Globalna wojna z narkotykami została przegrana

Soft Secrets
01 Jul 2011

Światowa wojna przeciwko narkotykom nie powiodła się i rządy powinny rozważyć legalizację marihuany i innych kontrolowanych substancji - uważa komisja, w której skład wchodzą byli szefowie rządów i były sekretarz generalny ONZ.


Najnowszy raport Światowej Komisji ds. Polityki Narkotykowej przekonuje, że trwająca od dekady "globalna wojna z narkotykami nie powiodła się, co pociągnęło dewastujące konsekwencje dla społeczeństw i jednostek na całym świecie". 24-stronicowy dokument ma być opublikowany w czwartek.

Nie można wygrać z narkotykami

"Przywódcy polityczni i osoby publiczne powinny mieć odwagę, aby wyrazić publicznie to, co wielu z nich przyznaje prywatnie: że dowody pokazują, iż represyjne strategie nie rozwiążą problemu narkotyków oraz że wojna z narkotykami nie została i nie może być wygrana" - głosi raport

W skład 19-osobowej komisji wchodzi były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan, były wysoki urzędnik w administracji amerykańskich prezydentów Ronalda Reagana i Richarda Nixona, George P. Schultz, były szef banku centralnego USA - Fed - Paul Volcker, byli prezydenci Meksyku, Brazylii, Kolumbii oraz pisarze Carlos Fuentes i Mario Vargas Llosa, brytyjski biznesmen Richard Branson.

Walka z gangami i pomoc uzależnionym

Autorzy raportu uważają, że rządy zamiast walczyć z konsumentami narkotyków, "którzy nie szkodzą innym", powinny rozważyć zakończenie karania za używanie narkotyków i wypróbować inne modele prawne, które uderzą w zorganizowane grupy przestępcze i pomogą ludziom uzależnionym. Komisja opowiedziała się za polityką narkotykową opartą na sprawdzonych empirycznie metodach, które obniżają poziom przestępczości, sprzyjają podwyższeniu standardów zdrowotnych oraz rozwojowi społecznemu i gospodarczemu.

Komisja była szczególnie krytyczna wobec Stanów Zjednoczonych, które zdaniem jej członków muszą zmienić politykę antynarkotykową - z nastawionej na zwalczanie przestępczości na nastawioną na opiekę medyczną i prawa człowieka.

- Mamy nadzieję, że USA przynajmniej zaczną myśleć, iż istnieją alternatywy - uważa były prezydent Kolumbii Cesar Gaviria.

USA bronią swojej strategii

- Uzależnienie od narkotyków jest chorobą, której z powodzeniem można zapobiec i leczyć. Szerszy dostęp do narkotyków, co sugeruje ten raport, sprawi, że będzie trudniej zapewnić naszym społeczeństwom zdrowie i bezpieczeństwo - przekonuje natomiast rzecznik amerykańskiego Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii.

Biuro powołuje się na statystyki, według których w USA w porównaniu z sytuacją sprzed trzydziestu lat w ciągu ostatnich pięciu lat poziom spożycia kokainy wśród młodych ludzi spadł o 30 proc. Z kolei autorzy raportu powołują się na szacunki ONZ, według których pomiędzy rokiem 1998 a 2008 spożycie opiatów na całym świecie wzrosło o 34,5 proc., kokainy o 27 proc., a marihuany o 8,5 proc.

Ogłoszona w 1980 r. przez Ronalda Reagana „wojna z narkotykami", choć już w pierwszym roku wydano na nią 1,5 mld dol. i od lat zapełnia amerykańskie więzienia dwoma milionami więźniów, nawet w USA nie załatwiła problemu. Spowodowała natomiast dramatyczny rozwój międzynarodowych mafii narkotykowych dysponujących dziś odrzutowcami i łodziami podwodnymi. Narkobiznes finansuje afgańskich Talibów, wojnę domową w Kolumbii, meksykańskie gangi walczące na ulicach miast. W Polsce radykalizacja prawa antynarkotykowego też nie zmniejszyła spożycia, chociaż zapełniła sądy i więzienia dziesiątkami tysięcy osób złapanych ze skrętem.

