W STRONĘ ZAWIESZENIA BRONI - KOŃCZENIE WOJNY Z NARKOTYKAMI

Soft Secrets
26 Apr 2013

Eksperymenty pokazują jak mogłoby wyglądać podejście do kontroli nad narkotykami.


Eksperymenty pokazują jak mogłoby wyglądać podejście do kontroli nad narkotykami.

Eksperymenty w ramach legalizacji pokazują jak mogłoby wyglądać podejście do kontroli nad narkotykami w powojennym świecie.

Denver w stanie Kolorado. Na ulicy Broadway, jednej z największych arterii miasta, znajdziesz „Broadsterdam” – zbiorowisko zielarni z nazwami w rodzaju „Smakosz Ganji” czy „Zawsze Zielona Przychodnia”. Handlują one różnymi rodzajami trawki, przekąskami, dodatkami i gadżetami – kupić je może każdy mieszkaniec stanu, który posiada tzw. „red card” („czerwoną kartę”), czyli zezwolenie od lekarza.

Właściciele mieszkań w okolicy mają ciężko – mówi William Breathes (pseudo), który w lokalnej gazecie jest opisywany jako pierwszy amerykański krytyk trawki. Lecz kiedy w 2010 r. Kolorado uregulowało sprzedaż marihuany na użytek medyczny, dojrzeli dla siebie okazję.

Broadsterdam z 2013 r. i wiele podobnych miejsc w Ameryce i Europie, byłyby nie do pomyślenia w Nowym Jorku z 1961 r., kiedy to politycy zebrali się na Konwencji ds Narkotyków (Single Convention), która miała na celu przeciwdziałanie „poważnemu złu”, czyli uzależnieniom. Ten traktat, który podpisało 184 krajów, jest podstawą polityki prohibicyjnej ostatniego półwiecza. Mimo iż międzynarodowa debata o legalizacji ledwie się zaczęła, dotychczasowe eksperymenty pokazują jak można uregulować produkcję i konsumpcję narkotyków.

Zmiany nadchodzą, ponieważ „wojna z narkotykami” jest w przekonujący sposób wygrywana przez narkotyki i gangi nimi handlujące. Od 1998 r., kiedy to w Narodach Zjednoczonych odbyła się konferencja nt. „Świat wolny od narkotyków – zróbmy to sami”, konsumpcja cannabisu (marihuany) i kokainy wzrosła o ok. 50%, a opiatów (m.in. heroina) ponad trzykrotnie. W tym grubym „lekospisie” syntetycznych hajów nadal poszukuje się coraz to nowych metod odurzania. Narody Zjednoczone obliczyły, że w 2010 r. 230 milionów ludzi zażywało nielegalne narkotyki. Oni i ich dostawcy (ci najbardziej skromni) zapełniają więzienia zarówno w bogatych, jak i biednych krajach. Zarzuty związane z narkotykami ciążą na prawie połowie amerykańskich mieszkańców więzień federalnych.

SPALONY NA OBU KOŃCACH

Jeśli powstrzymywanie popytu okazało się nieowocne, to próbę kontroli zaopatrzenia można nazwać katastrofalną. Przychody z nielegalnego przemysłu narkotykowego dochodzą do 300 miliardów dolarów rocznie wg pobieżnych danych Narodów Zjednoczonych i trafiają w nieopodatkowane ręce kryminalistów. Mafie narkotykowe deprawują i niszczą gdziekolwiek działają. Z ośmiu najbardziej „zabójczych” krajów na świecie, siedem leży w „pasie kokainowym” ciągnącym się od Andów po Stany Zjednoczone i Europę. W strefach działań wojennych jest bardziej niebezpiecznie niż w Hondurasie, gdzie z 8 milionów mieszkańców ponad 7 tysięcy jest mordowanych co roku. W Unii Europejskiej z 500 milionami obywateli liczba ta wynosi mniej niż 6 tysięcy.


