Prawo do jazdy

Soft Secrets
31 Mar 2014

Zwolennicy prohibicji często wskazują na niebezpieczeństwo łączenia wyzwań współczesnego życia z zażywaniem konopi. Osłabiona zdolność do prowadzenia pojazdów i obsługi maszyn jest często wspominana jako argument przeciwko legalizacji.


Zwolennicy prohibicji często wskazują na niebezpieczeństwo łączenia wyzwań współczesnego życia z zażywaniem konopi. Osłabiona zdolność do prowadzenia pojazdów i obsługi maszyn jest często wspominana jako argument przeciwko legalizacji.

Zwolennicy prohibicji często wskazują na niebezpieczeństwo łączenia wyzwań współczesnego życia z zażywaniem konopi. Osłabiona zdolność do prowadzenia pojazdów i obsługi maszyn jest często wspominana jako argument przeciwko legalizacji.

 

W sumie nie potrafiliśmy nawet właściwie oswoić i potraktować tytoniu: przed tym, jak przechwycił go i zepsuł agresywny kapitalizm, przekształcając w masowego mordercę, była to zupełnie inaczej produkowana i używana substancja. Prawdą też jest, że marihuana potrafi często zaburzać koordynację ruchową, orientację w przestrzeni i wpływa na możliwości poznawcze oraz zmysły w stopniu związanym z dawką. Jej euforyczne działanie jest dobrze znane, ale może również prowadzić czasami do krótkich okresów niepokoju, stanu splątania i innych zakłócających odbiór rzeczywistości zjawisk psychicznych.

Jednak już badania przeprowadzone przez California Highway Patrol i opublikowane przez Departament Sprawiedliwości w Kalifornii w 1986 roku pokazały, że w rzeczywistości wiele osób po paleniu marihuany jeździ autem lepiej - sprawniej i bezpieczniej. Kolejne badania, w tym najnowsze, potwierdzały te ustalenia. Powodem może być to, że po konopiach kierowca bardziej skłonny jest jechać wolniej i bezpieczniej niż szybciej i ryzykowniej, jak po alkoholu. Oczywiście zwolennicy legalizacji marihuany i inni krytycy zakazu konopi nie koncentrują się na prawie kierowcy do używania konopi indyjskich - wręcz przeciwnie, wszyscy są zgodni, że powinno to być przedmiotem przepisów podobnych do stosowanych wobec spożywania alkoholu. Ale nie każdy człowiek posiada lub prowadzi samochód, nikt zaś nie spędza w nim całego życia. Konsumenci marihuany argumentują, że po pracy i po prowadzeniu pojazdów mechanicznych ludzie mają prawo do używania w celach rekreacyjnych, a zwłaszcza medycznych, środka, który jest znacznie mniej niebezpieczny i nieproduktywny niż wiele legalnych leków i narkotyków, w tym alkohol. Problemem zaś są dzisiejsze niedoskonałe testy na obecność narkotyków w organizmie kierowcy i wyśrubowane normy. Po alkoholu i wielu innych twardych narkotykach nie ma już zwykle śladu po 24-48 godzinach, tymczasem konopie w organizmie niektóre testy wykrywają nawet 15-30 dni po zapaleniu skręta. Tymczasem efekty odurzenia i zaburzenia funkcji poznawczych po zażyciu przetworów konopi utrzymują się najwyżej przez kilka godzin i ustępują zupełnie po najdalej 8-9 godzinach. Oficjalnie twierdzi się, że policja stosuje obecnie testy przesiewowe, wykrywające obecność substancji psychoaktywnych i ich pochodnych w ślinie. Limity detekcji takich testów w przypadku marihuany są określane na 10 minut - 72 godziny po zażyciu. Pozytywny wynik powinien być następnie potwierdzony wynikiem badań z krwi i moczu. W praktyce zdarzają się pozytywne wyniki testu nawet przy paleniu biernym, które miało miejsce wiele dni wcześniej.

