Kamil Sipowicz broni Kory i atakuje rząd.

Soft Secrets
23 Oct 2012

O tym, że Donald Tusk w młodości palił marihuanę wiemy od 2008 r.


O tym, że Donald Tusk w młodości palił marihuanę wiemy od 2008 r.

Źródło: wp.pl

"O tym, że Donald Tusk w młodości palił marihuanę wiemy od 2008 r., kiedy dziennikarze "Newsweeka" prześwietlili jego przeszłość. Premier zapytany wówczas, czy palił, ale się nie zaciągał, odpowiedział: - W życiu nie użyłbym tej obłudnej clintonowskiej formuły, ale naprawdę nie ma o czym mówić. Teraz Kamil Sipowicz ujawnia w swojej najnowszej książce, że podobno z pokoju w akademiku, w którym mieszkał Tusk i jego koledzy, "nieźle się kurzyło". 

Napisana w formie listu do premiera książka historyka filozofii, dziennikarza i poety pt. "W obronie Kory i wolności. List do premiera" zawiera ostre oskarżenie polskiej polityki i Tuska. Sipowicz zwraca się bezpośrednio do premiera, który go rozczarował. Zaznacza jednocześnie, że premiera kiedyś bardzo lubił, a nadal ma on w sobie dużo uroku osobistego. "Nasi znajomi byli w szoku, że nadal żyjemy w represyjnym kraju, a Donald Tusk niepostrzeżenie z liberała stał się prawicowcem" - stwierdza. 

Dalej atakuje premiera jeszcze ostrzej: "Mimo mojej naiwnej wiary w to, że Donald Tusk chciał naprawić relacje państwo-obywatel po ekscesach poprzedniego rządu i czynić to wszystko zgodnie z papieską polityką miłości, jak pięknie mówił w swoim expose, to dziś czarno na białym widać, że nie zależy mu na ulepszeniu funkcjonowania społeczeństwa. (...) Gdy Tusk po raz pierwszy został premierem, wydawało mi się, że będzie to polityk na miarę Piłsudskiego, ktoś, kogo historia nie zmiecie swoją wielką miotłą. Dziś widzę, że za 20 lat ludzie będą go pamiętać tak samo, jak małomównego szefa ochotniczej straży pożarnej". 

Sipowicz tłumaczy premierowi, że powszechnie dostępny alkohol jest bardziej szkodliwy od marihuany. "Panie premierze, powiedział pan w telewizji w rozmowie z muzykami rockowymi, że Pan nigdy nie zalegalizuje narkotyków w Polsce. Powtarzam kolejny raz, ale pan chyba nie chce tego słuchać: alkohol etylowy jest także narkotykiem wedle wszystkich klasyfikacji naukowych, w szczególności farmakologicznych. On również odurza i uzależnia. Rujnuje nasze społeczeństwo w sposób tysiąckrotnie większy niż ta mała roślinka, przeciwko której wytoczył Pan armaty. Zastanawiam się dlaczego. Nie ja jeden. Może dlatego, że po alkoholu ludzie są bardziej podatni na sterowanie, na manipulację. Przecież to w monachijskich piwiarniach narodził się najbardziej zbrodniczy system świata. Carat rozpijał chłopów, żeby przemienić ich w niewolników. Może coś w tym jest" - zastanawia się. 

Zaznacza, że nie oczekuje żadnej odpowiedzi od premiera. Podkreśla, że nie chodzi mu o zalegalizowanie marihuany (bo wie, że w tej chwili w Polsce to nie jest możliwe), ale o to, żeby dokonano depenalizacji i zezwolono, tak jak jest to w Czechach, Hiszpanii, Portugalii i stu innych krajach, na posiadanie nieznacznej, ale określonej ilości marihuany. 

Opisuje ze szczegółami wydarzenia poranka 12 czerwca 2012 r., kiedy w mieszkaniu jego i piosenkarki Olgi Jackowskiej, Kory na warszawskich Bielanach pojawili się funkcjonariusze policji z nakazem jego przeszukania w związku z doniesieniem służby celnej. Na ten adres piosenkarka dostała bowiem paczkę z suszem roślinnym. Podczas przeszukania policjanci znaleźli 3 gramy marihuany. 

