Holender w sądzie w Koszalinie: Marihuana? To takie zioło na ból
Dla 42-latka z Holandii marihuana była... lekiem na bóle kręgosłupa. Jak twierdzi, zalecanym przez lekarza. W Polsce za posiadanie ponad kilograma narkotyku trafił do aresztu.
Dla 42-latka z Holandii marihuana była... lekiem na bóle kręgosłupa. Jak twierdzi, zalecanym przez lekarza. W Polsce za posiadanie ponad kilograma narkotyku trafił do aresztu.
Dla 42-latka z Holandii marihuana była... lekiem na bóle kręgosłupa. Jak twierdzi, zalecanym przez lekarza. W Polsce za posiadanie ponad kilograma narkotyku trafił do aresztu.
Mężczyzna najwyraźniej nie wiedział, że w Polsce nie tylko lekarze nie przepisują na bóle zakazanych prawem ziół, ale za taką "kurację" można trafić za kraty. A jeśli zapas "lekarstwa" był - jak w tym przypadku - pokaźny, nawet na wiele lat.
W Sądzie Okręgowym w Koszalinie rozpoczął się proces 42-letniego Holendra R.R.. Mężczyzna jest oskarżony o wwiezienie do Polski znacznej ilości narkotyków, za co grozi mu od trzech lat pozbawienia wolności oraz o posiadanie jednego kilograma i 446 gramów marihuany, co zagrożone jest karą nawet 10 lat więzienia. 22 listopada ubiegłego roku mężczyzna został zatrzymany, a susz śledczy znaleźli w jego wynajmowanym w Koszalinie mieszkaniu. Bezrobotny monter samochodowy twardo tłumaczy, że dla niego narkotyk był lekarstwem.
- Przyznaję się tylko do posiadania - oświadczył sędziemu i oznajmił, że nie będzie już więcej zeznawać.
Dzień po zatrzymaniu 42-latek był bardziej rozmowny. - Przyjechałem do Polski, bo tu mieszka matka mojego syna. Nie mogłem z Holandii unormować prawnie kontaktów z 9-letnim dzieckiem. Chciałem to załatwić tu, na miejscu - tłumaczył. - Cierpię na chroniczny ból kręgosłupa. Lekarz polecił mi zastąpić Diazepam, który przyjmowałem, marihuaną, bo jest łagodniejsza. Używałem jej jako środka przeciwbólowego i uspokajającego. A zabrałem ze sobą taką ilość, bo nie wiedziałem, jak długo będę w Polsce i ile będę jej potrzebował - opowiadał.
Z wersji, że narkotyk przywiózł, już się wycofał. Dlaczego zmienił zeznania? - Wtedy nie wiedziałem, co mówię, bo w dniu zatrzymania wziąłem tabletki i wypaliłem cztery, czy pięć jointów - tłumaczył Holender.
- Ale oskarżony przesłuchiwany był niemal dobę po zatrzymaniu. Czy tak długo działają te narkotyki? - dopytywał sędzia Robert Mąka.
- Nie pamiętam. Miałem zaniki świadomości. Do tego stres, zdenerwowanie. Dlatego tak mówiłem - zarzekał się 42-latek. Dodał też, że nie wiedział, jakie są różnice w polskim i holenderskim prawie. Zapewne nie wpadł na to, że jeśli w jego kraju można jednorazowo kupić 5 gramów marihuany i jednocześnie też tyle można mieć przy sobie, to w kraju, w którym sprzedaż każdej ilości narkotyku jest zabroniona, to za posiadanie niemal 1,5 kilograma może grozić bardzo surowa kara...
- Żałuję tego, co się stało. To był głupi błąd - tłumaczył Holender. Nie mógł pokazać żadnego zalecenia lekarskiego na "palenie trawy". - To była ustna porada - podkreślił.
Obrońca 42-latka, mecenas Krzysztof Celiński zauważył, że w opinii biegłych psychiatrów brakuje oceny, czy odurzenie narkotykami w dniu zatrzymania miało wpływ na przebieg czynności procesowych w dniu kolejnym. - Moim zdaniem opinia sądowo-psychiatryczna nie budzi żadnych wątpliwości - przekonywała prokurator Alicja Kowal, która też jako pierwsza przesłuchiwała zatrzymanego. Zauważyła, że nie sprawiał wrażenia osoby nieświadomej, co się dzieje, spontanicznie składał wyjaśnienia.
Sąd zadecydował, by psychiatrzy raz jeszcze zbadali oskarżonego i ocenili wiarygodność jego wersji.
Źródło: gk24.pl