Organiczna uprawa roślin - część 1

Soft Secrets
18 Feb 2013

Biologiczny - to słowo stało się hasłem, którego nie można już usunąć z dyskusji o alternatywie zapewniającej zdrowy świat.


Biologiczny - to słowo stało się hasłem, którego nie można już usunąć z dyskusji o alternatywie zapewniającej zdrowy świat.

Biologiczny — to słowo stało się hasłem, którego nie można już usunąć z dyskusji o alternatywie zapewniającej zdrowy świat. Określenie „biologiczny" używa się w odniesieniu do ogrodów, artykułów spożywczych, środków ochrony roślin i światopoglądów, być może z dobrym zamiarem, lecz przeważnie niefortunnie i w sposób niewiele mówiący. Dlatego zaraz na początku spróbujemy je sprecyzować. 

Ogrodnik stąpa po ziemi pewnie, toteż słowa, których używa, powinny być jednoznaczne. Według definicji pochodzącej z nowej encyklopedii Brockhausa biologia „jest nauką o organizmach żywych". W „Nowym Wielkim Leksykonie Ogrodniczym", którego autorem jest Georg E. Siebeneicher, pod hasłem „biologiczna uprawa" czytamy: „zespół zgodnych z naturą = biologicznie umotywowanych sposobów uprawy stosowanych w rolnictwie i ogrodnictwie... Uprawa biologiczna (nazywana także zgodną z prawami życia obowiązującymi w naturze, organiczną lub organiczno-biologiczną) powstała, jako reakcja na rozpowszechnianie zabiegów chemicznych, szczególnie w nawożeniu i ochronie roślin".

Oczywiście istnieje nie tylko jedna metoda biologiczna, lecz także różne kierunki biologiczne. Jednakże, jeśli nawet różnią się one detalami, to podstawowe zasady są wspólne. Albert von Haller tak pisze w swojej książce „Korzenie zdrowego świata": „Biologiczne ogrodnictwo polega na uwzględnianiu różnorodnych związków między roślinami uprawnymi a organizmami glebowymi, powietrzem i wodą oraz klimatem i mikroklimatem, oraz sprawdzaniu wpływu każdego zabiegu uprawowego na tę całość". I dalej: „W uprawie biologicznej istotne znaczenie ma nie samo stosowanie substancji organicznych, lecz ich jakość. Nawożenie obornikiem nie oznacza jeszcze, że mamy do czynienia z metodą biologiczną. Uzyskanie dobrych wyników w ogrodnictwie biologicznym uwarunkowane jest głównie kompostowaniem".



Także określenie „natury" wymaga kilku słów wyjaśnienia. Naturalne metody w ogrodnictwie nie oznaczają, że pozwala się działać samej naturze. Od stuleci ludzie zajmowali się „kulturą" roślin w ogrodach i usiłowali w różny sposób zwiększać plony. Tylko dzięki temu można było wyżywić mieszkańców Ziemi, których liczba ciągle wzrastała. Kto chce zbierać tłuste, aromatyczne szczyty, musi dokarmiać rośliny. To, co rośnie dziko w naturze, nigdy nie wystarczy człowiekowi. Także ogrodnik — zwolennik ogrodnictwa biologicznego zajmuje się „kulturą" roślin. Jednakże stara się on, aby jego ingerencja w naturalne stosunki roślina — środowisko nie po-wodowała zakłóceń. Usiłuje on w sztucznym świecie swojego ogrodu stworzyć nową równowagę — w harmonii z naturą. A zatem w tym przypadku naturalny oznacza zgodny z prawami natury.

