Legendy marihuany: charas i sativy z Himalajów
Indie, Nepal, Tybet czy Pakistan są krajami, w których konopie są znane od tysięcy lat, zarówno jako roślina użytkowa, jak też psychoaktywna. Co czyni je jednak wyjątkowymi, to że uprawia&
Indie, Nepal, Tybet czy Pakistan są krajami, w których konopie są znane od tysięcy lat, zarówno jako roślina użytkowa, jak też psychoaktywna. Co czyni je jednak wyjątkowymi, to że uprawia& Indie, Nepal, Tybet czy Pakistan są krajami, w których konopie są znane od tysięcy lat, zarówno jako roślina użytkowa, jak też psychoaktywna. Co czyni je jednak wyjątkowymi, to że uprawia się w nich na dużych górskich wysokościach czystą, pół-dziką cannabis sativa, z której powstaje najlepszy haszysz na świecie, znany jako charas. Mimo że słowa charas coraz częściej używa się na określenie każdego haszyszu z obszaru Himalajów, jej najszlachetniejsza odmiana powstaje w północnych Indiach i Nepalu z ucierania żywych, dojrzałych szczytów cannabis sativa obydwoma dłońmi, na których osadza się bardzo szybko czarna jak smoła żywica. Charakterystyka charasu ma przy tym bezpośredni związek z profilem genetycznym (zestawem kannabinoidów) roślin cannabis sativa używanych do jego produkcji, które przywędrowały w ten region przynajmniej 3,5 tys lat temu z obszaru Chin lub Mongolii i stały się szybko ważnym elementem kultu boga Sziwy, patrona erotyzmu, wojny i ascezy, który znany jest jako Władca Bhang – ręcznie przygotowywanego koktajlu mleczno-owocowo-konopnego, bardzo popularnego szczególnie w czasie świąt tj. Holi. Do dzisiaj wyjątkowej jakości genetyka konopna i charas są nierzadko kultywowane/produkowane wokół świątyń Sziwy, Ganeszy lub Hanumana, a pobliskie miasteczka stają się z tego powodu popularnym celem podróży zagranicznych turystów, głównie Amerykanów, Europejczyków, Izraelczyków, Australijczyków, którzy są stałym źródłem zarobku dla lokalnych mieszkańców sprzedających im co popadnie (czasem bardzo niskiej jakości). W latach ’90 głównym miejscem przeznaczenia było legendarne Goa, a teraz są to bardziej miejscówki w stylu Manali, w których trwa nigdy nie kończąca się impreza! Ten sam produkt jest z drugiej strony palony przez sadhu tj. Nagowie, Aghori czy Bhairava, którzy podążają drogą ascezy, medytacji i ekstazy wskazaną przez Sziwę. Sadhu palą zwykle charas z chilumów, glinianych fajek-kominów, czasem wykonując przed zapaleniem krótką inwokację do Sziwy. Ale charas jest w Indiach i Nepalu bardzo szeroko rozpowszechniony także jako używka rekreacyjna, pomimo że uprawa i sprzedaż konopi podlegają tym samym sankcjom, co w innych krajach dzięki słynnej konwencji ONZ. Dobry charas powinień być czarny lub bardzo ciemno-brązowy, mieć śliczną kwiatowo-owocową woń, nie zawierać cząstek roślinnych i łatwo dawać się ugniatać (co jest oznaką świeżości), choć taki lekko już wysuszony może być faktycznie znacznie mocniejszy, jeśli hasz był dobrze przechowywany przez kilka miesięcy przed sprzedaniem i kupujemy go przed rozpoczęciem sezonu, który przypada od początku października do końca listopada, a więc świeżego nie ma jeszcze na rynku. O wiele ważniejszy jest jednak efekt, który pozostaje generalnie bardzo charakterystyczny dla himalajskiej cannabis sativa. Po 3-4 buchach do umysłu wlewa się powoli cicha euforia, która ma niezwykle radosny, ale bardzo medytacyjny charakter. Haj utrzymuje jednak stymulujący i kreatywny kierunek ze względu na rozsądny poziom THC, którego efekt podbijany jest przez THCV (bardzo specyficzny kannabinoid znaleziony tylko w czystych sativach) oraz bardzo niski poziom CBD, co ostatecznie daje niezapomniane uczucie pukania do nieba bram. Upalenie trwa około 2,5-3 godziny, co nie przebija afrykańskich sativ czy zioła z Tajlandii, które mogą trzymać nawet doświadczonego palacza w stanie konkretnegu tripu przez 5 godzin, ale sativa z tego regionu wprowadza człowieka w bardzo specyficzny, niemalże święty nastrój. Pojawia się też niezwykła radość życia i instynktowna więź z naturą, które mogą całkowicie zniszczyć objawy depresji, jeśli taka występuje, a uczucie głodu na zejściu jest żadne lub znikome, co pomaga ludziom będącym na diecie. Sativy z Himalajów, jeśli są uprawiane we właściwy, najlepiej organiczny sposób, dają najwyższej jakości marihuanę, która nawet jeśli niezbyt przyjemna w smaku – co jak wierzę jest obchodzone właśnie dzięki produkcji charasu, który ma znacznie przyjemniejszy, żywiczny aromat na wdechu – wysyła nas we wspaniałą podróż przy średniej dawce. Ta sativa może nam jednak z łatwością urwać głowę czy wysłać na orbitę, jeśli spalimy o jednego bucha za dużo, a że jest to 100% mentalne upalenie, efekt uboczny może być ciężki do ogarnięcia dla wszystkich poza najbadziej doświadczonymi psychonautami. Żeby tego uniknąć należy już przy pierwszym kontakcie ustalić właściwą dawkę i się jej trzymać, jeśli nie mamy ochoty na godzinne spacerki lub zbijanie ciężkiej fazy sokiem pomarańczowym. Koneserów na pewno ucieszy fakt, że czyste sativy z Himalajów są obecne na komercyjnym rynku nasion dzięki dwóm seedbankom, The Real Seed Company i Mandala Seeds, a w równie ciekawych wersjach hybrydyzowanych (ale bez wprowadzania genów indiki) można je znaleźć w katalogach hiszpańskich breederów tj. CannaBioGen lub Ace Seeds, czy jako słynną trawkę Willie Nelson – nazwaną tak z tego powodu, iż Willie Nelson kupił cały plon po pierwszym sezonie – krzyżówkę Nepalese Highland x Vietnam Black (100% sativa). Odmiany te niestety mogą być uprawiane indoor tylko przez najbardziej doświadczonych growerów, którzy mają doświadczenie z roślinami pół-dzikimi , a więc rosnącymi bardzo szybko, a najbardziej nadają się do uprawy outdoor w krajach, w których sezon trwa do końca października tj. w Himalajach. Oferują one bardzo wysoką odporność na pleśń i owady, ale niską gramaturę przy zbiorach, jako że kwiaty są lekkie i bardzo przewiewne. Gdy spróbujemy jednak tych szczytów lub charasu, nie będzie drogi powrotnej, bo znajdziemy się w krainie prawdziwych legend! Conradino Beb Źródło: Magivanga
Nepalski charas