Ustawa 2000

Soft Secrets
28 Nov 2012

Dnia 26.10.2000 roku zmieniając ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii zakazano i nakazano w RP wielu rzeczy.


Dnia 26.10.2000 roku zmieniając ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii zakazano i nakazano w RP wielu rzeczy.

Dnia 26.10.2000 roku zmieniając ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii zakazano i nakazano w RP wielu rzeczy. Przyjrzyjmy się bliżej tej genialnej ustawie i jej skutkom.

Jednak najpierw trzeba przyznać rację Kwaśniewskiemu, który tłumaczy w niedawnym wywiadzie w „Newsweeku” i przy innych okazjach, że nie jest odpowiedzialny za treść ustawy, a jedynie za wymuszony okolicznościami podpis pod nią. Faktycznie nie miał wtedy dużego pola manewru i ustawa nie była jego dziełem, tylko ówczesnej większości parlamentarnej AWS i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. 

Oczywiście wszyscy wiemy, że zakazano posiadania jakichkolwiek ilości narkotyków, także popularnych i stosunkowo mało szkodliwych konopi indyjskich. Wcześniejsza ustawa z 1997 r. pozwalała na posiadanie nieznacznych ilości na własny użytek. Jak pisze dr Mateusz Klinowski, prawnik z UJ oraz Blogger Roku 2011, w rezultacie każdego roku zatrzymuje się dziesiątki tysięcy osób, zaś 9 tys. karze więzieniem. Dilerów jest wśród nich jak na lekarstwo – za to mnóstwo skazanych nawet za śladowe ilości. Polska wyrosła na europejskiego lidera: w robieniu kryminalistów z ludzi eksperymentujących z używkami, głównie młodych.

Zdelegalizowano tzw. „grzyby halucynogenne” – „zawierające substancje psychotropowe”, nie precyzując bliżej, o jakie grzyby chodzi. Ochoczo informowała o tym pionierskim sposobie publiczna telewizja ciesząc się, że skończy się wreszcie „narko-turystyka” i ostrzegając młodzież, że nie jest już bezkarna: jadąc w góry i zbierając grzyby, ryzykują więzieniem (sic!).

Grzyby trafiły nawet do tekstu ustawy, choć zwykle wystarczy umieścić nową substancję na ‘czarnej liście’ - w specjalnym załączniku, wykazie zakazanych przez prawo środków. To jednak mogłoby być problematyczne, bo grzybów tych istnieją dziesiątki gatunków, więc ustawodawca zaoszczędził sobie pracy, zostawiając ją sądom.

Wypowiedziano wojnę lasom, górom i łąkom. Nazwano je dilerami narkotyków i zakazano ich zawartości. Wkrótce lotne szwadrony policji, wzorem bliźniaczych amerykańskich jednostek Marijuana Task Force tropiących i wyrywających chwasty, wyruszyły wraz z ekipami telewizji do boju z poszyciem i ściółką, Grzybkiem, Muchomorkiem i krasnoludkami. Teoretycznie, aby wysłać kogoś do więzienia, wystarczy podrzucić mu garść grzybów. Pecha może mieć rolnik, góral czy turysta, na którego polu lub drodze trafi się taki grzyb. Stawia to w trudnej sytuacji nie tylko sądy, które nie narzekają na brak pracy, i grzybiarzy. Przede wszystkim uderza to w ludzi nauki i medycyny, gdyż wiele potrzebnych im substancji uzyskuje się z tych grzybów. Utrudni lub praktycznie uniemożliwi to wiele badań  naukowych. Jak na ironię, także nad leczeniem uzależnień – w szerokim świecie naukowcy od dawna badają pod tym kątem właśnie psylocybinę.

Politycy, zapewne w dobrej wierze pragnący walczyć z „narko-mafią”, faktycznie pogorszyli problem. Na skutek ignorancji wysłali do więzienia wielu spokojnych obywateli poszukujących duchowości w dzisiejszych materialistycznych czasach, czyniąc z nich nowych kryminalistów. Znane ze swojej religijności polskie rządy zakazały świętych dla Indian i wielu Polaków grzybów, legalnych wcześniej na całym świecie wedle wskazań Konwencji ONZ.

