Psychodeliki i (wy)zysk

Soft Secrets
21 May 2021

Czy powinniśmy obawiać się przejęcia przez korporacje świętych leków i rytuałów różnych kultur?


Nowy front wojny patentowej

Dyskusja na ten temat rozpaliła się ponownie po dziwacznym posunięciu brytyjskiego start-upu psychodelicznego Compass Pathways, który zapragnął opatentować, „podstawowe składniki terapii psychodelicznej", w tym użycie „miękkich mebli i trzymanie się za ręce". O sprawie poinformował ostatnio kultowy VICE („The Race to Patent Psychedelics Is Just Getting Started"). Obok niedawnej dyskusji o prawach intelektualnych do szczepionek w czasie pandemii, debata o patentach na psychodeliki jest chyba dzisiaj w medycynie najciekawsza i rozpala największe światowe umysły. Psychodeliki, zwane też halucynogenami, to według Wikipedii grupa substancji psychoaktywnych wywołujących zmiany percepcji, świadomości, sposobu myślenia oraz sposobu odczuwania emocji. Chociaż ich dokładny mechanizm nie jest zrozumiany, uważa się, że psychodeliki wytwarzają swoje charakterystyczne działanie przez wiązanie do serotoninowych receptorów. Serotonina odgrywa wiele kluczowych ról w ludzkim ciele i jest kluczowym neuroprzekaźnikiem zaangażowanym w funkcjonowanie i regulację percepcji sensorycznej, zachowania, nastroju, poznania i pamięci. Psychodeliki od innych substancji psychoaktywnych (stymulantów, depresantów) odróżnia to, że nie wpływają bezpośrednio na znane nam stany umysłu, ale indukują doświadczenia zdecydowanie różne od zwykłego stanu umysłu. Doświadczenia te często są porównywane do odmiennych stanów świadomości: transu, medytacji, marzeń sennych. Ostatnio autor i filantrop Tim Ferriss zadał bardzo bezpośrednie pytanie (za pośrednictwem Twittera) opinii publicznej i różnym liderom społeczności psychodelicznej. Brzmiało ono: jak najlepiej zareagować na „patentowe zawłaszczanie Ziemi", które ma miejsce za kulisami w różnych prywatnych firmach, z których wiele otrzymało miliony dolarów w kapitale inwestycyjnym od akcjonariuszy. W odpowiedzi rekiny kapitalizmu reprezentujący Compass Pathways i inne firmy biotechnologiczne zaczęły umniejszać wysiłki filantropijne Ferrissa i uznały jego obawy za błędne, broniąc strategii biznesowych, które Ferriss, wraz z wieloma innymi liderami społeczności psychodelicznej, zakwestionował. Ferriss porzucił dalszą komunikację przez tweety i napisał obszerniejszy tekst na ten temat. Wspomina w nim, że jesteśmy w samym środku psychodelicznej gorączki złota, zaś artykuł z VICE dobrze opisuje szalone tempo, w jakim pojawiają się pomysły na patenty na psychodeliki, od marihuany nasączonej psylocybiną do e-papierosów Phillipa Morrisa zawierających DMT i patentów na psychodeliczne leczenie alergii pokarmowych lub łysienia. Jakby nasz (korporacyjny) świat nie był już wystarczająco dziwny. Pierwsza oferta publiczna (IPO) firmy Compass Pathways o wartości 1 miliarda dolarów mówi nam, że jesteśmy świadkami narodzin dziwnego i nieprzewidywalnego „kapitalizmu psychodelicznego". Samo to wyrażenie prawdopodobnie sprawia, że Huxley, Hofmann, McKenna i inni pionierzy psychodelii przewracają się w swoich kosmicznych grobach. W zeszłym roku w Stanach Zjednoczonych w kilku miejscach zdekryminalizowano niektóre leki psychodeliczne, np. stan Oregon pozwala teraz na terapeutyczne użycie psylocybiny. To dobra wiadomość, warta świętowania. Wielu terapeutów się ucieszyło, szczególnie ze względu na fakt, że psychodeliki odegrały wielką rolę w tym, że w ogóle zostali terapeutami. Jednak w tej chwili przyszłość leków psychodelicznych jest kupowana i sprzedawana w eleganckich salach konferencyjnych w San Francisco, Londynie i innych miejscach. Wraz z legalizacją pojawia się możliwość sprawiedliwego i przystępnego cenowo dostępu do leczenia psychodelicznego dla milionów ludzi desperacko poszukujących ich uzdrawiającego działania - tych samych ludzi, którym różne sprytne firmy rzekomo chcą pomóc. Wybaczcie mój sceptycyzm, pisze Ferriss. Bo jest rzecz, o której wszyscy musimy pamiętać, wkraczając w dzikie nowe stulecie: psychodeliczny kapitalizm nie istnieje. Istnieją psychodeliczne substancje, doświadczenia, muzyka, sztuka i literatura. Istnieją psychodeliczne filozofie, etyka, światopoglądy i społeczności. Psychodeliczne leczenie, terapie i rdzenne tradycje. Psychodeliki znoszą granice i pokazują naszą duszę, jak wskazuje grecka definicja tego słowa (psyche - dusza, delos - odsłaniać). Oto zaś kapitalizm: system ekonomiczny kontrolowany przez prywatne korporacje, oparty na nieskończonym wzroście, eksploatowaniu zasobów, konsumpcji i dążeniu do zysku finansowego. Kapitalizm pochłania, ogranicza lub wręcz usuwa duszę z tego, co konsumuje. Podobnie jak „przemysł leczniczy" czy „biznes muzyczny", te dwa słowa tworzą nową filozoficzną zagadkę. Obecnie jesteśmy świadkami tego, jak powstaje nowe paradoksalne pojęcie. Równowaga między tymi dwoma słowami będzie niewątpliwie niepewna.