Przywódcy krajów Ameryki Łacińskiej mają już dość. Próbując powstrzymać napływ narkotyków jesteśmy podobni do legendarnego Syzyfa wtaczającego głaz na górę – mówi Fernando Carrera, minister ds. zagranicznych Gwatemali. W ostatnich latach jego kraj pracowicie „czyścił” region San Marcos z upraw opium, tylko po to, żeby zostały one przesadzone pięć razy. Prezydent Otto Pérez Molina chce teraz globalnie uregulować wszystkie narkotyki, od haszyszu po heroinę, jednak z zachowaniem surowej kontroli. Juan Manuel Santos, prezydent Kolumbii, popiera legalizację, ale jego zdaniem Kolumbia nie będzie pionierem w tym temacie. W zeszłym roku Felipe Calderón, ustępujący prezydent Meksyku, oświadczył, że niemożliwym jest powstrzymanie biznesu narkotykowego i przestawienie się na „rynkową alternatywę”. Rząd Urugwaju wystąpił z projektem ustawy legalizacji sprzedaży trawki przez państwowe apteki. Palący mogliby kupić do 40 g na tydzień, z których zyski wsparłyby zapobieganie przestępczości i plany przeciwko uzależnieniu.

W części Stanów Zjednoczonych zmiana już nadeszła. W listopadzie wyborcy w stanach Kolorado i Waszyngton „wysmażyli” propozycje by zalegalizować, opodatkować i uregulować rekreacyjne użycie cannabisu. Stanowi oficjele zebrali się by spisać praktyczne zasady, a 28 lutego komisja, której zadaniem było określenie zaleceń dla legislatury stanu Kolorado, wyda swój raport.

Mimo iż niewiążący, to będzie to pierwszy projekt całkowicie uregulowanego dostępu do cannabisu. Pomimo że dużo krajów (i 15 amerykańskich stanów) zdekryminalizowało posiadanie marihuany, w wielu wypadkach traktowane jest to jako naruszenie prawa, nigdzie nie zalegalizowano zaopatrzenia. W przeciągu roku łańcuch dostaw w Kolorado i Waszyngtonie, od uprawy przez przetwarzanie do sprzedaży, będzie w granicach prawa. Stanowe skarbce otrzymają podatki i dochody, zaoszczędzi się na walce z przestępczością (ok. 60 milionów dolarów w samym Kolorado), licencjonowane sklepiki pojawią się na ulicach.

Zakładając oczywiście, że rząd federalny wyrazi zgodę. Marihuana pozostaje środkiem nielegalnym na podstawie amerykańskiej Ustawy o Substancjach Kontrolowanych z lat 70., które wdrażało Konwencję ds. Narkotyków w USA i nadal jest podstawą federalnej polityki narkotykowej. Ustawa ta klasyfikuje cannabis jako substancję „tabeli I”, czyli taką, którą można łatwo nadużyć i nie ma ona żadnego uznanej wartości medycznej (Federalny Sąd Apelacyjny odrzucił ostatnio prośbę o reklasyfikację).

W grudniu Eric Holder, prokurator generalny, powiedział, że ministerstwo sprawiedliwości wyda oświadczenie w sprawie regulacji stanowych „względnie niedługo”. Jednak na tę chwilę ministerstwo bada inicjatywy i marihuana nadal pozostaje nielegalna w prawie stanowym. Krótko po oświadczeniu pana Holdera, Barack Obama powiedział w wywiadzie telewizjnym, że nie traktowałby priorytetowo ścigania palaczy trawki w tych dwóch stanach.

Wskazówkę na przyszłość daje nam 18 stanów i stolica kraju, Waszyngton, gdzie medyczna marihuana jest legalna. FBI najechało niektórych hodowców i dystrybutorów w stanach, które spisały swoje prawa niedokładnie. W 1996 r. Kalifornia była pierwszym stanem , który zaaprobował medyczną marihuanę, niestety pozwy zatkały sądy, wypełnianie kart do głosowania myliło wyborców, a w niektórych miastach natrętne sklepiki denerwowały mieszkańców. W miejscach lepiej uregulowanych (jak Kolorado) służby federalne nie zabawiły długo. Dużym problemem będzie przepływ legalnej marihuany z Kolorado czy Waszyngtonu do innych stanów. Po spotkaniu z panem Holderem w styczniu Jay Inslee, gubernator stolicy, powiedział, że stan zwróci na to szczególną uwagę.

Dla niektórych to daremny gest. „Będziemy źródłem dla reszty kraju” – mówi zmęczony Tom Gorman z federalnej jednostki antynarkotykowej w Denver (Rocky Mountain High Intensity Drug-Trafficking Area). W zeszłym roku wyśledziła ona dziesiątki przypadków zawracania strumienia medycznej marihuany z Kolorado do innych 23 stanów. A legalizacja jeszcze doda do strumienia.

