Ruch na rzecz Medycznej Marihuany: łamanie prawa dla ratowania życia

Soft Secrets
09 Jul 2011

W większości krajów używanie konopi jest zabronione nawet w celach medycznych. Leczenie za pomocą konopi wpędziło wielu lekarzy i ich pacjentów oraz zwyczajnych, praworządnych obywateli w konflikt z systemem prawnym. Chorzy i ich bliscy często czują potrzebę zaangażowania się w walkę polityczną nie tylko w celu ratowania życia lub zdrowia, ale także wolności.


W większości krajów używanie konopi jest zabronione nawet w celach medycznych. Leczenie za pomocą konopi wpędziło wielu lekarzy i ich pacjentów oraz zwyczajnych, praworządnych obywateli w konflikt z systemem prawnym. Chorzy i ich bliscy często czują potrzebę zaangażowania się w walkę polityczną nie tylko w celu ratowania życia lub zdrowia, ale także wolności.

W większości krajów używanie konopi jest zabronione nawet w celach medycznych. Leczenie za pomocą konopi wpędziło wielu lekarzy i ich pacjentów oraz zwyczajnych, praworządnych obywateli w konflikt z systemem prawnym. Chorzy i ich bliscy często czują potrzebę zaangażowania się w walkę polityczną nie tylko w celu ratowania życia lub zdrowia, ale także wolności.

Ludzie często zostają przestępcami jedynie z powodu konieczności uzyskania potrzebnego im lekarstwa na czarnym rynku. Niektórzy z nich, chcąc nie chcąc, stają się znani jako obrońcy praw obywatelskich, więźniowie polityczni i bojownicy o wolność. Międzynarodowa walka toczona w celu ułatwienia chorym i umierającym dostępu do leczniczych konopi trwa już od kilku dziesięcioleci.

Robert Randall był pierwszym w powojennej historii USA pacjentem, który uzyskał legalną możliwość używania marihuany w celach leczniczych (Stany Zjednoczone wprowadziły prohibicję na konopie w 1937 roku, wcześniej były one chętnie wykorzystywane przez amerykańskich lekarzy - o czym pisaliśmy w ostatnim numerze „Soft Secrets" w artykule „Ulubione lekarstwo ludzkości"). Randall mając 25 lat usłyszał od lekarzy, że oślepnie z powodu jaskry przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Udało mu się utrzymać wzrok tylko dzięki marihuanie aż do śmierci na AIDS 28 lat później. Zmuszony do ustawicznego łamania prawa aby zachować widzenie w chorych oczach, Randall pozwał amerykański rząd federalny w celu uzyskania legalnego dostępu do marihuany i wygrał. Następnie kontynuował walkę z biurokratami w imieniu innych pacjentów. Randall przekonał sędziego, że jest zmuszony łamać prawo, gdyż tylko dzięki leczniczym właściwościom konopi może cieszyć się wciąż wzrokiem. W 1976 roku sędzia waszyngtońskiego Sądu Apelacyjnego James A. Washington orzekł, że pacjent znajduje się w stanie „medycznej konieczności". Niestety, federalny program zapewniający legalne konopie dla pacjentów został wkrótce zamknięty przez rząd. Randall był wielką inspiracją dla niezliczonej ilości innych użytkowników konopi w celach medycznych i bojowników o wolność na całym świecie. Keith Stroup, prawnik i założyciel słynnej amerykańskiej National Organization for Reform of Marijuana Laws (NORML) nazwał go "ojcem ruchu medycznej marihuany". Do roku 2011, stosowanie konopi w medycynie stało się legalne w 16 amerykańskich stanach. Lek ten jest powszechnie przepisywany m.in. na jaskrę, nudności, brak apetytu i ból.