Efekty ustawy można było obserwować ostatnio w Muzeum Wsi Polskiej, skansenie w Lipinach pokazującym jak polska wieś wyglądała w epoce reymontowskich "Chłopów". Policjanci idąc tropem swojego informatora musieli podszyć się pod turystów, żeby niepostrzeżenie  przeprowadzić rewizję w Krasnoludkowie. Jak podało TVN24, tam pod drzewami wokół chatek krasnoludków namierzyli siedem krzaków. I choć badania laboratoryjne wykazały później, że zarekwirowane rośliny nie posiadają właściwości narkotycznych, to wymiar sprawiedliwości skazał kuratorów muzeum prawomocnym wyrokiem. Konopie siewne zwane przemysłowymi lub pastewnymi zostały posadzone obok gryki i lnu celowo: miały pokazać jak wyglądała dawna polska wioska. W przeszłości te rośliny służyły do produkcji odzieży, lin i płótna; wytwarzano też z nich olej, żywność, papier i wiele innych produktów. Muzeum nie wiedziało o konieczności posiadania pozwolenia na uprawę. Kuratorzy może tylko słyszeli, że UE  zachęca rolników do konopi dotacjami. Albo o konopiach jako najlepszym źródle energii - niedawnej prezentacji polskich naukowców dla parlamentarzystów. Sąd na szczęście odstąpił od wykonania wyroku. Nie zabronił także czytania „Chłopów”.

Nowi amerykańscy kapusie

Nie był to jedyny radosny pomysł twórców tej ustawy. Jej autorzy uwierzyli, że donosicielstwo uzdrowi narkomanów i chory system. Zagrozili dwoma latami więzienia dla właścicieli i zarządców lokali rozrywkowych oraz zakładów gastronomicznych i świadczących inne usługi, którzy nie powiadomią niezwłocznie organów ścigania o popełnieniu przestępstwa związanego z narkotykami. Palenie innych niż tytoń ziół czy choćby inaczej niż w gotowych przemysłowych papierosach (np. fajka, skręt), używki inne niż tytoń i alkohol, choćby legalne, stały się nagle w oczach społeczeństwa podejrzane. Rezultat: wzmocnienie monopolu niebezpiecznego tytoniu i alkoholu na rynku używek oraz stalinowskiej tradycji donosicielskiej. Następnym krokiem powinny być wysokie nagrody pieniężne i rzeczowe dla policyjnych informatorów czy nauczanie dzieci w szkołach, żeby donosiły na rodziców, krewnych i przyjaciół (oczywiście dla ich dobra i zdrowia) – tak jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych, kolebce narkotykowych prohibicji. I stosy dla czarownic oraz niewiernych, pogan i innowierców.

Zachęcanie obywateli do donoszenia na innych, nawet na bliskich, nie jest patentem Pawki Morozowa. Amerykański program policyjny DARE polega m. in. na klasowych pogadankach, w czasie których dzieci w wieku od przedszkola do 12. klasy są zachęcane do informowania policjantów o przyzwyczajeniach i używkach rodziców, krewnych, sąsiadów czy znajomych.

Oczywiście dla dobra i zdrowia tych ludzi: panie i panowie z policji przecież tylko im pomogą, a nie zamkną rodziców w więzieniu, zaś małych donosicieli w domach dziecka. Za prezydentury Reagana program rozrósł się w międzynarodową ośmiornicę. Matka zamordowanego w Suwałkach nastolatka także sama zadzwoniła na policję w sprawie kawałka konopnej żywicy (haszyszu), który znalazła u syna. Koledzy uznali go później za kapusia i wywieźli nad jezioro jak w instruktażowym amerykańskim filmie o narkotykach. 

Do uchwalenia tych i późniejszych szkodliwych bubli prawnych z pewnością by nie doszło, gdyby wciąż żył prof. Mikołaj Kozakiewicz, socjolog, Marszałek Sejmu X kadencji i Rzecznik Praw Obywatelskich oraz wielki obrońca prześladowanych. Jako jeden z niewielu polskich polityków posiadał rzetelną wiedzę o problemach walki z narkomanią i światowych rozwiązaniach w tej dziedzinie. Kozakiewicz był gorącym zwolennikiem leczenia i edukacji, a nie karania więzieniem uzależnionych przez system ludzi. Autor „Z księgi zakazów” był także orędownikiem legalizacji konopi. Dzisiaj artystka Weronika Kozakiewicz, wdowa po śp. Profesorze, wspiera ruch Wolne Konopie.

 

S
Soft Secrets