Zawracanie tego stumienia utrudnia życie również gangom z Meksyku, które zapewniają w przybliżeniu 40-70% trawki w Ameryce. Ich obroty sięgają blisko 2 miliardów dolarów rocznie, wg IMCO, meksykańskiego zespołu ekspertów; zyski z kokainy to 2,4 miliarda dolarów. Częścią tego biznesplanu są zabójstwa: ok. 70 000 osób w przeciągu ostatnich pięciu lat. Jednak IMCO zakłada, że gdy hodowcy z Kolorado i Waszyngtonu się rozkręcą, Meksykanie mogą stracić prawie ¾ klientów amerykańskich (lecz niektórzy wątpią w te liczby).

Wiele zależy od tego, jak ukształtują się prawa stanowe. Służby Kolorado zdążyły już zasugerować pozwolenie na sprzedaż dla ludzi spoza stanu, możliwe, że w ograniczonych ilościach. Chcą one również poluźnić finansowe restrykcje w tym przemyśle. Wiele zielarni ma problemy z podstawową bankowością czy kredytem.

PRÓBUJĄC STAĆ PROSTO

Jack Finlaw i Barbars Brohl, którzy zasiadają w tych służbach, rozważają również zasady „vertical integration” (absorpcja z kilku firm zajmujących się wszystkimi aspektami produkcji danego produktu od surowców do dystrybucji do pojedynczego przedsiębiorstwa), które kształtują stanowy przemysł medycznej marihuany. Zielarnie muszą wyhodować co najmniej 70% marihuany, którą sprzedają. Niektórzy uprawiają w domu; większość w oddalonych magazynach. Utrudnia to dystrybucję i sprzedaż hurtową. Rob Corry, prawnik prolegalizacyjny, nazywa to „absurdem, takim jak supermarket posiadający własny sad”. Jak wszędzie, sztywne zasady kosztują. Ale pomogły również obywatelom przyzwyczaić się do nieznanego handlu. „Udowodniliśmy, że ten przemysł może działać” – mówi Ean Seeb z Ulgi Denver (Denver Relief), wiodącej zielarni.

Publiczna akceptacja plus sprytna kampania (opłacona w części przez pieniądze z zewnątrz) doprowadziły do zwycięstwa w Kolorado. Handel medyczną marihuaną w Waszyngtonie jest nieco mniej zaawansowany, pomimo funduszy i możliwości większych niż u oponentów legalizacji.

Nadchodzi coraz więcej zmian. Podobnie jak z homomałżeństwami, coś co kiedyś wydawało się odpychające dla wielu Amerykanów, dziś szybko zdobywa akceptację. Twórcy kampanii poszukują dalszych zwycięstw, szczególnie w relatywnie liberalnych stanach na wschodzie i północnym wschodzie kraju. Niektórzy nawet mają odwagę marzyć o zmianie prawa federalnego.

Ich przeciwnikiem jest potęzny przemysł prohibicyjny: oficjele i biurokraci, którzy spędzili swoje życie zawodowe walcząc z nielegalnymi narkotykami. Funcjonariusze organów ścigania i Agencja ds. Ścigania Narkotyków (DEA – Drug Enforcement Agency) napisali do pana Holdera namawiając go do podtrzymania praw federalnych. Inni zauważają, że legalizacja trawki zwiększy konsumpcję, zwłaszcza jeśli będzie się ją reklamować i promować. To doprowadza do obaw o zdrowie i innych zagrożeń. Jeszcze inni wytykają, że zwiększenie liczby palących będzie oznaczać, że zmniejszy się liczba pijących alkohol, który jest zdecydowanie bardziej destrukcyjny. Jaki wpływ będzie mieć legalna trawka na używanie nikotyny i kokainy – na razie nie wiadomo.

Polityka cannabisu zmienia się również w Europie. W Santa María, sklepie naprzeciwko jednego z największych madryckich szpitali, klienci kupują nawozy, ziemię i importowane holenderskie nasiona cannabisu. Właściciel, Pedro Pérez, serdecznie ostrzega klientów, by nie sadzić roślin, zanim marcowe mrozy nie przeminą.