Robert Randall i Alice O'Leary w swojej książce „Marijuana Rx: The Patients' Fight For Medicinal Pot" opisują sytuację ruchu pacjentów na rzecz medycznej marihuany w USA w ostrych słowach: biurokraci pragną aresztować, więzić, oślepiać, okaleczać, a nawet zabijać poważnie chorych ludzi w celu zachowania obecnego status quo i „jedynego słusznego komunikatu": „zero tolerancji" dla „diabelskiego zioła". Nie pomaga także istniejący w środowiskach medycznych kult syntezy: tylko leki wynalezione i posiadane na własność przez duże firmy farmaceutyczne są mile widziane. Wszelkie naturalne produkty lecznicze, zwłaszcza łatwe w uprawie przy niewielkich lub żadnych kosztach konopie, które nie mogą być opatentowane, zagrażają korporacyjnemu monopolowi. Dla przykładu, syntetyczny lek przeciw mdłościom i wymiotom stosowany przez chorych na nowotwory poddawanych chemioterapii może kosztować nawet 600 dolarów od dawki, zwykle 1500 dolarów dziennie. Dla porównania, marihuana kontroluje nudności znacznie lepiej i kosztowałaby... 50 centów dziennie. Autorzy dochodzą do wniosku, że Amerykanie zaczynają zdawać sobie sprawę z faktu, że ich rząd jest coraz bardziej antydemokratyczny i zbyt często jest okupowany przez kłamców i oszustów. W latach 1970. i 1980. dwie trzecie amerykańskich stanów ustawowo potwierdziło, że marihuana posiada wartości lecznicze, ale niewybieralni demokratycznie „wojownicy narkotykowi" w Waszyngtonie zablokowali te popularne stanowe inicjatywy. Prokurator Generalny zagroził aresztowaniem każdego lekarza, który odważy się nawet tylko wspomnieć o leczniczych właściwościach konopi w trakcie rozmowy z pacjentem. Rząd zaproponował nawet również wprowadzenie zakazu wszelkich badań naukowych nad marihuaną czy wycofanie wszelkich informacji na jej temat z bibliotek.

Pomimo dziesięcioleci czarnej telewizyjnej propagandy, surowo egzekwowanych drakońskich praw, blokad informacji i ciągłych rządowych zaprzeczeń, rzesze pacjentów odkrywało dla samych siebie leczniczą moc konopi i zaczynało ich używać do poprawy zdrowia, bardziej ufając własnej intuicji, plotkom czy tradycji ludowej (mówimy o czasach pre-internetowych) niż rządowemu establishmentowi.

David R. Ford w swojej książce „Marijuana: Not Guilty As Charged" napisał, że fałszywe wzbudzanie strachu w sercach obywateli jest niemoralne, ale odbieranie chorym lekarstwa to już przestępstwo. Było wielką hipokryzją zakazać tego stosunkowo nieszkodliwego leku, który nigdy nie spowodował ani jednego zgonu, i pozostawić legalnymi niebezpieczne narkotyki takie jak alkohol i nikotyna. Ford zauważa, że w Stanach Zjednoczonych lekarze mogą przepisywać około 50.000 leków, z których wiele może spowodować śmierć lub poważne złe skutki uboczne - jednak nie mogą nakazać stosowania nietoksycznych preparatów z konopi. Ford sugeruje, że wielu krzyżowców antykonopnej wojny może uczciwie twierdzić, że marihuana jest zła, gdyż przeszli oni stosowne systemowe pranie mózgu i szczerze w to wierzą - jako że niewielu ludzi potrafiłoby być tak bezdusznymi umyślnie. Jak pokazał w swoich pracach Stanley Milgram, słynny psycholog z Uniwersytetu Yale i ekspert w sprawach cywilnego posłuszeństwa, zwykli ludzie - po prostu wykonujący swoją pracę, bez szczególnej wrogości z ich strony - potrafią łatwo stać się trybikami w strasznym procesie destrukcji.

Nawet prawicowy polityk Franklin C. "Lyn" Nofziger, były zastępca przewodniczącego Komitetu Narodowego Republikanów i doradca w Białym Domu podczas prezydentury Richarda Nixona i Ronalda Reagana, wspiera ruch medycznej marihuany. Jego zdaniem, lekarz powinien móc korzystać ze wszystkich możliwych leków w swoim arsenale. Jeśli lekarze mogą przepisać morfinę i inne uzależniające leki, to nie ma sensu odmawianie marihuany ludziom chorym i umierającym. Niektórzy politycy zaczynają w końcu zdawać sobie sprawę, że amerykańskiej opinii publicznej nie podoba się traktowanie lekarzy i pacjentów jak gdyby byli szefami kartelu narkotykowego. Co dla nich jeszcze ważniejsze, jest to kompletną stratą pieniędzy podatników.

Ankiety wykazały, że 80% Amerykanów popiera legalizację marihuanę w celach leczniczych (2002, badania Time / CNN). Howard Zinn, autor książki „A People's History of the United States" wykazał, że nader często rząd jest zmuszony do reformy prawa tylko dzięki aktom obywatelskiego nieposłuszeństwa zorganizowanych obywateli. Sto lat temu postulaty zakończenia zmuszania do pracy dzieci, przyznania praw kobietom, zatrzymania rasistowskiej segregacji, ośmiogodzinnego dnia pracy czy też uznania przez rząd prawa obywateli do organizowania się także były radykalnymi pomysłami do wielu Amerykanów. Dzisiaj, pacjenci będący zarazem bojownikami o legalizację stosowania konopi w medycynie powodują podobne drżenie systemu.

