NIE MA CHUJA NA MARYŚKĘ - Oprócz mnie i sołtysa

Soft Secrets
12 Jun 2017
Nawet najlepszy zawodnik może się przeliczyć i opaść z sił. Ostatnio przekonało się o tym dwóch naszych rodaków, którzy nieco przedawkowali i zatrzymali taśmy produkcyjne BMW, powodując znaczne straty dla fabryki. Za niemiecką gazetą Bild zabawną historię z życia polskich emigrantów opisały nasze lokalne media, m.in. polska edycja Newsweeka. Koncern BMW, który w samych tylko Niemczech zatrudnia 88 tys. osób, znany jest ze sprzedaży luksusowych samochodów osobowych, motorów i silników. Bawarski koncern zaczynał od produkcji silników samolotowych, stopniowo poszerzając działalność o produkcję samochodów, motocykli i rowerów. To pierwszy przypadek, żeby taśmy produkcyjne w fabryce samochodów BMW stanęły przez „wesołych” pracowników. Pionierami okazali się nasi rodacy. Jak oficjalnie potwierdziła firma, dwóch robotników z Polski podczas przerwy na nocnej zmianie piło alkohol i paliło skręta. Po małej przerwie-imprezie mężczyźni najnormalniej w świecie wrócili do pracy, ale nie wytrzymali do końca zmiany. Ok. godz 22:40 stracili przytomność, a ich przerażeni koledzy wezwali pogotowie. Taśmy produkcyjne stanęły na 40 minut. Jak potwierdził koncern, po raz pierwszy w jego ponad stuletniej historii stało się tak z powodu nietrzeźwości pracowników. NIE MA CHUJA NA MARYŚKĘ - Oprócz mnie i sołtysa Wszystko działo się 3 marca, ale do informacji o incydencie gazeta Bild dotarła znacznie później. Jeden z Polaków miał ponad promil alkoholu we krwi, a drugi ślady amfetaminy. Według Bilda podczas przerwy w pracy mężczyźni znaleźli jeszcze skręta z syntetyczną mieszanką ziół (czyżby dopalacze? - przyp.red.) i go wypalili. Takiego połączenia nie wytrzymały nawet ich organizmy i po powrocie na taśmę obaj mężczyźni zemdleli. Straty, które powstały przez wybryk Polaków, oszacowano na kilkaset tysięcy euro. Według informacji gazety Bild jednego z mężczyzn już zwolniono, a drugi został przeniesiony do innego działu.