Podejście Hiszpanii konkuruje z pionierskimi Holendrami. Mimo, że sprzedaż jest legalna, kupowanie już nie. W rezultacie postały setki klubów towarzyskich z cannabisem, w których członkowie mogą połączyć swoje zakupy. Są różne typy klubów: od małych wspólnot, gdzie nowy członek musi czekać sześć miesięcy, by wyrósł nowy cannabis, zanim się przyłączy do klubu; do potężnych wpółkomercyjnych organizacji, z tysiącami członków kupujących cannabis. Jeden klub z Barcelony zarobił nawet 1,3 miliona euro na umowie z wsią Rasquera, by hodować cannabis na lokalnej ziemi, znanej z drzew migdałowych. Podobne eksperymenty są w toku we Francji, Belgii, Włoszech i Niemczech – mówi Tom Blickman z Instytutu Transnarodowego (the Transnational Institute), grupy ekspertów z Amsterdamu. W większości Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w wielkich miastach, ryzyko złapania za używanie małych ilości jest znikome.

Jednak najbardziej wszechstronny pomysł pochodzi z Portugalii. W 1997 roku badanie opinii publicznej wskazało zażycie narkotyków za największy problem społeczny. Dziś, 12 lat po dekryminalizacji małych ilości wszystkich narkotyków dla użytku osobistego, ten problem ma pozycję 13. Wszystkie partie polityczne wspierają teraz politykę traktowania zażywania narkotyków jako problem zdrowotny, nie przestępstwo. Wskaźniki HIV również spadły – mówi João Goulão, narodowy koordynator ds. narkotyków.

Lecz dekryminalizacja to nie to samo co legalizacja. Portugalia stworzyła „rady perswazyjne”, złożone z doktorów, psychologów i innych specjalistów. Mają one na celu wysłanie uzależnionych na odwyk i pomaganie rekreacyjnym użytkownikom, by nie wpadli w nałóg. Kiedy jest taka potrzeba nakładają grzywny lub prace spoleczne. Poprzez usunięcie strachu i piętna z kary przestępstwa – mówi pan Goulão – zażywający narkotyki są zachęcani do poszukiwania pomocy, której potrzebują.

Brendan Hughes z lizbońskiego Europejskiego Centrum Monitoringu Narkotyków i Uzależnień (European Monitoring Centre For Drugs and Drug Addiction – EMCDDA), agendy Unii Europejskiej, mówi, że Portugalia wyróżnia się „konsekwencją i wszechstronnością”. Dodaje, że inne kraje, które chcą się skupić na tym, jako problemie zdrowotnym, muszą dopracować swoje prawo kryminalne.

W 2009 roku Republika Czeska zdekryminalizowała posiadanie większości narkotyków tak jak zrobila to Portugalia. W grudniu poszli nawet dalej, całkowicie legalizując medyczną marihuanę. Plan jest taki, by importowane dobra – prawdopodobnie holenderskie lub izraelskie – sprzedawać w aptekach – mówi Jindrich Voboril, szef komisji rządowej ds. narkotyków. Jeśli to zadziała, wyda się koncesje dla konkurujących zakładów, które będą hodować cannabis lokalnie.

NIEUCHWYTNE CZĄSTECZKI

Inna duża innowacja polityki narkotykowej w Europie to zniesienie karnej polityki w stosunku do heroiny i kokainy, w celu zmniejszenia szkody. Jednak większym zmartwieniem jest teraz wzrost „legalnych hajów”. Raport EMCDDA podaje, że nowe psychoaktywne substancje są wynajdowane przeciętnie co tydzień. Te mieszanki reklamuje się otwarcie jako „pokarm roślinny” lub „leki badawcze”. Mefedron i ketamina – do niedawna „legalne haje” – stały się głównym klubowym dragiem w Wielkiej Brytanii, zażywanym razem z extasy i kokainą. Tim Hollis z Brytyjskiego Związku Komendantów Policji mówi, że policja jest nieprzygotowana i nie reaguje wystarczająco szybko. Wiele nowych narkotyków szkodzi bardziej, niż te nielegalne narkotyki, które zastępują.

Status prawny kokainy jest bardziej kontrowersyjny. Niektóre kraje, w tym Portugalia, Meksyk i Kolumbia, zdekryminalizowały posiadanie małych ilości tego narkotyku, wysyłając zażywających na odwyki, zamiast ich karać. Lecz szkody, jakie czyni dla zdrowia kokaina i jej uzależniająca natura, uwrażliwiają rządy w temacie jej legalizacji.

