Historia pewnego palacza

Soft Secrets
10 Jul 2017

Poznajcie historię Kuby – zwykłego polskiego palacza marihuany. Przyjrzymy się bliżej temu, jakimi sposobami Kuba palił na przestrzeni lat, jak zmieniało się jego podejście do palenia, metody korzystania z marihuany oraz ich wpływ na jego zdrowie.


Advertorial

 Kuba zaczął palić dość wcześnie – w połowie liceum, niedługo po tym jak zaczął palić papierosy. Były to czasy, kiedy w jego mieście znacznie szerzej od marihuany dostępny był haszysz. Przez pierwsze dwa lata Kuba palił więc niemal wyłącznie haszysz, kilka razy w tygodniu, prawie zawsze korzystając z fifki. Pierwsze doświadczenia były dla Kuby niesamowite – zna to zresztą chyba każdy palacz marihuany. Równolegle Kuba palił mniej więcej pół paczki papierosów dziennie. Podchodząc do matury Kuba mógł już zaobserwować pierwsze dolegliwości ze strony układu oddechowego – rano po wstaniu z łóżka męczył go dość uporczywy kaszel, często musiał też odkaszlnąć zalegającą w jego górnych drogach oddechowych flegmę. Był to jednak okres w życiu Kuby, w którym niekoniecznie myśli się o konsekwencjach swoich działań i o przyszłości, rzucenie papierosów nie było więc nawet brane pod uwagę. Kuba dostał się na wymarzone studia, gdzie poznał kolegów palących nie haszysz, a klasyczną marihuanę. Były to początki XXI wieku, kiedy zdecydowana większość sprzedawanej w Polsce marihuany sprowadzana była z Holandii i była bardzo wysokiej jakości. Były to klasyczne odmiany: Orange Bud, White Widow, Northern Lights – dobrze znane wszystkim palaczom mającym parę lat na karku. Początkowo Kuba palił tak jak jego koledzy – czystą trawkę z fifki, bez mieszania z tytoniem. Szybko zauważył, że marihuana znacznie pomaga zredukować bóle kolan, na które cierpiał z powodu wrodzonej wady stawu kolanowego. Po pierwszym roku studiów Kuba związał się dziewczyną, która również była amatorką trawki, jednak zdecydowanie bardziej wolała jointy, w których trawka mieszana była z tytoniem. Palili więc razem, codziennie kilka jointów. Równolegle Kuba nadal palił papierosy, teraz już blisko paczkę dziennie. Wszystko to w połączeniu było dość sporym obciążeniem dla jego układu oddechowego – kaszel stał się regularny, już nie tylko bezpośrednio po wstaniu z łóżka. Kuba czuł, że dym mu szkodzi, jednak starał się odsuwać tę myśl i niezbyt się tym przejmował. „Kiedyś rzucę, ale jeszcze nie teraz” – myślał. Mijały lata, Kuba skończył studia i zaliczył dość burzliwe rozstanie z dziewczyną. Chcąc uciec od dręczących go myśli zaczął palić jeszcze więcej jointów, nie stronił też od alkoholu i papierosów. Na tym etapie palił już po 3-4 gramy trawki dziennie, co było dość kosztowne, jednak możliwe z racji na całkiem niezłą pracę, którą Kuba w międzyczasie dostał. Był to etap, na którym Kuba żył chwilą i nie dbał o stan swojego zdrowia. A z tym nie było najlepiej – u Kuby pojawiła się astma, duszności, napady uporczywego kaszlu. Podczas wakacji w Holandii Kuba odwiedził Cannabis College, gdzie pierwszy raz zobaczył Volcano Vaporizer i miał okazję z niego skorzystać. Było to dla niego ciekawe nowum, wówczas jednak nawet nie myślał o zakupie waporyzatora – był to spory wydatek, zaś Kuba wolał wydać te pieniądze na zioło, którego palił coraz więcej. Pewnego dnia wszystko się zmieniło – Kuba poznał wyjątkową kobietę i zaczął układać sobie z nią życie. Kuba dobiegał już trzydziestki i powoli zaczynał myśleć o swojej przyszłości, zdrowiu i założeniu rodziny. W pierwszej kolejności zdecydowanie ograniczył imprezowanie i konsumpcję alkoholu. Nadal jednak codziennie