Lekarze często wyrażają opinię, że wojna z narkotykami stała się wojną z lekarzami i ich pacjentami. Są oni łatwym celem w porównaniu z prawdziwymi królami narkotykowego imperium. Amerykańska agencja do walki z narkotykami Drug Enforcement Administration (DEA) od dziesięcioleci złośliwie ściga i prześladuje lekarzy i pacjentów w imię wojny z narkotykami. Lekarze znajdują się zresztą na pierwszej linii frontu tej wojny od samego jej początku: jeden z nielicznych głosów rozsądku wyrażających wątpliwości w 1937 roku w trakcie uchwalania prohibicyjnej ustawy przeciw konopiom pochodził z American Medical Association (AMA), czyli największego Związku Lekarzy Amerykańskich. Ich prawnik legislacyjny William Woodward przedstawił przed Kongresem USA przekonujące świadectwa błagając rządzących, aby nie przyjmowali projektu ustawy. Woodward skrytykował sposób w jaki użyto nowego, nieznanego wtedy słowa "marihuana" - aby celowo zmylić ludzi medycyny i przemysłu korzystających często z konopi i zapytał, dlaczego projekt ustawy był przygotowywany w tajemnicy przez dwa lata bez ostrzeżenia dla lekarzy. Jego oświadczenie zostało zignorowane, ustawa została uchwalona. Woodward stwierdził także, że żaden przedstawiciel medycznej profesji nie potrafiłby zidentyfikować tej ustawy z danym lekiem, dopóki nie przeczytałby jej w całości - albowiem marihuana nie jest żadnym lekiem/narkotykiem, ale po prostu nową nazwą nadaną konopiom indyjskim.

Lekarze bronili konopi w 1937 r. i bronią ich nadal. W 2009 AMA oficjalnie zwróciła się do rządu federalnego, aby ten zmienił stan prawny konopi w załączniku do Controlled Substances Act, czarnej listy zakazanych narkotyków. Największe stowarzyszenie medyczne w Ameryce po raz kolejny potwierdziło skuteczność leczniczych konopi. Wielu amerykańskich lekarzy zaleca swoim pacjentom marihuanę, chociaż w ten sposób ryzykują wiezieniem lub zrujnowaniem kariery.

Doktor John P. Morgan, profesor farmakologii na City University of New York wyraża przekonanie, że celem rządu w regulacji obrotu lekami powinna być ochrona pacjentów przed ich toksycznością. Tymczasem marihuana posiada znikomą toksyczność, nie sposób jej przedawkować. Doktor Morgan jest również członkiem zarządu NORML. Inny wybitny członek zarządu NORML to profesor Kary Mullis, zdobywca Nagrody Nobla w 1993 r. w dziedzinie fizjologii i medycyny. NORML pomógł sprawić, że konopie zostały uznane i zaakceptowane jako lek przez prawa stanowe. Był to ogromny sukces, który nie przyszedł łatwo. W 1972 roku NORML złożył wniosek do rządu w celu zmiany klasyfikacji konopi z Wykazu I do Wykazu II tak, aby lekarze mogli przepisywać ją jako lek. W 1988 roku DEA wreszcie odpowiedziało ustami sędziego prawa administracyjnego Francisa Younga, który potwierdził w 69-stronnicowym uzasadnieniu wyroku, że "...marihuana jest znacznie bezpieczniejsza niż wiele produktów, które powszechnie konsumujemy." Po 2 latach przesłuchań licznych świadków, ekspertów i zrozpaczonych pacjentów, DEA odrzuciło zalecenia własnego sędziego.

