OŚWIADCZENIE JAKUBA GAJEWSKIEGO DLA MEDIÓW W SPRAWIE JEGO ARESZTOWANIA
Zainteresowanie moją sprawą powoduje, że czuję się zobowiązany wyjaśnić kwestie pozostające w zainteresowaniu mediów zwracających się do mnie z licznymi pytaniami.
Zainteresowanie moją sprawą powoduje, że czuję się zobowiązany wyjaśnić kwestie pozostające w zainteresowaniu mediów zwracających się do mnie z licznymi pytaniami.
Zainteresowanie moją sprawą powoduje, że czuję się zobowiązany wyjaśnić kwestie pozostające w zainteresowaniu mediów zwracających się do mnie z licznymi pytaniami.
Odmówić muszę udzielania odpowiedzi na pytania dotyczące mojej sprawy – postępowania przygotowawcze z mocy samego prawa są niejawne, a rozgłaszanie informacji związanych ze śledztwem grozi dodatkową odpowiedzialnością karną i możliwością zastosowania tymczasowego aresztowania w razie uznania takiego zachowania za „utrudnianie postępowania”.
Nie mogę więc udzielać odpowiedzi na pytania o treść zarzutu i okoliczności zdarzenia, nie będę ujawniać treści moich wyjaśnień ani nawet tego, czy i do czego się przyznałem. Do organów ścigania stawiłem się sam dobrowolnie po zatrzymaniu innych, najbliższych mi osób, celem wyjaśnienia sytuacji i nie mam absolutnie żadnych zarzutów do funkcjonariuszy prowadzących postępowanie, ani do Pani Prokurator, ani do Pana Sędziego. Wszystkie osoby zachowywały się wyjątkowo profesjonalnie, przestrzegały przepisów i zasad kultury. Wszystkie zatrzymane w Wielki Czwartek osoby przebywają już na wolności.
Niewątpliwie zatrzymanie wiceprezesa Stowarzyszenia Wolne Konopie, osoby publicznej, otwarcie od wielu lat walczącej o zalegalizowanie używania konopi indyjskiej przede wszystkim w celach medycznych skutkuje rozgłosem większym od zatrzymania anonimowego, przysłowiowego „Kowalskiego”. Daje także efekt w postaci skutecznego wzbudzenia strachu u pacjentów i bliskich im osób, które obawiają się powtórzenia scenariusza także w ich przypadku i przerażeni są perspektywą postawienia im zarzutów zbrodni zagrożonej karą pozbawienia wolności od 3 do 15 lat.
Nie przesądzam, ani nie twierdzę, że geneza mojej sprawy jest polityczna.
Nie wiem tego. Mógłbym tak przypuszczać po ostatnich wydarzeniach medialnych związanych z walką o medyczną marihuanę.
Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że pacjenci i ich bliscy oraz udzielający im pomocy przyjaciele są realnie zagrożeni odpowiedzialnością karną dopóki nie ulegną zmianie niekonstytucyjne przepisy ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.
To, co spotkało mnie – może w każdej chwili spotkać tysiące pacjentów używających w terapii oleju RSO, przede wszystkim pacjentów cierpiących na schorzenia neurologiczne, używających substancji uzyskiwanych z konopi indyjskiej w innej, niż olej, formie, których są dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy…
W razie zatrzymania jednego z anonimowych pacjentów lub jego bliskiego – fakt ten nie będzie nagłośniony przez media i portale społecznościowe tak, jak moja sprawa.
To dzięki mojej sprawie, która dotyczy także praw pacjentów, o ich zagrożeniu surową odpowiedzialnością karną media chcą rozmawiać, a informacja o tzw. „podziemiu marihuany medycznej” przenika do szerokiego grona odbiorców.