Opisuje skandaliczne, jego zdaniem zachowanie jednego z policjantów o imieniu Artur, który dokonywał przeszukania. "Gdy usłyszałem w domofonie: 'poczta, przesyłka', powinien być to dla mnie sygnał ostrzegawczy, bo poczta najczęściej przychodzi do nas po południu. Ale byłem zaspany, zszedłem więc na dół i zobaczyłem tych ludzi. Policjant nie pozwolił mi pójść do domu po klucz od furtki i przeskoczył przez płot, po czym napisał w raporcie, że odmówiłem mu otwarcia bramy. Nieprawda, nie odmówiłem, tylko po prostu nie miałem klucza. (...) Kiedy te dziewięć osób weszło do naszego domu, poszedłem na górę. Kora jeszcze spała, obudziłem ją, mówiąc, że przyszła policja i celnicy. Policjantka stanęła przy Korze, która nawet nie mogła pójść po szlafrok. Wreszcie został jej podany, ale prośba, żeby policjantka się odwróciła, jak będzie go zakładać, nie została spełniona. Ja musiałem załatwić poranne potrzeby fizjologiczne w asyście policjanta, nie jestem przyzwyczajony, żeby to robić przy drugiej osobie. 

Chciałem natychmiast zadzwonić do prawnika. Policjant, ten sam, który przeskoczył przez płot, ma na imię Artur, nie pozwolił mi, powiedział, że zapewne poinformuję jakiegoś dilera, że u nas jest policyjny nalot.

Podałem mu więc swoją komórkę i powiedziałem, że w spisie telefonów jest numer do Ryszarda Kalisza, on nie jest przestępcą, tylko prawnikiem i politykiem, niech więc sam do niego zadzwoni w naszym imieniu. Na to też się nie zgodził, a w raporcie napisał, że straszyłem go swoimi znajomościami z Ryszardem Kaliszem. Przez trzy godziny nie pozwolono nam skontaktować się z prawnikiem. To było łamanie naszych praw obywatelskich".

Sipowicz ma pretensje do Donalda Tuska, że się z nim nie spotkał, zwłaszcza, że razem z Korą od dawna wspierali liberałów. "Na początku ich drogi politycznej Kora, jako gwiazda pierwszej wielkości, pomogła im bezinteresownie, bo wiązała nadzieje z młodymi, dynamicznymi ludźmi jak Tusk i Bielecki. Gdy ci ludzie doszli do władzy i teraz, kiedy my mamy całkiem niezawinione kłopoty, próbuję dostać się przed oblicze jego wysokości Donalda Tuska, on nie ma dla mnie czasu. Nie chcę załatwiać jakiejś tam nieważnej sprawy, chcę go tylko przekonać do małego gestu, żeby jego partia doprowadziła przynajmniej do tego, aby nie robić przestępców z takich ludzi jak my, bo na zdrowy rozsądek w jednej celi obok mnie i Kory powinni się znaleźć Stanisław Soyka, Tomasz Stańko, Krzysztof Warlikowski, Tomek Lipiński, który się kiedyś przyjaźnił z Donaldem Tuskiem, Robert Brylewski. To są wielcy twórcy polskiej kultury. Dlaczego PO z polskich twórców, niektórych o światowej sławie, chce zrobić przestępców?" - ubolewa. 

Innym razem pisze wręcz, że czuje się przez premiera zdradzony. "Przecież większość ludzi sprawujących dziś władzę to byli opozycjoniści. Komorowski, Tusk, Labuda, Czuma i setka innych.

Przecież oni od komunistów nieraz dostali pałami po plecach i siedzieli w więzieniach. My też dostawaliśmy. Mam tu na myśli hipisów, punków, rastamanów. Oni walczyli o wolność polityczną, my o wolność obyczajową. Oni nas teraz zdradzili.

Siedzą w eleganckich gabinetach, mają kierowców i ochronę. My zaś nadal możemy być pałowani przez policję. A już nie jesteśmy tacy młodzi. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia" - stwierdza.

Opisuje kondycję psychiczną swojej partnerki: "Kora jest w fatalnym nastroju. Nasiliły się kłopoty ze snem, które i bez tej historii trapią ją od lat. Na dodatek ona nie nadaje się do całej tej machiny urzędowej, nigdy tego nie znosiła, nie rozumie, co urzędnicy do niej mówią. Ale na szczęście ma taką naturę, że ludzie natychmiast się przed nią otwierają i zwierzają. Tak było nawet na komendzie na Kasprowicza, gdzie miła policjantka zaczęła jej opowiadać o swoim życiu. 

