Ekokwiaciarnia działa pełną parą
Badania potwierdziły: produkty sprzedawane przez ekokwiaciarnię z Wrzeszcza zawierają narkotyki.
Badania potwierdziły: produkty sprzedawane przez ekokwiaciarnię z Wrzeszcza zawierają narkotyki.
Badania potwierdziły: produkty sprzedawane przez ekokwiaciarnię z Wrzeszcza zawierają narkotyki. Mieszkańcy chcą wiedzieć, kiedy sklep zniknie. Prokuratura: - To potrwa.
Od miesięcy mieszkańcy Wrzeszcza walczą ze sklepami sprzedającymi dopalacze. W dzielnicy działają dwa: Pachnący dom, który przeniósł się z Dolnego Wrzeszcza do Górnego, i Alternatywna kwiaciarnia przy ul. Partyzantów. Oficjalnie można tu kupić nawozy do kaktusów. A nieoficjalnie? Zbadał to sanepid, a my poznaliśmy wyniki.
Narkotyki, dopalacze, leki
- Zebraliśmy łącznie 50 próbek różnego rodzaju produktów, które przekazaliśmy do badania - mówi Alina Hamerska z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku. - W 25 próbkach produktów znaleziono substancje zakwalifikowane jako środki zastępcze, czyli tzw. dopalacze, niekontrolowane przez Ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, a opisane jako substancje wykazujące działanie psychoaktywne, m.in. bufedron. W siedmiu z nich zidentyfikowano ponadto substancję leczniczą, tj. lidokainę.
Sprawdzamy: lidokaina to środek znieczulający. Bufedron - ma działanie euforyczne, pobudzające, po jego zażyciu nie odczuwa się głodu ani potrzeby snu.
- Dodatkowo w jednym z tych obiektów, w dziewięciu produktach stwierdziliśmy substancje, które kontrolowane są przez Ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, czyli substancje odurzające, mówiąc potocznie: narkotyki - dodaje Hamerska.
Produkty zawierały m.in. związki chemiczne o nazwach: JHW-018, JHW-210, JHW-122. Informacji szukam w sieci: "substancje psychoaktywne z grupy syntetycznych kannabinoidów (...) działanie na zwierzętach podobne do THC ale krócej trwające...". Żaden z tych środków nie jest w Polsce legalny, podobnie jak jego posiadanie czy sprzedaż.
Jak walka z wiatrakami
Co do tej pory zrobił gdański Sanepid?
- Sprawa się toczy wielotorowo - wyjaśnia Alina Hamerska. - W zakresie zidentyfikowanych środków odurzających, sprawę przekazaliśmy do Prokuratury Rejonowej w Gdańsku Wrzeszczu. Sprawę znalezionych substancji leczniczych - do pomorskiego wojewódzkiego inspektora farmaceutycznego. Jeśli chodzi o tzw. dopalacze, zgodnie z posiadanymi kompetencjami działania podejmuje państwowy powiatowy inspektor sanitarny w Gdańsku. Prowadzimy postępowanie w celu wycofania środków z obrotu. Na etapie kontroli i zatrzymywania produktów wydaliśmy decyzję administracyjną o wstrzymaniu obrotu tymi produktami, mamy taką możliwość na okres nie dłuższy niż 18 miesięcy. Teraz, kiedy znamy wyniki badań, będziemy żądali całkowitego wycofania tych produktów. Ponadto właściciel obiektu poniesie koszty przeprowadzonych badań. Co więcej: za wprowadzenie do obrotu środków zastępczych grozi mu kara od 20 tys. zł do 1 mln.
Skoro dowody są tak jednoznaczne, to dlaczego sklepy nie zostały natychmiast pozamykane, a winni zatrzymani?
Jak twierdzą specjaliści, walka z dopalaczami jest trudniejsza: - Dopalaczy nie ściga się karnie, a administracyjnie. Od każdej decyzji można się odwołać, więc procedury się przeciągają - tłumaczy Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. - Zbadanie dopalaczy też nie jest takie proste, laboratoria często oświadczają, że środek może szkodzić, bo to np. 25 pochodna amfetaminy, ale nie wiadomo, czy szkodzi, bo w literaturze brak danych toksykologicznych. A sądy chcą twardych dowodów, których nauka nie daje. Do dzisiaj toczą się sprawy z 2010 r.
I dodaje: - Wkrótce powinna wejść nowelizacja ustawy, zgodnie z którą minister wyznaczy jedno-dwa laboratoria w kraju, które się wyspecjalizują w badaniu dopalaczy. Jak wyniki badań będą jednoznaczne, to będziemy mogli nakładać na właścicieli wielotysięczne kary. Finansowo zniechęcimy do sprzedaży. Narkotyki to nie moja kompetencja, ale tu chyba sprawa powinna być jasna...
Narkotyki jasna sprawa?
Nie jest. Okazuje się, że nawet wykrycie w próbkach narkotyków nie oznacza zamknięcia sklepu.
- Wszczęliśmy śledztwo - mówi Jolanta Janikowska-Matusiak, prokurator rejonowy. - Przekazaliśmy wytyczne do komendy policji. Trzeba będzie przesłuchać świadków, poprowadzić dalsze ustalenia.
- A nie można sklepu tak zwyczajnie zamknąć?
Prokurator: - Istnieje przepis, który pozwala prokuraturze zaingerować w prowadzenie działalności gospodarczej, ale to jest środek zapobiegawczy i należałoby wówczas właścicielowi postawić zarzuty. A żeby postawić zarzuty, musimy mieć twarde dowody, ustalić, kto jest faktycznie winny: właściciel? sprzedawca? W przypadku ukarania właściciel zapewne zaprzestanie działalności. Trochę to jednak musi potrwać.
Próbujemy na policji.
- Policja nie zamyka sklepów. Czekamy na wytyczne do działania od prokuratury - informuje rzecznik.
Miasto?
- Nic nie możemy zrobić - mówi Ewa Kamińska, wiceprezydent Gdańska.
Mieszkańcy nie kryją frustracji.
- Ręce opadają. Przychodzą do mnie zrozpaczeni rodzice, a ja nie mogę im pomóc. To paranoja, że wszyscy wiedzą o tych sklepach i absolutnie nikt nic nie może zrobić. Czy musi dojść do tragedii? - pyta Lidka Makowska, przewodnicząca rady dzielnicy.
Źródło: Gazeta Wyborcza