Ogrodnik organiczny 

Ogrodnik — zwolennik uprawy biologicznej nie jest władcą w swoim ogrodzie: zwierzęta i rośliny nie są jego podwładnymi, lecz braćmi. I nie jest to wcale oderwane od życia stwierdzenie romantyka. Także zachodni naukowcy powoli zaczynają uznawać to, co wielcy filozofowie Wschodu oraz ludy pierwotne już od dawna intuicyjnie wyczuwały: wszystkie organizmy żywe na Ziemi są ze sobą w skomplikowany sposób powiązane. Dlatego istoty najwyżej rozwinięte są zależne od funkcjonowania najprostszych form życiowych. Wyginięcie mikroskopijnych bakterii żyjących w glebie, spowodowałoby zagładę roślin, zwierząt i ludzi. Już w roku 350 p.n.e. taoistyczny filozof Zhuangzi stwierdził: „Oto jest to, co nazywa się światem, jedność wszystkich stworzeń". Ponad 2000 lat później antropolog Claude Lèvi--Strauss uważał, że już najwyższy czas dla kultur Zachodu, „aby zrozumieć, że człowiek jest tylko jedną z wielu istot żywych, która może przeżyć pod warunkiem respektowania tych innych". Albert Schweitzer nazwał ten respekt „szacunkiem dla życia".

Ta myśl przewodnia powinna być wspólna dla wszystkich, którzy zajmują się ogrodnictwem biologicznym. Może brzmi ona staroświecko, ale jest tak stara i jednocześnie tak młoda jak życie. Ludzie nie ustanowili praw życia, mogą tylko żyć według nich. Jeśli będą występować przeciw nim, wcześniej czy później przegrają.

Kiedyś pustynia Sahara była spichlerzem Afryki Północnej. Rabunkowa gospodarka Rzymu zniszczyła ją. Przez tysiąclecia Indianie Ameryki Północnej żyli w harmonii z dziewiczą przyrodą. I wystarczyło tylko 200 lat panowania „białych ludzi", by zmienić rozległe regiony kontynentu w nieurodzajne stepy. Brak umiaru i żądza zysku pozwoliły ludziom zapomnieć, że zapasy ziemi mogą się wyczerpać. Ale istnieje też prastary przykład innego podejścia: Chiny. W 1943 r. sir Albert Howard napisał w swoim rolniczym testamencie: „Drobne gospodarstwo w Chinach, na przykład, ciągle daje stałe plony, i pomimo trwającego 4000 lat gospodarowania żyzność gleby nie zmniejszyła się".

W chińskich ogrodach i domach nie wyrzuca się bezmyślnie odpadków. Cały materiał organiczny jest przeznaczony na kompost i nawóz. Zachowana przez 4000 lat żyzność chińskiej gleby powinna przynajmniej dać wiele do myślenia społeczeństwu zachodniemu, wyrzucającemu wszelkie odpadki. „Zdobimy haftem nasz kraj" — tak jeszcze dziś mówią chińscy ogrodnicy. Roland Rainer, który w 1973 r. przejechał Chiny wszerz i wzdłuż, uważa, że w tym poetyckim stwierdzeniu wyraża się „gotowość do bardziej życzliwego, wzmożonego wysiłku w pielęgnowaniu przestrzeni życiowej z wszelkimi konsekwencjami". Tak powinien brzmieć opis krajobrazu, w którym istnieją wyłącznie ogrody biologiczne! Od czasu otwarcia się Chin na Zachód i coraz szybszej przemiany społeczeństwa rolniczego w przemysłowe stają się widoczne również negatywne zmiany w sposobie traktowania ziemi dotychczas nastawionego nie tylko na zysk. Konsekwencje nastąpią później niż na Zachodzie, ale skutki mogą być groźniejsze niż w Europie i Ameryce, ze względu na gęstość zaludnienia w „Państwie Środka".

Na koniec wróćmy jeszcze raz do pytania: co oznacza ogrodnictwo biologiczne? Mówiąc całkiem prosto oznacza to współpracę z naturą, a nie występowanie przeciw niej. Taka po-stawa zakłada, że ogrodnik zna naj-ważniejsze prawa natury i ciągle bacznym okiem obserwuje, co dzieje się w jego ogrodzie. Ale ten „powrót do natury" nie może oznaczać powrotu do przestarzałych technik. Prastare są jedynie podwaliny pod rozwój nowych przyszłościowych metod biologicznych, które również wykorzystują zdobycze naukowe i techniczne naszych czasów, ale czynią to z rozwagą. Toteż zwolennicy ogrodnictwa biologicznego nie są nieżyciowymi marzycielami, lecz realistami, którzy potrafią urzeczywistnić swoje marzenia o ogrodzie. Oni wszyscy mogliby przy wejściu do swojego ogrodu umieścić odpowiedź wielkiego ogrodnika Karla Foerstera: „Kto pragnie urzeczywistnić marzenia, musi być bardziej czujny i intensywniej śnić niż inni".

