednak postulat ten doczekał się szybkiej realizacji. Dziś rzecznikiem „konsumenta” stał się sztandarowy gej RP – Robert Biedroń. I chwała mu za to. Słowa i deklaracje powinny być jednak wsparte merytoryczną treścią, tej świeżo powstałemu klubowi brakuje. W ostatnim czasie Ruch Palikota popełnił więc poważne błędy, co kilka dni przedstawiając kolejne propozycje, które tak naprawdę propozycjami nie były. Mnożono pomysły, ale nie towarzyszyły im żadne spotkania ekspertów, nie przygotowano żadnych dokumentów. Zapanowało tradycyjne dla polskiego parlamentu pustosłowie. A więc coś, czego w sprawie narkotyków boję się najbardziej.
Zapleczem eksperckim nie są też z pewnością Wolne Konopie. O ile stanowią one unikalne siedlisko aktywizmu, które Ruch powinien pielęgnować, dopieszczać i wykorzystywać nie tylko do walki o reformę regulacji narkotykowych, o tyle „ekspertom” Konopi zabrakło kompetencji, a samo środowisko pogrążyło się w wewnętrznych sporach. Nie wróży to dobrze na przyszłość.
Ministerstwo Sprawiedliwości oderwane od rzeczywistości
Tymczasem od 9 grudnia obowiązuje wywalczona, wyszarpana zmiana w artykule 62 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Zamiana polega na dodaniu enigmatycznego stwierdzenia (w postaci art. 62a), że prokurator może umorzyć postępowanie dotyczące posiadania niewielkich ilości narkotyków na własny użytek, o ile „orzeczenie wobec sprawcy kary byłoby niecelowe ze względu na okoliczności popełnienia czynu, a także stopień jego społecznej szkodliwości”.
Nagromadzenie znamion ocennych umorzenia i brak definicji niewielkich ilości gwarantują, że prokuratorzy nowy przepis będą po prostu ignorować jako niezrozumiały. Nie wywrze on również żadnego zauważalnego wpływu na działania Policji, nastawionej na masowe poszukiwania i zatrzymania osób „podejrzanych” o posiadanie. Czyli de facto tych, którzy nawiną się im pod rękę. Antyobywatelskie państwo stanu wyjątkowego, jakie od lat budujemy w Polsce trwa w najlepsze.
„Wzmacnianie mechanizmów kryminalizacji wobec osób uzależnionych umacnia jedynie czarny rynek narkotykowy (…), ogranicza (…) dostępność do leczenia i powiększa straty społeczne (…)” – mówi w oderwaniu od opisanej rzeczywistości Stanisław Chmielewski, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Słowa te padły na konferencji „Nowe regulacje prawne w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii w dążeniu do realizacji celów polityki karnej i zdrowotnej”, która 29 listopada miała miejsce w gmachu resortu sprawiedliwości. Niewiele sensownego na niej powiedziano, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości zgodzili się jednak co do jednego – nikt nie wie, jak nowe prawo stosować.
Zwłaszcza, że ustawa (art.70a) wprowadza możliwość zbierania informacji na temat używania przez podejrzanych narkotyków, o ile zachodzi podejrzenie, że osoba używa ich szkodliwie. Jakie są przesłanki zaistnienia takiego podejrzenia? Czy takie informacje należałoby zbierać na temat wszystkich zatrzymanych? Czy informacje to posłużą umarzaniu postępowania przez prokuratora w trybie art. 62a, gdyż certyfikowani specjaliści kierować ich będą na własną rękę do odpowiednich przychodni, o czym prokurator będzie się dowiadywał natychmiast? Czy konieczność zbierania takich informacji w godzinach 6-22h na komisariatach Policji skróci czas pozostawania w izbie zatrzymań osób złapanych z narkotykami, czy go wydłuży?
Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań i – co więcej – nikt ich nie zna. A zatem, wprowadziliśmy jako kraj w prawny krwioobieg kolejną ustawę, która ogranicza i ingeruje w prawa i wolności obywateli, ale nie mamy pojęcia, jak ona działa. I czy w ogóle będzie w jakikolwiek sposób działać.
Najprawdopodobniej nowe przepisy okażą się po prostu martwe. Z ostrożności nie będę z nich korzystać ani prokuratorzy, ani sędziowie. Pewnie też nieprędko odkryją, że takowe istnieją.
Dodatkowym „smaczkiem” jest fakt, że choć ustawa obowiązuje od 9 grudnia, nadal brakuje wszystkich niezbędnych do jej funkcjonowania rozporządzeń. Art.70a nie może być więc w ogóle stosowany. To też dużo mówi o jakości naszej demokracji i państwa.
Na koniec, optymizmem nie nastraja postać nowego Ministra Sprawiedliwości – Jarosława Gowina. Na ile orientuje się on w problematyce, którą zajmuje się jego resort? Jedyna nadzieja w jego nastoletnim synu, być może dzięki niemu minister zechce zainteresować się używkami, po które sięgaj&
#261; syna rówieśnicy. A przede wszystkim konsekwencjami, jakie mogą ich za to spotkać.
Kampania „Narkotyki. Na co mi to?”
Gdy mowa już o ludziach młodych, ofiarach obecnego systemu represji, nie sposób nie wspomnieć o kolejnej kuriozalnej kampanii przeciwko narkotykom. Zwłaszcza, że jest ona dziełem rządowego Biura Przeciwdziałania Narkomanii, a jej zalety chwalił sam jego szef – Piotr Jabłoński. Kampania za pomocą m.in. telewizyjnych spotów ma przekonać młodych ludzi, że jak się ma pasję, to nie trzeba przyjmować narkotyków pasjami. A jak się nie ma? Większość ludzi nie bierze narkotyków. I co z tego? Znów zamiast pochylenia się nad problemem oglądamy propagandę za publiczne pieniądze. O jej wpływie niech świadczy strona internetowa. Próżno na niej szukać oznak wielkiego zainteresowania.
Uczestnictwo w spotkaniach z udziałem rządowych oficjeli, przedstawicieli zależnych od polityków instytucji eksperckich (jak Krajowe Biuro Przeciwdziałania Narkomanii, podlegające Ministrowi Zdrowia) czy organów władzy państwowej (Policja, CBŚ) przekonuje mnie jedynie, że w gronie tym powtarzane są bez przerwy wygodne frazesy, składane bezpieczne deklaracje w formie tautologii, brak jest natomiast krytycznej analizy funkcjonowania instytucji, o chęci pojęcia odważnych reform nie wspominając.
Dopóki nie doczekamy się niezależnych od polityków instytucji operujących na materialne naukowym, które będą miały znaczący wpływ na uchwalane w kraju prawo, dopóty zamiast skutecznych rozwiązań doniosłych społecznie problemów liczyć będziemy mogli jedynie na kolejne markujące takie rozwiązania kampanie i gesty.
W 2012 roku nie dokonamy w polityce narkotykowej żadnego przełomu. Ale przynajmniej nadal będziemy gromadzić dowody, że przełom taki jest niezbędny. Produkować będą je z dużym zaangażowaniem organy ścigania i urzędy państwowe. Produktem ubocznym będzie cierpienie obywateli poddawanych niczym nieuzasadnionym represjom. Ale to w tym kraju nie ma żadnego znaczenia."