Maryśka dała kopa

Marihuany nijak nie da się przedawkować ze skutkiem śmiertelnym, niemniej można popaść znienacka w sen – regenerujący i zdrowy, acz nieco letargiczny, bo trwający nawet do 24-48h. Przy samym paleniu samej marihuany (tzn. bez dodatku alkoholu lub innych narkotyków) to raczej trudno wykonalne, ale przy niekontrolowanym jedzeniu zdarza się całkiem często. Zależnie od pory, miejsca i towarzystwa do spania, skutki nie zawsze są prozdrowotne. Bywają też uboczne, śmieszne lub tragiczne. Konopie są nazywane narkotykiem, psychodelikiem, hipnotykiem, halucynogenem, środkiem stymulującym i relaksującym zarazem. Skąd ta mnogość nazw i różne efekty działania na psychikę? Marihuana działa nieco podobne i do tytoniu, i do alkoholu. Konopie inaczej działają przy częstym stosowaniu i pierwszym lub sporadycznym użyciu – podobnie zresztą jak inne używki. Nikotyniści mogą przypomnieć sobie pierwszego papierosa i fizyczne oraz psychiczne zmiany, jakie wywołał: przyśpieszone tętno, niepokój, zatrucie. Kolejne działają już inaczej, zdają się uspokajać, organizm przyzwyczaja się do zmian. Wielu wpada w nałóg i przestaje je dostrzegać. W przypadku konopi początkowo zmiany zdają się być jeszcze większe i bardziej przypominają działanie alkoholu. Wielu odczuwa euforię, niektórzy wpadają w paranoję (zwłaszcza na myśl o nielegalności tego, co właśnie robią). Mogą wystąpić słabe halucynacje - mają jednak krótkotrwały charakter i są łatwe do opanowania; nijak nie dają się porównać do alkoholowego delirium tremens. Nadużycie sprowadza sen, po którym budzimy się bez objawów zatrucia. Przy częstym używaniu efekty ustępują i palacze całkiem normalnie funkcjonują w społeczeństwie– podobnie jak użytkownicy tytoniu (z tą różnicą, że nikomu, nawet sobie, nie szkodzą). W wielu krajach (np. na Jamajce) inicjacyjny rytuał wejścia w dorosłość wymaga użycia konopi. Od pierwszej reakcji na używkę, pozytywnej lub negatywnej, zwykle zależy, czy członek społeczności będzie dalej palił. Także w Pakistanie i innych krajach, gdzie używanie konopi jest przyjęte przez kulturę od setek lub tysięcy lat, przyzwyczajenie to nie ma negatywnych skutków społecznych. Naukowcy stronią nawet od używania słowa ‘nałóg’, gdyż nie obserwuje się zazwyczaj zwiększonej tolerancji ani głodu narkotyku. Kanadyjski Raport Komisji LeDaina wymienia wśród pozytywnych skutków działania konopi jej właściwości relaksujące, wzrost akceptacji własnej osoby i dzięki temu także innych ludzi, kreatywności, wrażliwości zmysłowej, jej funkcję sakramentalną dzięki poczuciu duchowej wspólnoty z innymi. Raport wspomina też, że w związku z nielegalnością konopi młodzi ludzie widzą w niej też symbol protestu, buntu i pokoju, podczas gdy alkohol obwiniają o powodowanie agresywnych zachowań. NIE MA CHUJA NA MARYŚKĘ - Oprócz mnie i sołtysa

Trochę kultury i klimatu

Alkohol, siła zamachowa zachodniej cywilizacji, inaczej działa w tropikalnym słońcu, inaczej w mrozach Syberii. Podobnie rzecz się ma z konopiami. W purytańskim USA i chłodnej Europie, gdy upadły wcześniejsze bezsensowne oskarżenia o powodowanie rozwiązłości seksualnej, homoseksualizmu, agresji czy uzależnienia od heroiny, konopie obwinia się teraz o powodowanie tzw. syndromu amotywacyjnego (czyli lenistwa) wśród młodzieży, a także straszy impotencją, zniewieścieniem i utratą testosteronu, pacyfizmem i hipisami niezdolnymi do obrony kraju. W wielu krajach afrykańskich, azjatyckich czy Ameryki Płd większość ludzi używa konopi, nie drogiego alkoholu. Są one używane nie tylko w celach religijnych, leczniczych i relaksacyjnych, ale tradycyjnie służyły też zawsze wojownikom jako środek na odwagę, w czasie wojennych bitew (Pigmeje wierzą, że dzięki nim ‘mają siłę zabić słonia’). Uważa się, że sprzyjają płodności - znane jest ich silne działanie afrodyzjakalne. Dawały i wciąż dają siłę robotnikom niewolniczo pracującym na plantacjach. Ludzie wierzą, że ganja daje im siłę ciężko pracować i skoncentrować się na manualnych zajęciach. Alkohol w tropikalnym klimacie zupełnie się do tych celów nie nadaje. Jeszcze ważniejsze od miejsca i jego temperatury są nasze oczekiwania i stan naszego umysłu. Dlatego niektórzy naukowcy nazywają konopie słabym psychodelikiem („ukazujący umysł”) czy hipnotykiem. Konopie w zależności od potrzeby mogą na stałych użytkowników działać relaksująco lub stymulująco. Konopie były też używane przez wojskowe agencje wywiadowcze jako swoiste „serum prawdy” – potrafią wydobyć na zewnątrz stan umysłu, w jakim aktualnie się znajdujemy (i dodatkowo zwiększają gadatliwość). Konopie tradycyjnie służą do namysłu i rozwiązywania problemów – podobnie jak tytoń. Niektórzy odczuwają po nich przypływ kreatywności, inni wpadają w słowotok. Afrykańskim rytuałom wspólnego palenia konopi towarzyszy do dziś poezja - biorący w nich udział wstają po kolei i deklamują improwizowane strofy ku przestrzeni pustyni – niczym współcześni raperzy. Wielu użytkowników konopi pogrąża się w medytacji bądź koncentruje na miłych i przyjaznych myślach. Zmysły, szczególnie słuch, wyostrzają się; jesteśmy wrażliwsi na bodźce. Z tego względu konopie są popularne wśród muzyków i ich słuchaczy. Także wśród kochanków są znane ze swych właściwości uwrażliwiających na piękno i wyostrzających zmysły. W Indiach uważa się je za ‘rodzinny afrodyzjak’. Ilustruje to legenda o bogu Sziwie, który zdradzał swoją żonę Parwati, póki ta nie znalazła szczególnej rośliny, dzięki której Sziwa zasmakował w życiu rodzinnym. Do dziś trudno sobie wyobrazić ślub i wesele w Indiach bez obecności konopi. Także do niedawna w Polsce konopie były symbolem płodności obecnym zawsze w trakcie zawierania małżeństwa. Słowianie wykorzystywali też konopie do andrzejkowych wróżb (30 listopada) dotyczących zaślubin. Ich afrodyzjakalne właściwości opiewały także arabskie Baśnie 1001 Nocy. W odróżnieniu od alkoholu, zachowana jest rozwaga i odpowiedzialność za swoje czyny. W wielu cywilizacjach konopie odgrywały i odgrywają jeszcze większą rolę niż alkohol w tworzeniu kultury. Ich wpływ jest widoczny w literaturze, sztuce, muzyce, architekturze, zaś ich lokalne nazwy brzmią równie swojsko w uszach miejscowych, co słowa herbata, kawa czy oranżada w uszach Europejczyka. Koneserzy konopi, podobnie jak znawcy wina czy cygar, rozpoznają wiele kolorów, smaków i subtelnych różnic w działaniu oraz składzie chemicznym wśród produktów pochodzących z różnych stron świata.