Gleba 

Gleba jest to powierzchniowa biologicznie czynna warstwa skorupy ziemskiej. Ma ona strukturę mniej lub bardziej gruzełkowatą i stanowi środowisko, w którym rozwijają się korzenie roślin. „Gleba porośnięta roślinnością" może mieć kilka centy-metrów lub kilka metrów grubości, ale tylko górna, 10—30-centymetrowa warstwa zawiera cenną próchnicę. Jeszcze dziś tę właśnie warstwę nazywamy ze czcią: „Matką Żywicielką". I rzeczywiście: żywi ona rośliny, zwierzęta i ludzi. Gdyby pewnego dnia zabrakło gleby, na-" sza planeta martwa znowu stałaby się gwiazdą.



Ogrodnik, który weźmie garść ziemi ze swojego zagonu, trzyma w dłoni mały światek. Gołym okiem, co prawda niewiele można dostrzec — tylko brunatne okruchy i co najwyżej dżdżownicę lub wija. Jednakże ta garść ziemi tętni życiem miliardów mikroskopijnych organizmów. Wzrok ogrodnika musiałby mieć ostrość mikroskopu, aby dostrzec pojedyncze osobniki. Gdyby tak się stało, pewnie zaniemówiłby z wrażenia. W 1 dm3 ziemi pobranej z 15-centymetrowej warstwy gleby na łące żyje na przykład: 1 551 000 000 wiciowców i orzęsek, 50 000 nicieni, 220 skoczogonków, 14 wijów, 5 ślimaków i 2 dżdżownice. Niewyobrażalne mnóstwo stworzeń. Te dokładne dane zawdzięczamy szwajcarskiemu badaczowi A. Stockli. Do jeszcze ciekawszych wyników doszedł w swoich badaniach prof. Sauerlandt, który oznaczał liczbę organizmów żywych w 1 m2 ziemi uprawnej. Była to słabo próchniczna gleba piaszczysta, a badana warstwa miała grubość 20 cm. Gdyby tę ilość ziemi przenieść na zagon, to mogłyby na niej wyrosnąć tylko dwie główki kapusty. 

Najwięcej mikroorganizmów żyje w kompoście. W garści kompostu znajduje się więcej żywych stworzeń niż ludzi na kuli ziemskiej! Jeśli ktoś, spędzając kiedyś spokojne chwile w ogrodzie, zdał sobie sprawę, jak bogate i skomplikowane jest życie w glebie, ten z pewnością ostrożniej i z większym szacunkiem będzie obchodził się z tym mikrokosmosem.



