Czego ustawodawca nie przewidział
Wciąż jeszcze niezależne i wolne media niepubliczne co jakiś czas przypominają rządzącym i wyborcom, że nasza krajowa ustawa o medycznej marihuanie to tak naprawdę fikcja literacka i bubel prawny.
Stacja radiowa TOK FM przed wakacjami kolejny raz badało, czy poprawiła się w końcu sytuacja polskich pacjentów medycznej marihuany. Niestety, mimo szumnych haseł o legalizacji i refundacji, które padały w zeszłym roku z ust ministra zdrowia, lekarstwa z konopi są wciąż u nas bardzo drogie i trudno dostępne. Ustawa, która je w teorii zalegalizowała, funkcjonuje tylko na papierze. Ministerstwo zdrowia jednak problemu nie widzi, a chorzy najczęściej dalej działają w podziemiu.
W rozmowie z reporterką TOK FM chora na stwardnienie rozsiane pani Maria stwierdza, że wydawałaby setki złotych miesięcznie na leki, jeśli kupowałaby je na receptę. „Gdybym mogła sobie w domu wysiać konopie lecznicze, to miałabym niemal za darmo lekarstwo”, przekonuje. Nie może ich kupić, ale spotyka dobrych ludzi, którzy ją ratują, mówi kobieta.
Krajowych upraw nie ma i nie będzie, bo, jak uważa minister zdrowia Łukasz Szumowski, jest to niebezpieczne. „Potem przy sytuacjach uzależnień, czy problemów z korzystaniem z tych substancji, koszt terapii, koszty społeczne, koszty pilnowania tych upraw są niestety zawsze wyższe niż korzyści, które państwo mogłoby osiągnąć”, tłumaczy polski minister zdrowia i stwierdza, że obowiązujące przepisy są dobre. Łaskawie wyjaśnia, że wszystkie leki, które są dla małej grupy pacjentów, są drogie, dlatego, że ich testowanie i produkcja bardzo dużo kosztuje. Nie ma nigdzie twardych danych, które by upoważniały do szerokiego wejścia tego produktu na rynek.
Cokolwiek to znaczy… Tymczasem wedle szacunków, na choroby w których ulżyć mogłaby medyczna marihuana cierpi około miliona Polaków. Medyczna marihuana pomaga m.in. przy padaczce lekoopornej, nowotworach czy chorobie Parkinsona i teoretycznie jest legalna w naszym kraju od listopada 2017 roku.
W czerwcu także stacja telewizyjna TVN biła na alarm w programie „Uwaga!” materiałem pod wszystko mówiącym tytułem „Medycznej marihuany nie ma w aptekach. Martwe prawo”. Dziennikarze przypomnieli telewidzom, że medyczna marihuana miała być ostatnią szansą na ratowanie życia dla chorych m.in. na raka czy padaczkę, ale wciąż nie ma jej w aptekach. Od wejścia w życie ustawy legalizującej medyczną marihuanę minęło pół roku, ale prawo wciąż pozostaje martwe. Tymczasem potrzebuje jej bardzo wielu chorych.
O swojej walce o życie syna opowiadała Dorota Gudaniec, matka Maksa i założycielka fundacji Krok po Kroku. Cztery lata temu cierpiący na lekooporną padaczkę Maks trafił pod opiekę hospicjum. Dziecko miało nawet 200 ataków padaczkowych dziennie. Każdy mógł okazać się śmiertelny, a lekarze nie potrafili ich zahamować żadnymi dostępnymi na rynku lekami. Jego matka wspomina to tak: „Nie dawali nam prawie żadnych szans na przeżycie. Mówili: proszę się pogodzić, dać mu godnie odejść… Mogłam go trzymać, być przy nim być, przeszukiwać internet. Mogłam znaleźć, wywalczyć, zaryzykować… To była najcenniejsza decyzja w naszym życiu. To, że nikomu o tym nie mówiąc, podjęłam ryzyko. Podałam mu napar, nie wiedziałam wtedy, że jestem przestępcą. Ale każdego dnia popełniłabym to przestępstwo jeszcze raz”.