Walka ze złem wcielonym

Marzenie o końcu zła przyniosło największe frustracje i zbrodnie XX w. Powinniśmy się więc z niego wyleczyć. Ale jak nie ma definitywnego zwycięstwa nad złem, tak nie ma definitywnego rozstania z marzeniem o definitywnym zwycięstwie.

Umysł oświeceniowy jest tutaj rozdarty. Z jednej strony racjonalistyczna pycha mówi mu, że może zbudować dobry świat, okiełznać naturę, ulepić wszystko wedle swego życzenia. Jak nie od razu, to z czasem. Z drugiej empiria pokazuje, że jest zło społeczne, którego władza państwowa i duchowna pozbyć się przez wieki nie umie. Potępia je, zwalcza, zakazuje, karze - a ono jest i jest. Niewrażliwe na kodeksy moralne i karne. Nieczułe na wysiłki prokuratorów, sędziów, biskupów, urzędników, policjantów, wojskowych.

Tu wybór postawy intelektualnej też determinuje strategie polityczne. Kto uważa, że zło jest wynikiem błędu lub błędem samym w sobie, ten będzie za zakazywaniem, zwalczaniem, śledzeniem i represjonowaniem bez względu na koszty i skutki uboczne. Kto gotów jest uznać nieusuwalność zła, ten postawi pytanie, jak się ze złem ułożyć? Jak utrzymać je w ryzach, jak zminimalizować szkody oraz koszty. Jak pomóc tym, których dotyka.

Możliwe rozwiązania

Odmowa uznania nieusuwalności zła przyniosła zwycięstwo opcji represyjnej tworzącej nowe zło. Rozumiem logikę tych, którzy odwołują się do „zbawiennej hipokryzji", pozwalającej z jednej strony publicznie wypowiadać złu wojnę, a z drugiej po cichu machać ręką i godzić się, żeby zło trwało w szarej strefie. Ale nie podzielam nadziei, że tym sposobem wilk może być syty i owca cała. Przeciwnie. Owca zostaje pożarta (zło nadal istnieje, szerzy się i narasta - np. narkomania), a wilk dostaje coraz silniejszych konwulsji. Skoro już musimy (a bez wątpienia musimy) zło zaakceptować, lepiej to zrobić otwarcie. Cicha akceptacja raczej tuczy zło, niż je ogranicza.

W publicznej debacie trudno jest przyznać, że walka ze złem może być gorsza niż to zło samo w sobie. Wojna z terroryzmem pochłonęła kilkadziesiąt razy więcej niewinnych ludzkich istnień niż terrorystyczne ataki. To nie przekonuje. Większość więźniów tajnych więzień na czele z Guantanamo nigdy nie stanęła przed sądem. Czyli więziono ich niewinnie. To też nie przekonuje. Ani to, że wojna narkotykowa zrobiła z dużej części świata krainę bezprawia, wojna z prostytucją stworzyła armię seks niewolników, a krucjata antyaborcyjna milionom dzieci odebrała szanse na to, by się urodziły.

Coś musimy z tym zrobić. Nie chodzi o rewanż, karanie, prześladowanie tych, którzy w walce ze złem nie dali sobie rady i się zakazili. Chodzi o to, żeby odwrócić trend, który sprawiał, że czynimy świat coraz gorszym, coraz bardziej brutalnym i coraz mniej bezpiecznym.

By zwrot mógł się dokonać, potrzebny jest mocny sygnał. Taki, jak postawienie przed Trybunałem Stanu obu byłych premierów odpowiedzialnych za bezprawne i szkodliwe działania. Nie z zemsty. Trybunał im nic strasznego nie zrobi. Nie skaże na śmierć. Nie wsadzi do więzienia. Najwyżej ograniczy ich udział w życiu publicznym. A może też oczyścić ich z winy, jeśli po zbadaniu tajnych argumentów i okoliczności uzna, że racja stanu wymagała naruszenia konstytucyjnych zasad albo prawa.

Żadne zasady nie są przecież święte. Każdą kiedyś, w jakiejś sprawie, na jakiś czas trzeba w interesie publicznym zawiesić. Ale - podobnie jak akt obywatelskiego nieposłuszeństwa - zawsze musi się to wiązać z ryzykiem dla tego, kto dokonuje takiego zawieszenia lub je wykonuje.

S
Soft Secrets