Olej czyni cuda
W ostatnich latach nastąpił prawdziwy wysyp badań naukowych dotyczących pozytywnego wpływu konopi i kanabinoidów na nowotwory. To wspaniała wiadomość, zwłaszcza że wcześniej przez dziesięciolecia badania, które mogły „dostarczyć amunicji dla obozów legalizacyjnych”, były skutecznie blokowane lub utajniane przez rząd amerykański i jego wasali na całym świecie.
Rzetelne badania naukowe są oczywiście ważne i potrzebne, ale największe wrażenie robią osobiste historie pojedynczych ludzi, często bardzo dramatyczne. Przemawiają do serca i rozumu, nawet niektórych rządzących polityków (o ile mogą w ogóle pochwalić się posiadaniem tych organów) o wiele skuteczniej niż bezduszne cyferki statystyki i medyczny żargon.
Do chwili narodzin dzisiejszej supernowoczesnej medycyny w połowie XX wieku, przez tysiąclecia to właśnie na relacjach pacjentów głównie opierała się wiedza medyczna ludzkości. Dzisiaj są one z pogardą odrzucane przez naukowy establishment jako tzw. niepotwierdzone doniesienia/dane (po angielsku ‘anecdotal evidence’, co brzmi jak śmieszna anegdotka). Choćby takich doniesień o wyleczeniu (lub chorobie) były tysiące, dzisiejsza nauka potrafi je skutecznie ignorować. Zwłaszcza jeśli zagrażają one interesom wielkich korporacji farmaceutycznych lub innych wpływowych graczy na rynku (np. producentom tytoniu, alkoholu). Tymczasem większość konkretnych, osobistych ‘anegdotek’ można łatwo zweryfikować pod kątem wiarygodności, prawdy i kłamstwa – czego nie można powiedzieć o wielu opublikowanych oficjalnych badaniach naukowych, często specjalnie źle zaprojektowanych, aby uzyskać wyniki korzystne dla sponsora badań.
Wielu Czytelników naszej gazety z pewnością pamięta wstrząsającą historię Kuby, walczącego ze złośliwym rakiem mózgu przy pomocy oleju RSO. Kibicowaliśmy mu na naszych łamach, podobnie jak pół Polski przed komputerami i telewizorami.
Ostatnio do tej pokrzepiającej i leczniczej historii powróciła stacja TVN w reportażu z serii „Uwaga!” (7.06.2017) pod tytułem „Żyje dzięki medycznej marihuanie?”. Hubert Bartol opowiada w nim, jak wyleczył syna z raka olejem konopnym. W 2012 roku u Kuby zdiagnozowano złośliwego raka mózgu. Guz miał 6 cm - to rozmiar piłki do tenisa ziemnego. Mężczyzna przeszedł operację częściowego wycięcia guza, ale jego stan stale się pogarszał. W 4 miesiące po operacji był już pacjentem poradni medycyny paliatywnej. Lekarze dawali mu maksymalnie kilka miesięcy życia. Tymczasem minęło pięć lat, zaś Kuba normalnie funkcjonuje, porusza się, żyje. Jego ojciec nie ma wątpliwości: dzieje się tak dzięki olejowi konopnemu, który podaje synowi. „Nie ma dla człowieka większego bólu niż śmiertelna choroba dziecka”, mówił reporterom Hubert Bartol. Jak wspomina, jego syn nie miał już z nim żadnego kontaktu, nie jadł, a on musiał siedzieć patrzyć, jak umiera jego dziecko. Iwona Bartol wspominała, że zaczęła już sprawdzać, jak ulżyć synowi w ostatnich chwilach. Dziś pani Iwona nie ma wątpliwości: to były mąż uratował życie ich syna. Rodzina zdecydowała się odstawić chemioterapię. Od pięciu lat Jakub przyjmuje już tylko olej konopny. Pierwszą partię sprowadził z Holandii przyjaciel rodziny. Według pan Huberta, efekt nowej terapii miał być natychmiast widoczny: „Spał jak zabity półtorej doby. Jak się przebudził, to jakby cuda się stały. Zerwał się pełen energii, z uśmiechem na twarzy. Zaczął funkcjonować. Z dnia na dzień była ewidentna poprawa”. Lekarka, która prowadziła Jakuba w hospicjum zaświadczyła na piśmie, że po rozpoczęciu terapii olejem konopnym jego stan poprawił się, a w głowie nie wykryto już potem guza.
Kolejną osobą, która zdecydowała się zastosować olej konopny w leczeniu nowotworu jest Maciej Kaziński, u którego w grudniu 2015 roku wykryto guz na żołądku. Lekarze zalecić mieli mu chemię i wycięcie zajętego przez nowotwór organu, a następnie powtórkę chemioterapii. Pan Maciej jednak zdecydował się działać inaczej: przez dziewięć miesięcy przyjmował olej konopny. „Według tego, co jest napisane na wyniku badania histopatologicznego, tego nowotworu nie ma. Guz zniknął. Lekarz powiedział, że na podstawie jego wiedzy medycznej to się nie mieści w kategoriach wytłumaczalności”, opowiada dzisiaj reporterom Maciej Kaziński.
Nauka potwierdza
Naukowcy z Uniwersytetu w Madrycie wykazali, że składniki marihuany powodują śmierć komórek raka mózgu. Badacze odkryli, że THC niszczy komórki rakowe pozostawiając zdrowe komórki w stanie nienaruszonym. Biochemicy Velasco i Guzmán ustalili, że THC może zniszczyć raka mózgu, skóry i trzustki, generując zaprogramowane samobójstwo w komórkach nowotworowych. Także wiele innych badań z ostatnich lat pokazuje, że konopie faktycznie zwalczają raka. Naukowcy po raz pierwszy dowiedzieli się, jak wielkie możliwości dają im konopie już w 1974 roku, kiedy na Uniwersytecie w stanie Virginia odkryto, że marihuana hamuje wzrost komórek raka płuc. Jednak rząd USA skutecznie zniechęcił uczonych przed dalszymi badaniami. Finansowanie było dostępne tylko wtedy, gdy zamiarem eksperymentów było wykazanie szkodliwego wpływu „diabelskiego zioła”. Chorzy na raka, ich rodziny i przyjaciele są oburzeni tym cichym spiskiem i obwiniają urzędników potężnych amerykańskich agencji narkotykowych o hamowanie przez długie dziesięciolecia rozwoju nowej terapii, która może uratować życie ich lub ich bliskich. Możemy jedynie wyobrażać sobie, jakie terapie można było już opracować - gdyby w XX wieku ponad trylion dolarów został przeznaczony na rozwój nauki i nowe legalne leki, zamiast na wojnę z tymi nielegalnymi. Statystyki pokazują, że jedna na 3 lub 4 osoby stanie kiedyś w swoim życiu do walki z rakiem. Oznacza to, że choroba nowotworowa dotknie prawie każdą rodzinę. Powyższe pytania powinny być więc ważne dla nas wszystkich. Sebastian Daniel
S
Soft Secrets