Terapia konopna przyniosła spektakularne rezultaty. Liczbę napadów padaczkowych udało się zredukować do kilku w miesiącu. Widząc to mama Maksa zaczęła walczyć by marihuana była legalna i dostępna dla chorych. Walczyły też rodziny innych pacjentów. Na jedno z posiedzeń podkomisji zdrowia na salę przynieśli małe, białe trumienki. „Wniosłam na salę jedną z trzech białych trumienek. Jestem matką, która pochowała własne dziecko. Dziecko, które nie doczekało się leczenia medyczną marihuaną, ponieważ procedury stworzone przez ten rząd są wręcz mordercze”, mówiła wtedy dla TVN24 Paulina Janowicz.
„Jak popatrzymy na rozporządzenie ministerstwa zdrowia to jest kilkadziesiąt stron do wypełnienia. Do tego jest szereg dodatkowych załączników. Załączników mamy ‘milion’. Przedstawiciel jednej z firm powiedział mi, że sztab prawników pracował nad tym cztery miesiące, żeby wypełnić ten dokument. Mam takie wrażenie, że specjalnie zrobiono coś, co będzie prawnie nie do przejścia”, stwierdziła Gudaniec. Jej słowa potwierdził przedstawiciel firmy farmaceutycznej, której jako pierwszej i jedynej udało się złożyć wniosek niezbędny, by konopie znalazły się w polskich aptekach. Wniosek został złożony pół roku od wejścia w życie ustawy konopnej. Dlaczego tyle to trwało? Bo polskie prawo dotyczące rejestracji produktów opartych na konopiach jest bardzo restrykcyjne. Wiąże się z tym duża ilość dokumentacji, którą trzeba przygotować, wyjaśniał Tomasz Witkowski ze Spektrum Cannabis. Firma działa w Kanadzie i Europie (Hiszpania, Niemcy, Dania, Czechy). W krajach takich jak Czechy i Niemcy procedury są szybsze, podkreślił Witkowski.
O tym, że polskie prawo pozostaje martwe, minister zdrowia dowiedział się od reporterki „Uwagi!” i skwitował to tak: „Oczywiście, że zabiegam o to, żeby leki dla wszystkich grup pacjentów były dostępne jak najszybciej. Podlegam również prawu i ustawie, i tutaj minister nie decyduje w sposób arbitralny, w jaki sposób i co dopuszcza do aptek”.
Marketing polityczny kosztem chorych
Zdaniem Gudaniec ustawa to tylko marketing polityczny. „Z punktu widzenia chorych to bycie cały czas uczestnikiem czarnego rynku. Są też osoby, które się na to nie zdecydują. Umrą w świetle procedur, po wyczerpaniu wszystkich możliwości terapeutycznych oferowanych przez współczesną, konwencjonalną medycynę”, mówiła założycielka fundacji Krok po Kroku. Pomimo nowego prawa, medycznej marihuany, nawet na receptę, nie wolno przywieźć zza granicy. Każdy, kto tego spróbuje, stanie się przemytnikiem i może podzielić los Ewy i Dariusza Dołeckich. Kiedy trzy lata temu matka mężczyzny zachorowała na raka, syn usiłował przywieźć dla niej olej z marihuany z Holandii. W podróży towarzyszyła mu niczego nieświadoma żona. Małżeństwo zostało zatrzymane i trafiło na trzy miesiące do aresztu. Grozi im do 15 lat więzienia. Ewa Dołecka wspominała: „We Wrocławiu nie ma aresztu śledczego dla kobiet. Na terenie zakładu karnego wydzielona jest mała cześć dla kobiet. Kobiety grupuje się bez względu na wyroki i rodzaje przestępstw, w tych samych celach. Byłam w celi ośmioosobowej z kobietami, które popełniły najcięższe przestępstwa, na przykład morderstwa. To był koszmar”. Dorota Gudaniec nazywana jest „matką medycznej marihuany w Polsce. Pomaga chorym w dwóch punktach informacji konopnej: w Jędrzychowicach pod Wrocławiem oraz od niedawna również w Warszawie. W maju zorganizowała międzynarodową konferencję o medycznej marihuanie. Jednym z panelistów był dr Michael Dor, szef agencji ds. medycznej marihuany w izraelskim ministerstwie zdrowia.Współczucie zwycięża