Przyjrzyjmy się teraz bliżej dwóm głównym aktorom, reprezentantom całego zespołu występującego w tym wielkim podziemnym spektaklu. Ważną rolę w warstwie próchnicznej odgrywają grzyby i bakterie wiążące i gromadzące azot atmosferyczny, które żyją w symbiozie z korzeniami roślin. Sir Albert Howard tak obrazowo opisuje znaczenie mikoryzy (zjawisko współżycia grzybów z korzeniami roślin wyższych): „Zbliżone związki chemiczne wydzielane przez żyjące w warstwie próchnicznej grzyby umożliwiają im wnikanie do żywych komórek korzeni oraz współżycie z roślinami... Jeśli bada się pod mikroskopem odpowiedni preparat takiego korzenia, wtedy można obserwować kolejne etapy w procesie „trawienia" grzybni. W finale wspólnego życia korzeń niszczy grzybnię i może wykorzystać węglowodany i białka, które grzyb częściowo pobrał z próchnicy. Mikoryza jest w ten sposób żywym mostem, który bezpośrednio łączy żyzną próchniczna glebę z rosnącymi na niej roślinami i przez który mogą być przeprowadzane z gleby do rośliny substancje pokarmowe nadające się do natychmiastowego zużycia". Podobną funkcję pełnią bakterie brodawkowe, żyjące w korzeniach roślin motylkowych (Leguminosae). Bakterie te wiążą azot atmosferyczny i dostarczają jego związki roślinom, z którymi żyją w symbiozie. Po obumarciu grochu, fasoli lub koniczyny część związków azotu dostaje się wraz z korzeniami do gleby i przyczynia się do naturalnego wzbogacenia jej w azot. Dr Fritz Caspari uważa, że takie wy-korzystanie azotu z powietrza graniczy prawie z cudem: „To, czego dokonał przemysł przed 40 laty (Haber-Bosch od 1915 r.), z ogromnym wysiłkiem, pod wysokim ciśnieniem i w wysokiej temperaturze, w potężnych aparatach, roślina robi od dawna, jakby „na marginesie". Wbudowuje ona azot, jeden z głównych pierwiastków kuli ziemskiej, w związki, które mogą bezpośrednio służyć do rozwoju jej ciała". A fiński laureat Nagrody Nobla, prof. dr h.c. Virtanen, twierdzi, że: „Biologiczne wiązanie azotu z powietrza, obok asymilacji dwutlenku węgla, jest procesem o fundamentalnym znaczeniu dla wszystkich procesów życiowych na naszej Ziemi". Trzecim, głównym aktorem tego przedstawienia, którego akcja toczy się pod ziemią, jest dżdżownica. Wśród zwierząt, które można dostrzec gołym okiem w glebie, odgrywa ona szczególną rolę. W zasadzie dżdżownica pracuje w poziomie rozkładu, ale długie korytarze, które drąży w czasie swej pracy, prowadzą przez wszystkie warstwy gleby, aż do skały macierzystej. Tym samym przyczynia się do przewietrzania gleby, a także do równomiernego nawodnienia. Odchody dżdżownic to najwyższej jakości próchnica. Zawierają one siedem razy więcej azotu, trzy razy więcej potasu, dwa razy więcej wapnia i sześć razy więcej magnezu niż zwykła gleba ogrodowa. 

Dwie najwyżej położone warstwy gleby różnią się nie tylko swymi mieszkańcami i ich sposobem pracy. Także powstała w tych warstwach próchnica ma różną jakość. W górnym poziomie rozkładu powstaje żyzna warstwa gleby, która ciągle przyrasta, ale jest relatywnie nietrwała. Taki stan gleby nazywa się „mikrobiologiczną pulchnością": powstałą tu próchnicę charakteryzują duże, luźne gruzełki, które są rozmywane przez deszcz lub twardnieją podczas upałów albo mrozów. Pod wpływem takich niekorzystnych warunków próchnica ta ulega zniszczeniu.

Natomiast w głębszej, właściwej war-sitwie próchnicznej powstaje tzw. próchnica trwała. Taki stan gleby z kolei określa się, jako „pulchność makromolekularną". Gruzełki są tu mniejsze, silniej zlepione i bardziej trwałe. Łączą się one z obecnymi w glebie substancjami huminowymi, wskutek czego tworzą się stabilne kompleksy koloidalno-próchnicowe. Charakterystyczną cechą substancji huminowych, zresztą dokładnie jeszcze niezbadanych, jest obecność w nich azotu. Jeśli ich zawartość w glebie jest wysoka, stanowią one magazyn azotu, którego zapasy wolno mineralizują się i przekazywane są roślinom. Jest to, więc dobrze rozłożona w czasie gospodarka zasobami. Tworzenie się gruzełkowatej struktury gleby należy do jednych z najbardziej ciekawych procesów w przyrodzie. Niezliczone organizmy żywe nieustannie i skwapliwie wykonują swoją pracę, w wyniku, której te brunatne grudki gleby powstają i łączą się ze sobą. Utworzona w ten sposób żywa konstrukcja z pyłu i obumartych mikroorganizmów trzyma się razem dzięki strzępkom grzybni i śluzowi bakterii. Naukowcy nazywają ten proces „żywą przebudową". Z tego obrazowego terminu jasno wynika, że żyzność gleby, warunkująca nasze życie, powstaje dzięki nieskończenie wielu drobnym organizmom. Czyż nie należy się najwyższe uznanie tym zastępom maleńkich, milczących robotników?

 

S
Soft Secrets