Z konopnym relaksem lepiej poczekajmy do osiągnięcia celu podróży: dla bezpieczeństwa swojego i innych, a także dla zachowania wolności i prawa jazdy.

Nowe badania z Danii potwierdzają to, co mówili od lat zwolennicy konopi - marihuana jest o wiele bezpieczniejsza niż inne substancje przy kierowaniu autem. Jeśli chodzi o prowadzenie pojazdu pod wpływem czegokolwiek, najbardziej zabójczy narkotyk to alkohol. Wyniki zostały opublikowane w czasopiśmie naukowym „Accident Analysis & Prevention”, czyli „Analiza wypadków & prewencja”. Pokazują one, że przy poziomie alkoholu we krwi 1,2 g / l lub wyższym jest 30 razy bardziej prawdopodobne, że kierowca będzie uczestniczył w poważnym wypadku drogowym niż kierowca z dowolną ilością marihuany w swoim organizmie. Po przeanalizowaniu danych z prawie 2.500 wypadków samochodowych w sześciu krajach europejskich autorzy badania stwierdzili, że marihuana stanowi niewielkie zagrożenie dla zdolności kierowcy. Chociaż polityka „zero tolerancji dla trawki za kierownicą” została przyjęta w wielu miejscach na świecie, naukowcy coraz częściej pokazują, że zagrożenia zostały wyolbrzymione. Zbiera się coraz więcej dowodów sugerujących, że marihuana sprawia, że wielu z nas staje się ​​lepszym kierowcą. Badania symulujące jazdę samochodem brytyjskiego Departamentu Transportu w 2000 roku potwierdziły, że w przeciwieństwie do pijanych kierowców „kierowcy po spożyciu marihuany wydają się być świadomi, że są oni pod wpływem konopi i rekompensują to na wiele sposobów, w tym jadąc wolniej".

Inne badanie opublikowane w 2011 roku przez naukowców z grupy badawczej non-profit IZA związanej z Uniwersytetem w Bonn w Niemczech wykazało, że w stanach, które zalegalizowały marihuanę w medycynie, nastąpił znaczny spadek zgonów w wypadkach samochodowych. „Na podstawie danych statystycznych Fatality Analysis Reporting System (FARS) na lata 1990-2009 stwierdzono, że liczba ofiar śmiertelnych wypadków drogowych spadła o prawie 9 procent po legalizacji medycznej marihuany", stwierdzili naukowcy. Dzieje się tak częściowo dlatego, że ludzie mogą zastąpić picie alkoholu paleniem konopi.

Dwadzieścia stanów i Dystrykt Kolumbii zalegalizowało w USA marihuanę medyczną od połowy lat 1990. Ekonomiści przyjrzeli się zmianom w latach 1990-2009 w danych rządowych dot. marihuany i ofiar śmiertelnych wypadków drogowych w 13 stanach, które przeforsowały prawa legalizacyjne w tym okresie. Dane pochodziły z National Household Survey on Drug Use and Health oraz National Highway Traffic Safety Administration. Porównując liczbę ofiar wypadków drogowych w tym samym czasie w tych stanach przed i po zmianie prawa dot. marihuany medycznej naukowcy odkryli, że liczba śmiertelnych wypadków samochodowych spadła o 9% w stanach, które zalegalizowały medyczne zastosowania konopi - co w dużej mierze wynika ze spadku liczby kierujących pod wpływem alkoholu. Naukowcy poddali kontroli także inne czynniki, takie jak zmiany w kodeksie drogowym i liczby przejechanych kilometrów, które mogą mieć wpływ na wyniki. Prawa dot. medycznej marihuany nie były istotnie związane ze zmianami w liczbie wypadków za dnia lub tych, które nie wiążą się z alkoholem. Ale liczba wypadków śmiertelnych, w których kierowca spożywał alkohol, spadła o 12% po tym, jak marihuana została zalegalizowana w medycynie, zaś liczba wypadków z udziałem wysokiego poziomu spożycia alkoholu spadła o 14%. Autorzy badania stwierdzili także, że prawo do medycznej marihuany zmniejsza liczbę wypadków wśród mężczyzn bardziej niż wśród kobiet - o 13% w porównaniu do 9% - co pozostaje w zgodzie z danymi pokazującymi, że mężczyźni są bardziej skłonni niż kobiety do rejestrowania się jako pacjenci korzystający z marihuany medycznej. Całkowita redukcja ofiar śmiertelnych wypadków drogowych było porównywalna do tej obserwowanej po podniesieniu w kraju minimalnego wieku do spożywania alkoholu do 21 lat, zauważają autorzy. „Byliśmy zaskoczeni, jak niewiele wiadomo o skutkach legalizacji medycznej marihuany", główny autor badania Daniel Rees, profesor ekonomii na Uniwersytecie w Colorado-Denver, napisał w oświadczeniu. „Przyjrzeliśmy się liczbie śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, ponieważ to są solidne dane, i te dane pozwalają nam sprawdzić, czy alkohol był czynnikiem sprawczym. (...) Liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych to ważny wynik z punktu widzenia polityki, ponieważ wypadki drogowe stanowią główną przyczyną śmierci wśród Amerykanów w wieku od 5 do 34 lat".