Pomimo dowodów, że marihuana jest przydatna w leczeniu wielu zarówno ciężkich, jak i lżejszych chorób oraz obietnic zmiany składanych przez Prezydenta Obamę, DEA nadal aresztuje pacjentów i ich opiekunów, nawet w stanach, które zapewniły pacjentom prawną ochronę w ramach prawa stanowego. Lekarze dalej czują się zagrożeni dyskutując o konopiach ze swoimi pacjentami. Chorych, kalekich i umierających trzyma się na muszce broni podczas nalotów i aresztowań. Czasami giną zastrzeleni przez przypadek, często bywają skazywani na wiele lat za kratami. Niektórzy pacjenci popełniają samobójstwo, nie mogąc znieść poniżenia czy wręcz żyć bez swoich leków. Ofiary raka, AIDS lub udaru dają świadectwa, że marihuana przywiodła ich z powrotem do życia dosłownie znad krawędzi śmierci. Cierpiący na jaskrę kamienieją ze strachu na myśl o grożącej im ślepocie. Pacjenci muszą podejmować ryzyko więzienia, utraty praw, dzieci czy konfiskaty mienia - tylko dlatego, że mają pecha korzystać z najbezpieczniejszego leku znanego medycynie. Wielu umiera w więzieniu, zwłaszcza ludzie nieuleczalnie chorzy na AIDS i raka. Mają prawo do korzystania z morfiny, ale nie marihuany. Chorzy ludzie żyją w strachu przed więzieniem z powodu leku, którego używają. Pacjenci-kryminaliści uważają, że zakaz stosowania konopi w lecznictwie to największa niesprawiedliwość społeczna w historii ludzkości.

Tak wygląda brutalna rzeczywistość podziemia medycznej marihuany w wielu krajach na całym świecie. Pacjenci przegrali sprawę w Sądzie Najwyższym USA; w 2005 r. postulat zaprzestania aresztowań pacjentów upadł także w Kongresie USA. Cannabis pozostaje w Wykazie I substancji kontrolowanych bez "żadnej wartości medycznej", w kategorii najbardziej restrykcyjnej, która obejmuje także heroinę. Narkotyki takie jak metamfetamina mają , zdaniem rządu, wystarczająco dużo leczniczych wartości aby być sklasyfikowane w Wykazie II. Marihuana w świetle prawa federalnego USA jest groźniejsza niż crack, najbardziej uzależniająca forma kokainy.

W krajów europejskich takich jak Wielka Brytania, Hiszpania, Szwajcaria i Włochy podjęto ostatnio wysiłki w celu zbadania korzyści ze stosowania konopi w celach medycznych. W Holandii od 2003 roku konopie można znaleźć w aptekach; powstało także rządowe centrum medyczne kontrolujące jakość medykamentów. W 2007 r. Niemcy pozwoliły swojemu pierwszemu pacjentowi (cierpiącemu na stwardnienie rozsiane) na legalny dostęp do nielegalnego leku. W 2008 r. Sąd Najwyższy w Czechach opowiedział się za legalnością domowych upraw konopi przeznaczonych do zastosowań medycznych.

W 2009 roku w Pałacu Lichtenstein w Pradze, podczas 16. Gali czeskiej Komisji Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych, której przewodniczy Premier, a w jej skład wchodzi wielu ministrów, przyznano oficjalną nagrodę dla organizacji „Konopi je lek" za stworzenie strony internetowej nt. starych i nowych zastosowań konopi w medycynie. Minister Opieki Zdrowotnej Dana Jurásková obiecała nie tylko wziąć udział w debacie publicznej na ten temat, ale także wspierać wprowadzanie fitoterapii do systemu opieki zdrowotnej - pod warunkiem, że wyniki będą obiecujące. Minister Pracy i Spraw Socjalnych Petr Šimerka wręczył dyplom podpisany przez Premiera Jana Fischera szefowi „Konopi je lek" Dušanowi Dvořákowi. Dvořák jeszcze niedawno był zagrożony karą pięciu lat więzienia za uprawę ponad 800 krzaków marihuany.

Także w Polsce w ostatnich latach zaczął rozwijać się społeczny ruch na rzecz poszanowania praw obywatelskich użytkowników konopi w celach leczniczych i akceptacji wielu zastosowań konopi w legalnym lecznictwie głównego nurtu. Cierpiący pacjenci zyskali znakomite poparcie takich autorytetów medycznych jak były Minister Zdrowia dr Marek Balicki oraz prof. Jerzy Vetulani z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, jeden z największych na świecie specjalistów w dziedzinie psychofarmakologii i uzależnień. W 2011 Sojusz Lewicy Demokratycznej przedstawił w Sejmie poprawkę do ustawy antynarkotykowej dot. zastosowań konopi w medycynie, niestety odrzuconą przez rządzącą parlamentarną większość. Powstał portal KonopiaLeczy.pl; rozwija skrzydła „Feniks", pierwszy polski program medycznej marihuany. Polskich pacjentów pragnie reprezentować socjolożka Eliza B. Walczak, która pomagała wcześniej chorym w Izraelu i Kalifornii (USA) uczestnicząc tam przy tworzeniu podobnych projektów (więcej na http://medicine-cannabis.eu/).

 

S
Soft Secrets