palił kilka jointów oraz blisko paczkę papierosów. Przełomem okazało się właśnie rzucenie papierosów, co udało się Kubie po około roku. Wówczas jointy z tytoniem zaczęły go coraz bardziej męczyć – podsycały one tęsknotę za papierosem i fatygowały drogi oddechowe. Po kolejnym pół roku Kuba nie palił już jointów – przerzucił się na palenie marihuany z fifki, bez domieszki tytoniu, okazjonalnie były to jointy bez tytoniu. Wciąż jednak Kuba konsumował około 2 gramy marihuany dziennie, zaś mimo odstawienia tytoniu jego drogi oddechowe nadal były w dość marnej kondycji – miały za sobą ponad 10 lat ciężkiego palenia. [caption id="attachment_3501" align="alignnone" width="300"] [/caption] Na tym etapie Kuba przypomniał sobie o waporyzacji i rozpoczął poszukiwania pierwszego waporyzatora. Nie chciał wydać zbyt wiele, zakupił swój pierwszy „vaporizer”, Snoop Dogg G Pen. Było to wielkie rozczarowanie – nie był to prawdziwy waporyzator, przypalał on susz i produkował dym zamiast pary. Wkurzony zmarnowanymi pieniędzmi, Kuba postanowił kolejny waporyzator zakupić w autoryzowanym sklepie, zaś sam zakup poprzedzić poszukiwaniami w internecie. Wszystkie opinie, na które natrafił wskazywały, że dobrym kompromisem pomiędzy jakością a ceną będzie vaporizer Titan 2 Hebe, kosztujący wówczas około 300 zł. Okazał się on kolejnym nietrafionym zakupem – w prawdzie był to prawdziwy waporyzator (nie przypalał suszu), jednak był wykonany z najtańszych komponentów, przez co w trakcie użytkowania para miała smak i zapach topionego plastiku, co budziło uzasadnione obawy Kuby o wpływ takich inhalacji na zdrowie. Zdeterminowany by kupić prawdziwy waporyzator, który w dodatku dostarczy wrażeń na odpowiednim poziomie, Kuba ostatecznie trafił do sklepu. Jak się okazało, sklep ten w ogóle nie sprzedaje niskiej jakości urządzeń w stylu Snoop Dogg G Pen czy Titan 2 Hebe, w jego ofercie Kuba znalazł za to szereg urządzeń niekoniecznie droższych, jednak spełniających wszelkie standardy bezpieczeństwa. Zakup odpowiedniego modelu zmienił wszystko – od ponad roku Kuba już tylko waporyzuje, palenie tradycyjnymi metodami udało mu się odstawić całkowicie. Zapytaliśmy Kubę o jego wrażenia. Oto co nam powiedział: „Waporyzacja całkowicie odmieniła moje korzystanie z marihuany. Po pierwsze, jestem spokojniejszy o swoje zdrowie bo wiem, że nie truję się dymem, a jedynie wdycham całkowicie nieszkodliwą dla zdrowia parę z kannabinoidów. Moje płuca się oczyściły, wszystkie wcześniejsze objawy jak kaszel, duszności i plucie flegmą zniknęły już po paru tygodniach korzystania z vaporizera. Po drugie, nie zmuszam do biernego palenia mojej partnerki, teraz już żony. Po trzecie zaś, moje wydatki na marihuanę spadły o ponad połowę, mimo że nadal korzystam z niej kilka razy dziennie. Przede wszystkim jednak, waporyzacja jest po prostu o wiele przyjemniejsza – smak waporyzowanej trawki jest nieziemski, zaś doznania dużo przyjemniejsze, jestem mniej ociężały i więcej mi się chcę. Zdecydowanie polecam. Klasyczne palenie to marnowanie zdrowia i pieniędzy, a waporyzacja to alternatywa zdecydowanie godna uwagi. Żałuję, że nie zacząłem waporyzować wcześniej.” – mówi nam Kuba. [caption id="attachment_3502" align="alignnone" width="300"[/caption] Wszystkie dostępne źródła wskazują, że Kuba ma 100% racji – waporyzacja jest zdrowsza, o wiele bardziej ekonomiczna i daje znacznie przyjemniejsze efekty niż palenie. Może warto więc, kiedy już wyrośliśmy z fazy, w której „jutra nie ma”, zrobić coś dla siebie i sprawić sobie porządny waporyzator? Zdecydowanie warto!

S
Soft Secrets