Wysoko w Andach, uregulowana hodowla dla „tradycyjnego” użytku (liście koki dają lekkokofeinowego kopa, wstrzymują głód, zimno i chorobę wysokościową) trwa już od pokoleń. W Trinidad Pampa, małej wiosce w boliwijskim regionie Yungas, stoki wzgórz zostały zamienione w zgrabne tarasy, gdzie młode krzaki koki są przesadzane, po tym jak wyrosły na grzędzie wzbogaconej w piasek i łupiny ryżowe. Cała wioska jest w to zaangażowana, dzieci i nawet małe dzieci pomagają rodzicom.

Konwencja narkotykowa z 1961 roku zakazała koki razem z kokainą (aczkolwiek z okresem przejściowym). 11 stycznia Boliwia została pierwszym krajem, które negocjował częściowe odejście od traktatu. Został on przyjęty ponownie z klauzulą wyjęcia koki, a w zeszłym roku odwołano zakaz tego, co prezydent kraju, Evo Morales, nazywa „świętym liściem”. Były hodowca koki i lider związkowców lubuje się w przeciwstawianiu się Ameryce (wyrzucił z kraju ich ambasadora i ofcjeli DEA – Agencji ds. Walki z Narkotykami).

W 2004 roku, w związku z protestami hodowców koki na czele z panem Moralesem (wtedy w opozycji), Boliwia zalegalizowała większość ze swoich 28 tys. hektarów pól koki. Rząd twierdzi, że zwiększenie populacji oraz duże zużycie pomiędzy górnikami i kierowcami uzasadnia dodatkowe pozwolenia na hodowlę. Jednak wyniki sprzedaży sugerują, że większość koki idzie gdzie indziej. Liście muszą być sprzedawane w kontrolowanych przez rząd marketach, które w 2011 roku kupiły ponad 18 tys. ton towaru od farmerów. Narody Zjednocznone oszacowują potencjalną produkcję na ok. 48 tys. ton. Większość z zaginionych 30 tys. ton przeciekło do biznesu kokainowego – sądzi César Guedes, szef biura ds. narkotyków Narodów Zjednoczonych w La Paz.

To niepokoi sąsiadów Boliwii. Brazylia uważa, że posiada drugi największy na świecie rynek (po Ameryce) dla kokainy i największy dla cracku (krystaliczna wzmocniona forma kokainy przeznaczona do palenia).; większość brazylijskiego importu przybywa z Boliwii. Zużycie cracku w Argentynie również wzrasta.

Wykluczenie Boliwii z traktatu było „nieskończenie bardziej niebezpieczne” niż jej włączenie – mówi pewien oficjel z pobliskiego kraju. Zaopatrzenie wzrosło lekko po tym jak zlikwidowano reżim w 2004 r., potem wyrównało w 2008 r. i spadło o ok. 12% w 2011 r., poniżej poziomu z 2004 r. Zgoda na samowolkę farmerów pozwoliła Boliwii skupić ograniczone siły policyjne na walce z przestępczością zorganizowaną. W 2011 r. zniszczyła ona ponad 5 tys. zakładów przetwórstwa kokainy, pięć razy więcej niż dziesięć lat temu (może to również wskazywać na to, że przemyt się zwiększył). Farmerzy koki nadal mają trudne stosunki z władzą w niektórych regionach kraju, jednak nadużycia, które towarzyszyły wojskowej akcji wykorzeniania w latach 90. powoli zanikają.

Częściowe reformy mają swoje granice. Wiekszość przestępstw na tle narkotykowym nie jest powiązana z cannabisem. Przejście od karania do redukcji szkód może pomóc zażywającym narkotyki, ale pozostawia gangsterom kontrolę nad zaopatrzeniem i zyskami. Dużo krajów nadal obstaje przy prohibicji.

Takie głosowania jak w Waszyngtonie i Kolorado ciężko było sobie wyobrazić 10 lat temu, a teraz spowodowały głęboką zmianę. Osłabiają one Single Convention, nielegalny handel i przemysł prohibicyjny, który się tym żywi. Peter Reuter, ekspert z Uniwersytetu Maryland, mówi, że Ameryka powinna „zanalizować ten eksperyment i wytrzymać międzynarodowe potępienie przez kilka lat.” I nawet to liczy się jako postęp.

Tłumaczenie Agata Piórko

Źródło: wolnekonopie.org

 

S
Soft Secrets