Prawdziwa sztuka się obroni, nawet jeśli zostanie wchłonięta przez rynek. Grafitti autorstwa Banksy'ego.

Sztuka jako młot lub lustro

Sztuka może być jedną z najlepszych aren, na których będziemy w stanie obserwować, jak dziwny, alchemiczny ocet psychodelików połączy się z oleistymi wodami kapitalizmu. Mówi się, że sztuka może służyć jako młot lub lustro dla społeczeństwa. Nawet gdy wielkie dzieło zostało już wchłonięte przez rynek, jego wpływ może nadal rezonować w psychice i katalizować wyobrażeniową lub wewnętrzną zmianę, bez względu na to, na ilu kubkach do kawy zostało ono przedstawione. Sztuka jest w stanie, przynajmniej częściowo, wydostać się z pułapki kapitalizmu, ponieważ istnieje pomiędzy dwoma sferami. Sztuka przybiera formę w naszej fizycznej, ograniczonej czasem rzeczywistości, ale żyje również w wyobraźni i jest bezkształtna. Sztuka może ucieleśniać i przekazywać idee, które wykraczają poza to, co namacalne i ograniczone w czasie. Sztuka zmienia kulturę. Sztuka wywołuje emocje, nawet jeśli widzieliśmy ten sam obraz tysiąc razy. Sztuka może nas szokować, podnosić na duchu lub przygniatać. Sztuka jest niebezpieczna. Podobnie jak psychodeliki w niewłaściwych rękach i nieprzygotowanych umysłach. Pozostaje dzielić z Ferrissem nadzieję, że kapitalizm nie przeżuje tak łatwo psychodelików, tylko zakrztusi się nimi w trakcie konsumpcji. I zmieni się dzięki nim na lepsze, niczym alkoholik po kuracji LSD. Loki, mroczny ‘trickster’ z nordyckiego panteonu, wprawia w ruch wydarzenia, które doprowadzą do zniszczenia samych bogów - Ragnarok. Często jednak zapomina się, że Ragnarok to nie tylko ognisty koniec wszystkiego. To także początek nowego świata, który został zapoczątkowany przez Lokiego, który nie mógł się powstrzymać od wciśnięcia kilku guzików w Asgardzie. Jeśli się nad tym zastanowić, napisał Ferriss, różne mity ludzkości o tricksterach podobnych do Lokiego wydają się mieć wiele wspólnego z rolą, jaką psychodeliki odgrywają w ludzkiej psychice i kulturze.