Nie u nas, tylko w kolejnym kraju cywilizowanej Europy. W czerwcu ustawę legalizującą marihuanę jako składnik preparatów medycznych uchwalił parlament Portugalii. Leki z tym składnikiem mają pomóc m.in. chorym na nowotwory, padaczkę, cierpiącym na schorzenia neurologiczne i mięśniowe. Samodzielne hodowanie konopi indyjskich jednak będzie nadal zakazane. Jak informuje Polska Agencja Prasowa, za legalizacją marihuany w składzie produktów medycznych głosowały wszystkie ugrupowania w 230-osobowym Zgromadzeniu Republiki, z wyjątkiem opozycyjnego bloku ludowego CDS-PP, którego 18 deputowanych wstrzymało się od głosu. Ustawa zawiera rozwiązania przygotowane przez Blok Lewicy (BE), popierający socjalistyczny rząd Antonia Costy, oraz partię Ludzie-Zwierzęta-Przyroda (PAN). Rządzący socjaliści (PS) wprowadzili do nich kilka poprawek. Podczas debaty w parlamencie centroprawicowa Partia Socjaldemokratyczna (PSD), CDS-PP, a także komuniści (PCP) zapowiedzieli, że odrzucą projekt ustawy, jeśli znajdzie się w nim pierwotny zapis o możliwości samodzielnego hodowania przez Portugalczyków marihuany w celach medycznych. Po głosowaniu deputowani wyjaśniali, że ustawa nie stanowi "wstępu do akceptacji (stosowania) marihuany do celów innych niż lecznicze". Celem ustawy, powstałej dzięki inicjatywie ustawodawczej jego partii, ma nieść ulgę cierpiącym. Preparaty na bazie marihuany będą przeznaczone głównie dla chorych na nowotwory, schorzenia neurologiczne i mięśniowe, a także cierpiących na ciężkie napady padaczki. Zgodnie z nowymi przepisami legalna konsumpcja środków wytworzonych na bazie marihuany będzie w Portugalii dotyczyć tylko osób posiadających receptę. Preparaty te będą sprzedawane wyłącznie w aptekach. Dostarczaniem marihuany leczniczej na portugalski rynek może zajmować się, oprócz firm farmaceutycznych, także państwo - instytucją wskazaną do tego jest Laboratorium Wojskowe w Lizbonie. Według ustawy legalizującej stosowanie marihuany w celach leczniczych państwo zostało zobowiązane do "stymulowania" badań naukowych nad jej wykorzystaniem w medycynie. Portugalia jest 17. krajem na kontynencie, który uznał, że konopie indyjskie to ważne i skuteczne narzędzie walki z chorobami i bólem. Europejskie regulacje są różne – od pozwalających nawet na rekreacyjne zażywanie narkotyku po przepisy zezwalające na stosowanie medycznej marihuany, które w praktyce trudno wyegzekwować. Tak jest w Polsce, komentuje opiniotwórczy tygodnik Polityka. W naszym kraju obowiązuje tzw. import docelowy. Konopie sprowadzane są dla pacjenta z kraju, w którym zarejestrowane są jako lek. Ale poza tym karze się za handel, uprawę i posiadanie marihuany na własny użytek (bez względu na to, czy do celów medycznych, czy rekreacyjnych). Procedura przyznawania zgody teoretycznie nie powinna trwać dłużej niż 210 dni. W praktyce będzie to 210 dni tylko wtedy, gdy zostanie złożony komplet dokumentów. Każdy błąd, brak zaświadczenia czy choćby jednego podpisu będzie skutkował wydłużeniem czasu oczekiwania na ratujące życie lekarstwo. Do tego wszystkiego polskie środowisko lekarskie wciąż ma wątpliwości, czy powinno się przepisywać tego rodzaju preparaty.
S
Soft Secrets