Zapewnia jednak, że spotykają się nieustannie z sympatyczną i spontaniczną reakcją ludzi. "Już nie mówię o długowłosych, rastafarianach czy hip-hopowcach, którzy do mnie podchodzą i mówią, że współczują, że też przez to przechodzili albo są w trakcie. Ludzie wiedzą, jak władza może się obejść z obywatelem" - pisze. Pociechą dla Sipowicza i jego partnerki jest też okazywana przyjaźń artystów, niektórych polityków. Z kolei podczas koncertów Kory publiczność rozwija transparenty z napisami: "Jesteśmy z tobą!".

Opisuje, że po wizycie policji i celników razem z Korą popadli w paranoję, wydawało im się, że zostawiono im podsłuch w domu, że wszystkie telefony są na podsłuchu, że ktoś za nami chodzi. "Taka typowa psychoza jak za komuny" - stwierdza.

Sipowicz wyznaje, że sam nie pali marihuany od kilkunastu lat, bo nie najlepiej się po niej czuje. Nie zawsze jednak tak było. 

"Ja i Kora wywodzimy się razem z polskiego ruchu hipisowskiego, z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, i oczywiście marihuana była dla nas wtedy rośliną świętą, posiadającą potencjał wtajemniczenia w jakieś wyższe światy. Była to tylko czysta spekulacja i marzenie, gdyż nie była prawie dostępna w Polsce Ludowej. Raz na rok, raz na kilka lat dostawaliśmy ją od turystów wyglądających podobnie jak my, hipisów. Celebrowaliśmy palenie marihuany, siedzieliśmy w kółku, podawaliśmy jointa, słuchaliśmy muzyki albo czytaliśmy poezje. Dla nas to było sacrum. Oczywiście nie jestem naiwny, rola marihuany w dzisiejszym świcie bardzo się zmieniła, zdewaluowała. Przez większość ludzi jest uważana za codzienną używkę, jak piwo czy wino, bez żadnego sakralnego nastawienia, konsumowana głównie dla wywołania relaksu. 

(...) Oczywiście że marihuana też może wywołać groźne konsekwencje - doprowadzić do atrofii woli, abnegacji, a w skrajnych przypadkach do psychoz, jeśli będzie się jej używać w nadmiarze. Ale przecież we wszystkim należy zachować umiar. Opisywałem tragiczny przypadek syna mojego przyjaciela, którego do ciężkiego alkoholizmu doprowadziło picie piwa codziennie w dużych ilościach. Czy z tego można wyciągnąć wniosek, że należy zabronić ludziom picia piwa?" - pyta retorycznie.

Partner Kory krytykuje hipokryzję niektórych polityków prawicy w sprawie marihuany. "Dla polityków PiS marihuana to w ogóle jest biała śmierć. Chcę tylko przypomnieć, że Ryszard Terlecki, dziś poseł PiS, to jedna z najważniejszych postaci polskiego ruchu hipisowskiego. Był kiedyś orędownikiem substancji rozszerzających świadomość. Również poseł Kuchciński z PiS był znanym hipisem z Przemyśla i miał takie same poglądy jak Terlecki. Jarosław Sellin też otarł się o ruch hipisowski, przypuszczam, że niejeden raz palił marihuanę.

Janek Pospieszalski, dziś apologeta Kaczyńskiego, kiedyś był moim przyjacielem, w latach osiemdziesiątych wielokrotnie paliłem z nim marihuanę. (...) Nie wiem, dlaczego Janek się tak nagle zmienił. Wydaje mi się, że z wyrachowania. Krzysztof Skowroński, dziennikarz prawicowy, również otarł się o ruch hipisowski". 

"Tak jak w wypadku homoseksualistów może powinien nastąpić coming out, jeśli chodzi o palenie marihuany, bo wszyscy udają, że nie wiedzą, co to jest, zastraszeni prawicowo-kościelną histerią" - postuluje.

"Po tym, co wydarzyło się u nas 12 czerwca, po tym, co się wydarzyło w telewizji, człowiek przestaje się czuć bezpieczny. Mam wrażenie, że znowu ktoś przeskoczy przez płot, że ktoś podsłuchuje mój telefon. Czy po to walczyli KOR, Solidarność, KPN, żeby teraz ludzie znów czuli się zagrożeni, jak w systemie totalitarnym?" - zastanawia się na koniec. 

Książka Kamila Sipowicza "W obronie Kory i wolności. List do premiera" ukazało się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne. To odpowiedź na proces Kory w sprawie posiadania niecałych 3 gramów marihuany."

 

S
Soft Secrets