Autorzy stwierdzili również, że w stanach, które zalegalizowały zastosowanie medyczne konopi, nie było wzrostu palenia marihuany przez nastolatków -stwierdzenie uzyskane też w innych badaniach. Ale w wielu przypadkach przepisy ustawowe były związane ze wzrostem palenia marihuany wśród osób dorosłych w wieku 20-kilku lat, wzrostowi temu towarzyszyło zmniejszenie spożycia alkoholu przez młodzież w wieku studenckim - co sugeruje, że zamiast alkoholu wybierały one palenie trawki (Time, „Why Medical Marijuana Laws Reduce Traffic Deaths”, 2.12.2011).

Z kolei australijskie badanie przeprowadzone na zwierzętach przez Uniwersytet w Sydney w 2009 roku wyjaśnia, dlaczego konopie indyjskie są wykrywane w organizmie tak długo. Otóż stres lub nagły spadek wagi może powodować pozytywny wynik badania krwi na obecność THC jeszcze bardzo długo po ostatnim spożyciu. Badanie to zostało zainspirowane licznymi przekazami i plotkami, zgodnie z którymi stężenie THC we krwi miało się zwiększać, mimo że w ostatnim czasie badani nie mieli żadnego kontaktu z marihuaną. Autorzy podają przykład sportowca od miesięcy nie palącego marihuany, którego wynik był pozytywny w czasie, gdy stracił w szybkim tempie cztery kilogramy. W badaniu szczury przez kilka dni przyjmowały THC, zaś podanie hormonu stresu, jak również 24-godzinna głodówka, zwiększyły stężenie THC w ich krwi. Autorzy badania doszli do wniosku, że spalanie tłuszczu zwiększa uwalnianie THC do krwi z rezerw tłuszczu. Już kilka minut po zapaleniu jointa stężenie THC we krwi wynosi ok. 75/250 ng/ml. W przeciągu 2-3 godzin stężenie spada do kilku nanogramów na mililitr. Ten szybki spadek stężenie THC we krwi polega przede wszystkim na przeniesieniu THC z krwi do tkanki bogatej w tłuszcz. Wynika to ze złej rozpuszczalności THC w wodzie i dobrej rozpuszczalności w tłuszczu czy oleju. Z tkanki tłuszczowej THC powoli jest uwalniane do krwi, przez co spożywanie THC może zostać wykazane jeszcze kilka dni lub nawet kilka tygodni od momentu ostatniej konsumpcji. Stres czy rozkład tłuszczu mogą najwyraźniej przyspieszyć uwalnianie THC z tkanki tłuszczowej. Warto wiedzieć, że osoby spodziewające się wkrótce testu na zawartość THC we krwi nie powinny uprawiać dużo sportu i spalać tłuszczu. Jednak jeśli do testu (np. w pracy, zapowiedzianego kilka tygodni wcześniej) mamy sporo czasu, większość poradników zaleca wprost przeciwnie: można próbować wypłukać i wypocić THC z organizmu właśnie uprawiając sport.