Opatentować Naturę

Konopie mają również działanie psychodeliczne (choć stosunkowo słabe, przynajmniej w porównaniu z DMT czy LSD), dlatego wypada też o nich wspomnieć w tym artykule. O próbach wrogiego przejęcia branży konopnej pisaliśmy na łamach naszej konopnej gazety już wielokrotnie. Korporacyjnym gwałtem na naszej ukochanej maryśce straszyliśmy na okładce już ładnych kilka lat temu („McGrass nadchodzi”, nr 3.2013). Już wtedy wielu obserwatorów procesów na rynku legalnej marihuany ostrzegało przed niebezpiecznymi, słabo przemyślanymi zasadami w różnych państwach i stanach USA. Po referendum i legalizacji w Kolorado nie było miesiąca bez wieści o rekinach kapitalizmu przymierzających się do handlu konopiami. Wielkie koncerny tytoniowe i farmaceutyczne, maklerzy z Wall Street, były dyrektor Microsoftu, prohibicyjni politycy i urzędnicy nagle przestali ukrywać plany podboju nowej gałęzi przemysłu. Natomiast w niektórych państwach to rząd zapragnął zmonopolizować rynek. Pewne rzeczy warto czasem powtórzyć dla przestrogi, więc przypomnijmy tamtą historię z naszej okładki. Amerykański magazyn Playboy napisał, że znany gigant tytoniowy negocjuje kupno praw do nowej marki papierosów „Marley” z domieszką marihuany. Informacja okazała się bzdurą i kaczką dziennikarską (wtedy świat nie znał jeszcze pojęcia ‘fake newsa’), zaś rodzina wielkiego muzyka i proroka rasta Boba Marleya nie kryła oburzenia i ostro zaprzeczyła wstrętnym pogłoskom. Wielu rastamanów od tamtej pory z trwogą myślało o tym, co stanie się z konopiami, gdy korporacje położą na nich swoje śliskie i brudne łapy. Ludzie religijni lub po prostu uduchowieni słuchacze muzyki Marleya zaczęli obawiać się, że szybko nastąpi profanacja ich kultury i sakramentu i znowu jedynym wygranym będzie zachodni dziki kapitalizm, tak jak to miało miejsce z tytoniem i alkoholem. Pisaliśmy wtedy, że obawy rastamanów o przyszłość konopi indyjskich podziela wielu wyznawców różnych światowych religii. Zwłaszcza w Indiach, oczywiście. Z wnioskami ludzi wierzących zgodzili się myślący racjonaliści, a nawet wojujący ateiści. Wszyscy z grubsza zgadzają się, że może nastąpić tzw. makdonaldyzacja ostatnich sensownych nadziei na lepszy świat. Albowiem liść konopi dla rzeszy ludzi to nie tylko symbol pokoju, religijny, ekologii, zdrowia – ale także sprawiedliwszej redystrybucji dobra i szansy dla milionów rolników (biopaliwo, żywność, papier, odzież i tysiące innych produktów), zwłaszcza na biednym Południu. Trzeba o tym pamiętać przy projektowaniu legalizacji. Od tamtej pory wciąż przybywa wieści o podejrzanych typach, chcących załapać się na zyski z legalnej trawy. Nowej gorączki zielonego złota dostają dawni śmiertelni wrogowie konopi, niesławni rycerze prohibicji: prokuratorzy, sędziowie, agenci antynarkotykowi. Zachorował na nią nawet były prezydent Meksyku, który wcześniej, aby przypodobać się Wielkiemu Bratu z USA, utopił swój kraj we krwi między innymi z powodu nielegalnego handlu diabelskim ziołem o lokalnej nazwie „marihuana”. W 2018 BBC poinformowało, że w Kanadzie kontrowersje budzi biznesowa działalność w branży konopnej grupy policjantów i polityków. Na przykład byłego szefa policji w Toronto Juliana Fantino, który jeszcze w 2015 był „całkowicie przeciwny” legalizacji i gardłował za obowiązkowymi karami więzienia nawet za drobne przestępstwa związane z konopiami. W listopadzie ub.r. otworzył sieć placówek zdrowotnych Aleafia, gdzie pomaga pacjentom uzyskać dostęp do medycznej marihuany. Znany kanadyjski aktywista Dana Larsen nazwał decyzję Fantino o wejściu na rynek legalnych konopi „wstydem” i „rzeczą niedopuszczalną”.

Zielarze wszystkich krajów i profesji, łączcie się!

Ostatnio do tej czarnej listy wstydu dołączyli Bayer/Monsanto,  według niektórych źródeł (np. portalu Collective-Evolution.com) wykupujący mniejszych producentów konopi i pragnący walczyć o monopol na nasiona konopi, tak jak to miało miejsce z kukurydzą i soją. Mają ogromne możliwości jako bogata, globalna korporacja i dzięki egzekwowaniu międzynarodowego prawa patentowego mogą uzyskać całkowitą kontrolę nad młodą gałęzią legalnego przemysłu konopi indyjskich, także nad ich stosowaniem w medycynie i nad badaniami naukowymi. Dlatego ponawiamy nasz apel sprzed lat, który dzisiaj jest nawet jeszcze bardziej aktualny. Najwyższa pora, aby niezliczone organizacje, kościoły, przychodnie, firmy i gospodarstwa, reprezentujące różne grupowe interesy i wykorzystujące konopie w różnych celach: medycznych, rekreacyjnych, religijnych lub przemysłowych, przestały się nawzajem zwalczać, dyskredytować i odcinać od siebie. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Tylko razem będziemy silni. Inaczej przyjdzie McTrawa, przeżuje nas i wypluje bez litości.

S
Soft Secrets