Era paranoi

Amerykański komisarz narkotykowy w latach 1930-1962 Harry Anslinger oskarżał konopie o powodowanie zabójstw, samobójstw, napadów z bronią w ręku, a nawet kazirodztwa. Jego agencja uważała marihuanę za najgorszy z narkotyków, jej użytkownicy mieli wpadać w dziki, sadystyczny amok i mordować za pomocą siekiery czy szpikulca do lodu. Były to czasy demagogii w stylu Hitlera, Mussoliniego czy Stalina: rządowa propaganda przeciw konopiom przemawiała obrazami diabła, strzykawek oraz ‘przyjaznego nieznajomego’, który dosypuje narkotyku do herbaty czy papierosa. Tytuły prasowe krzyczały „Śmierć! Obłęd! Morderstwo!”, artykuły pełne były ostrzeżeń przed gwałcącymi Murzynami i rabującymi Meksykanami. Zioło nazwano zabójcą młodzieży. Większość badań sporządzali rządowi propagandyści - były one do tego stopnia tendencyjne i nienaukowe, że zostały natychmiast rozpoznane jako takie przez ludzi nauki. Następcy Anslingera w latach 60-tych obwieścili światu, że konopie to pierwszy krok do heroiny. Od tamtej pory różni politycy utrzymują, że 90-95% uzależnionych od heroiny zaczynało od konopi. W rzeczywistości konopie odciągają od twardych narkotyków, w tym alkoholu i tytoniu - i to w sytuacji, gdy kupowanie ich na czarnym rynku sprzyja kontaktom z innymi nielegalnymi substancjami (na ten efekt prohibicji zwrócił uwagę rząd holenderski). Specjalista ds. uzależnień dr David Smith z Haight-Ashbury upomina amerykański rząd, że to właśnie brak marihuany otwiera drogę do twardych narkotyków. Author: Chroniczny
S
Soft Secrets