Jazda po bandzie

Tymczasem w Polsce trwa kolejna nagonka na użytkowników konopi w związku z tragicznym wypadkiem w Kamieniu Pomorskim, gdzie kierowca wjechał w grupę ludzi, zabijając sześć osób, i usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. 26-latek przyznał się do winy oraz do tego, że w dniu, w którym doszło do katastrofy (1 stycznia), spożywał alkohol. Przyznał także, że 30 grudnia palił marihuanę. Grozi mu kara do 15 lat więzienia. Chociaż zapalenie marihuany 2 dni wcześniej nie mogło mieć już na niego żadnego wpływu, polscy publicyści z prawej strony sceny politycznej i tabloidów przystąpili do ataku. Szczególny popis niewiedzy i szerzenia nienawiści dał komentator „Super Expressu” – tej samej gazety, która kilka tygodni później, karmiąc się już innymi emocjami, wydrukowała apel dr. Kamila Sipowicza o dostęp do konopi dla jego chorej żony Kory i innych pacjentów. Sławomir Jastrzębski w tekście „Krew na rękach promotorów ćpunów’ (Super Express, 7.1.2014) napisał m. in. te słowa: „(…)bydlak, który zabił samochodem 6 niewinnych osób, przyznał się do palenia marihuany dzień wcześniej. Czy ten bydlak był wyborcą Palikota? Czy głosował na jego kumpli, którzy obiecują mu, że jak zaczną rządzić, to będzie mógł ćpać do woli, taniej i legalnie? Niewykluczone, że ten bydlak to twardy elektorat. Pewne jest zaś, że promowanie ćpunów jest niebezpieczne dla polskiego społeczeństwa”. W odpowiedzi Wspólnota Ras Tafari oraz Wolne Konopie wysłały pozew do wydawnictwa Murator w sprawie zniesławienia i obrażenia konsumentów konopi. Na stronie WK znajdziemy oświadczenie w tej sprawie: „Artykuł „Krew na rękach promotorów ćpunów” naszym zdaniem jest wulgarny i obraźliwy a autor tekstu winien ponieść konsekwencje swojej nieodpowiedzialności i braku etyki zawodowej. Artykuł jawnie uraża uczucia osób, do których jest skierowany. Osób, które decyzją polityczną zostały zepchane na margines społeczny, a w innych krajach naszej cywilizacji pełnią rolę zwykłych obywateli. Uważamy, iż takie zachowanie nie jest godne dziennikarstwa, a język użyty w artykule delikatnie mówiąc sprowadzony został do poziomu rynsztoka. Pozew już został wysłany w dniu 7.01.2014r. jeżeli wydawnictwo na niego nie odpowie, pójdziemy z tym do Sądu w Anglii gdzie mamy zdecydowanie większe szanse na wygraną niż w Polsce dlatego też pozew jest w języku angielskim.”

Odpór oszczercom dał też jak zwykle dr Kamil Sipowicz, który napisał na swoim blogu na portalu NaTemat.pl w tekście „Wódka rules”: „Wódka plus samochód równa się śmierć. Tak powinno wyglądać pierwsze równanie, jakiego mogłyby się uczyć dzieci w polskich szkołach. Oprócz hekatomby w Kamieniu Pomorskim codziennie czytamy doniesienia o jakimś wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanych kierowców. (…)Profesor Wiktor Osiatyński wielokrotnie apelował o to, żeby wprowadzić jakieś regulacje w dostępności alkoholu i załagodzić opresje w stosunku do marihuany. Żaden polityk nie zareagował. Najłatwiej jest mówić o „bydlakach” zamiast poważnie podejść do problemów. Panowie Tusk, Miller, Ziobro i grupa młodocianych nihilistów z większości partii nie ośmieliłaby się zamknąć choć jeden sklep 24 h z alkoholem. Przecież Polak katolik zawsze alkoholik i tego się trzymajmy”.

 

S
Soft Secrets