Mateusz Klinowski - polskiej scenie konopnej
Opinia dr. Mateusza Klinowskiego na temat sytuacji na rodzimym rynku konopnym.
Opinia dr. Mateusza Klinowskiego na temat sytuacji na rodzimym rynku konopnym.
Źródło: Mateusz Klinowski Blog
"Słowa „Ja palę!” padły z ust Roberta Biedronia, posła Ruchu Palikota, i wywołały burzę w Sejmie, czyli w przysłowiowej szklance wody. Szklana niestety jest do połowy pusta, podobnie jak głowy większości reprezentantów społeczeństwa. Biedroń nie po raz pierwszy dokonał coming out’u.Reakcja też jest podobna: pośpieszna chęć wykluczenia. Tym razem jedynie z prezydium Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Zarzut? Szefem komisji nie może być osoba, która przyznaje się, że popełnia przestępstwo i drwi z prawa. Szkopuł w tym, że sam ten zarzut to drwina z wyborców.
Obnaża bowiem podstawową, powszechną przywarę naszych posłów: ich całkowitą ignorancję w sprawach, w których zbierają głos. W Polsce konsumpcja narkotyków nie jest przestępstwem, choć jest nim narkotyków posiadanie. Biedroń nie twierdził zaś, że narkotyki posiada. Niby subtelność, ale… Tutaj nawet kompromitujący wyrok Sądu Najwyższego niczego w tej sprawie nie zmienia (patrz: komentarz do wyroku SN sygn. I KZP 24/10). Zresztą, wielu prawników uważa go za lapsus, wynikający z zatrważającego politycznego konformizmu sędziów SN (sic!) i niezrozumienia zasady podziału władzy – fundamentu dobrze funkcjonującej demokracji.
Wracając do przepisów, na które powołują się krytykujący Biedronia posłowie, obowiązujące prawo narkotykowe to kuriozum na skalę europejską – głupie, niezgodne z Konstytucją, nieskuteczne i surowe (o niekonstytucyjności można przeczytać tutaj). Przeforsowano je w 2000 roku w celu niesienia pomocy uzależnionym. Barbara Labuda przekonywała wówczas, że lepiej będzie im w więzieniu, niż na cmentarzu. W nowelizację zaangażowały się osoby publiczne, a politycy licytowali na radykalne poglądy. Stanęło na tym, że posiadanie każdej ilości narkotyku karane jest co do zasady więzieniem. W specjalnych przypadkach, tzw. „mniejszej wagi” (nikt nie wie, co przez taki przypadek rozumieć) możliwa jest inna kara. W efekcie dostaliśmy legislacyjny absurd i złamanie pryncypiów prawa karnego.
Ówczesny lewicowy prezydent Aleksander Kwaśniewski ustawę podpisał, zbliżała się przecież kampania prezydencka. Trzeba było być twardym. Po tym, jak Sławek Sierakowski wyjaśnił mu przy kieliszku wina, że to nie było cool, przeklina tamtą chwilę. Ponieważ jest na emeryturze, dziś jest trendy i apeluje oo zmianę. Z kolei ówczesny minister sprawiedliwości – Lech Kaczyński w specjalnym telewizyjnym wystąpieniu (sic!) obiecywał, że nakaże prokuratorom ścigać jedynie dealerów. Konsumenci mogą spać spokojnie. Obietnicy nie spełnił, ale PR zrobił. Była to jedna z trampolin do późniejszych stanowisk.
W międzyczasie zmieniały się rządy, upłynęła dekada, a organa ścigania i wymiar sprawiedliwości za posiadanie niewielkich ilości marihuany (i innych narkotyków) skazały w procesach karnych kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi. Podobna liczba jest rokrocznie zatrzymywana, kontrolowana, przeszukiwana na ulicy (sam padłem ofiarą takiej bezprawnej kontroli). Każdego roku prawie 9 tys. użytkowników nielegalnych używek słyszy wyrok więzienia, kilkuset ląduje za kratami. Nie ma to nic wspólnego z demokratycznym państwem prawa, ani zapobieganiem narkomanii. Ma za to z populistyczną polityką i ignorancją prowincjonalnych umysłów, jakie w większości zasiadają na… Wiejskiej. Dla nich “ja palę!” Biedronia, czy wystąpienie Andrzeja Rozenka, to prowokacja, której Rzeczpospolita dać musi odpór.
Rozenek nie powiedział niczego specjalnie zaskakującego. W każdym parlamentarnym ugrupowaniu czy w rządzie znaleźć można osobę, która paliła bądź pali marihuanę. Palacz marihuany jest też w Polsce premierem! Przy każdej okazji należy to podkreślać, bowiem to dowód niebywałej hipokryzji polityków Platformy, że w kraju przez nich rządzonym dziesiątki tysięcy ludzi jest z powodu marihuany represjonowanych. Gdy jednocześnie parta premiera-palacza mieni się obywatelską.
W tej sprawie poprawił mnie kiedyś dziennikarz w programie na żywo: „Premier przecież już nie pali, kiedyś palił”. Ale czy ktoś z nas zagląda premierowi przez ramię, gdy ten sam zamyka się w pokoju, gabinecie, boiskowej szatni? Powszechny stereotyp głosi, że kto raz się zaciągnął, zaciągać się będzie zawsze, marihuana silnie przecież uzależnia, jest pierwszym krokiem do heroiny i dalej – do grobu.