Politycy konstruujący przepisy karne, wskutek których doszło do sytuacji zagrożenia surową karą nieuleczalnie chorych pacjentów i pomagających im najbliższych, powinni z własnego doświadczenia wiedzieć, że w obliczu perspektywy potwornej, pełnej cierpień śmierci ukochanej, najbliższej osoby człowiek pragnie sam znaleźć się na miejscu chorego, jest gotowy „sprzedać duszę diabłu”, aby tylko uratować mu życie lub przynajmniej ulżyć w cierpieniu. Prawdziwi ludzie, umiejący kochać, zdolni do empatii, wrażliwi, nawet tacy o wysokim poczuciu moralności – nie cofną się przed niczym, aby uratować zdrowie i życie najbliższym. Zdrowie i życie człowieka jest dobrem i wartością największą, nawet przepisy karne za dobro najwyższe uznają właśnie zdrowie i życie ludzi. Nic więc w tym nie ma dziwnego, że w razie tragedii rodzinnej jaką jest na przykład lekooporny i chemiooporny złośliwy nowotwór – narażając się na karną odpowiedzialność ludzie sięgają po zakazane w naszym kraju substancje – którymi legalnie leczy się ludzi w innych krajach świata, a także w Polsce w ramach terapii eksperymentalnych i eksperymentów medycznych, na które niestety może dostać się ograniczona liczba szczęśliwców.
Jak ocenić system, który nakazuje swoim funkcjonariuszom ściganie i karanie ludzi ratujących, legalnym gdzie indziej lekiem, życie swoich najbliższych?
Jaki jest stopień społecznej szkodliwości takiego czynu? Komu takie zachowania zagrażają? Portfelom firm farmaceutycznych i związanym z nimi wielkim interesom finansowym na pewno. Ale zagrożenia społecznego nie ma żadnego.
Nie czuję, abym zrobił coś złego, nie akceptuję sankcjonowania czynów zgodnych z obowiązkiem moralnym ratowania zdrowia i życia legalnym w innych krajach lekiem. Mam poczucie niesprawiedliwości i żalu do ustawodawcy za to, że taki stan trwa już tyle lat. Nie tylko ja – także te kilkanaście tysięcy pacjentów i kilkadziesiąt tysięcy członków ich rodzin oraz ich przyjaciół żyjących w stanie ciągłego zagrożenia zatrzymaniem i karą oraz pozbawieniem ich leku.
Nawet rząd USA potwierdził lecznicze działania substancji zawartych w konopiach indyjskich, leku, który przed epoką narkofobii był używany w medycynie i weterynarii przez tysiące lat. Mającego mniej skutków ubocznych i będącego mniej szkodliwym od innych leków czy tzw. „substytutów diety”, dostępnych w aptekach i sklepach spożywczych.
Jestem wdzięczny pacjentom i ich rodzinom za wsparcie, za głosy solidaryzowania się ze mną, za odważny „coming out” ludzi, którzy dalszego życia w poczuciu nieustannego zaszczucia nie są już w stanie dłużej znieść.
Jestem wdzięczny mojej wspaniałej narzeczonej, przyjaciołom, rodzinie, prawnikom oraz osobom obcym – za wsparcie i udzieloną pomoc oraz już chyba niezliczone słowa otuchy.
I proszę o jeszcze więcej wsparcia – nie tylko dla siebie, ale dla nas, dla tych kilkudziesięciu tysięcy braci, sióstr, matek, ojców, żon, mężów, córek i synów oraz przyjaciół osób nieuleczalnie chorych.
Ponieważ moja sprawa jest nie tylko jedną z kilkudziesięciu tysięcy spraw narkotykowych jakie rocznie trafiają do polskich sądów. Ta sprawa stała się pierwszym, otwartym starciem obywateli – z systemem!A odzew z jakim się spotkała świadczy, że mamy szansę wygrać zdrowie i życie naszych bliskich i doprowadzić do zmiany przepisów zgodnie z postulatem Trybunału Konstytucyjnego.
Przyłączcie się do zmian!