Podtrzymują i eksploatują dla własnych celów ten narkofobiczny wymysł czołowi politycy, oficjele, w tym sam premier. Jeżeli więc głosy te brać tak poważnie, jak życzą sobie ich autorzy, w jaki sposób obronić się przed konkluzją, że Tusk ma problem z narkotykami? Oto polityczny paradoks, który musi rozwiązać teraz Sejm. Chyba, że jednak marihuana nie uzależnia po pierwszym, drugim, trzecim kontakcie… ale jak wtedy polityków traktować poważnie?
Wszystko to tylko intelektualne ćwiczenia, bo zmierzam do tego, że nic złego by się nie stało, gdyby kierownictwo tego nieszczęsnego kraju zamiast pasjami pić alkohol, paliło marihuanę, sięgało po LSD, halucynogenne grzyby. Osoby polityka bowiem, wbrew logice myślenia większości posłów, fakt używania narkotyków w ogóle nie kompromituje.
Dla obrony tej tezy przytoczę dwa argumenty: jeden abstrakcyjny i jeden konkretny, z życia. Jeżeli narkotyki dyskwalifikują polityka, to czy dyskwalifikują szamana? A pisarza? Artystę plastyka? Znanego muzyka? A pacjenta z przewlekłym bólem? A co jeśli pacjent zostaje posłem i codziennie podaje sobie w sejmowym hotelu albo restauracji jakiś opioid? Albo artysta staje wreszcie na czele rządu i z poczucia uczciwości względem siebie samego nadal pali przeklęte zielsko? Nie narkotyki są problemem, tylko poczytalność, której brak znacznie częściej wynikiem spożycia jest alkoholu, albo elementarnego braku higieny, zwłaszcza psychicznej. A argument z życia? Proszę bardzo.
Od wielu lat powszechnie wiadomo, że jestem konsumentem narkotyków (byłym? niebyłym? nawróconym? wyleczonym?), podobnie jak chociażby profesor Jerzy Vetulani (światowej sławy neurobiolog), czy cała masa innych osób publicznych, zwłaszcza już artystów. Czy więc wszyscy powinniśmy zniknąć ze społecznego życia, zwrócić nagrody, wyróżnienia i przeprosić społeczeństwo na czele z Sejmem?
W jaki sposób w ogóle branie narkotyków miałoby być dla kogokolwiek kompromitujące, w erze powszechnej, medialnej ekscytacji gwiazdami pokroju Snoop Dogga, Kurta Cobaina, Jima Morrisona czy ostatnio – Amy Winehouse? Nawet Arka Noego to muzycy, którzy z niejednego chleba piec jedli… albo odwrotnie, zależnie do dawek.
Trwając jeszcze przy własnym przykładzie, konsumpcja narkotyków nie przeszkodziła mi myśleć, żyć, być odpowiedzialnym, nie zaszkodziła w karierze politycznej. W konserwatywnych Wadowicach piastuję mandat radnego (startowałem pod hasłem: Mocny Gospodarz z Kosmosu), a mieszkańcy rozliczają mnie z pracy na ich rzecz, z uczciwości w głoszeniu poglądów, nie z zawartości THC w płucach czy kieszeni. Pisa
2; nawet o tym niedawno Newsweek. Nikt w mieście tego nie komentował, nikt się tym nie ekscytował. Jedynie kontrolowany przez burmistrz lokalny portal publikuje czasem komentarz o „geju” i „ćpunie”, „synie Lenina oraz Ubeka”, i ze mnie czyniąc biedronia. To jednak nic więcej, niż normalne metody politycznej walki, stosowane w Wadowicach od lat przez “zawsze wierny nauczaniu JPII samorząd”. Poza tym… akceptacja. A to przecież Polska prowincjonalna, przaśna – wydawałoby się.
Wracając z niej na Wiejską, to raczej ci posłowie, którzy deklarują oburzenie ewentualną konsumpcją narkotyków wśród innych posłów, mają problem z odbiorem rzeczywistości, należąc do innej epoki, innego wymiaru.
Gdybym był posłem, szedłbym dokładnie drogą Biedronia i Rozenka. A idąc, stałbym na tym tam korytarzu, gdzie zawsze kłębią się dziennikarze, czekając na szefów klubów oraz inne sejmowe persony. I paliłbym tam codziennie, wbrew sobie i prawu, wielkiego medialnego jointa, wypełnionego jakimś sianem imitującym konopie. I mimo, że w swoim obecnym życiu na marihuanę nie mam czasu, przygnieciony natłokiem codzienności, trwałbym na tych sejmowych korytarzach w geście protestu, niezmiennie. Czekałbym, aż zatroskana marszałek Ewa Kopacz przepchnie depenalizację posiadania narkotyków (europejski standard) przez sejmowe komisje i głosowania, by ratować moje zdrowie fizyczne oraz psychiczne, jak kiedyś ratowała zdrowie członków rodziny innego palacza…
Na całe szczęście są Biedroń z Rozenkiem. Panowie, dziękuję Wam za to!
Mateusz Klinowski"