My nie przegrywamy wojny z narkotykami. My ją przegraliśmy

Soft Secrets
12 Mar 2013

Nasze społeczeństwa są hipokrytami w kwestii narkotyków.


Nasze społeczeństwa są hipokrytami w kwestii narkotyków.

- Nasze społeczeństwa są hipokrytami w kwestii narkotyków. Niemal wszyscy w Polsce mi mówią, że palenie marihuany jest powszechne. Ale udajecie, że tego nie widzicie.

Eduardo Vergara od lat zajmuje się problemem narkotyków. W gorzkim wywiadzie dla TOK FM przyznaje, że współcześni przegrali wojnę z narkotykami; krytykuje politykę Stanów Zjednoczonych, a Polakom wypomina hipokryzję. Dostaje się też Europie, która z rozwiązaniem problemu się nie spieszy. Tymczasem w Ameryce Łacińskiej giną ludzie. Jego zdaniem walkę z narkotykami nie tyle przegrywamy, co już przegraliśmy.

Agnieszka Lichnerowicz: Wydaje się, że coraz więcej ludzi na świecie zaczyna sobie uświadamiać, że przegrywamy wojnę z narkotykami. Czy to jest już pewne?

Eduardo Vergara, dyrektor Asuntos del Sur, think tanku działającego w Chile i w Argentynie: - Powiem to z całą odpowiedzialnością: my nie przegrywamy wojny z narkotykami. My ją przegraliśmy. Obecna polityka narkotykowa przejdzie do historii jako jedna z najbardziej szkodliwych w tej kwestii.

Nie da się polemizować z tezą, że wojna jest przegrana, gdy spożycie narkotyków na świecie nie tylko nie spadło, ale wręcz w niektórych krajach, szczególnie wśród młodych ludzi, wzrosło. W ciągu sześciu lat tej wojny w samym Meksyku zginęło 80 tysięcy ludzi. Sam rząd ogłosił, że 27 tysięcy uznaje się za zaginionych, chociaż niektórzy twierdzą, że może ich być znacznie więcej, nawet 30-40 tysięcy. W sumie więc być może mówimy o co najmniej 115 tysiącach zabitych. Porażką jest też to, co się dzieje w więzieniach. 80 proc. kobiet za kratami w Ekwadorze jest tam z powodu narkotyków. Porażką są również miliardy dolarów wydane, by dopaść kartele i by ścigać użytkowników narkotyków. Bo nic się nie zmienia. To jest szaleństwo.

Wydaje mi się, że tu, w Europie, nie odczuwamy tak bardzo wagi tego problemu i traumy tej wojny, ponieważ Ameryka Łacińska jest daleko. Afryka i Afganistan zresztą też są daleko...

- W Afganistanie produkcja narkotyków jest pod kontrolą organizacji, które nakręcają przemoc i łamią prawa człowieka. Pomyślmy o tych ogromnych pieniądzach trafiających w ręce niewłaściwych ludzi. Z kolei sytuacja w Afryce jest inna, bo tam w zasadzie nie ma produkcji - tamtędy prowadzą szlagi przerzutowe. Główny eksport z Wenezueli i Kolumbii trafia właśnie do Afryki, a potem do Europy. To bardzo długi łańcuch. Kto traci? Rządy, które wydają pieniądze na walkę z tym. Dodatkowo pamiętajmy też, że kartele na tych szlakach nie rozliczają się pieniędzmi, a narkotykami. W efekcie po drodze rozwijają się i handel, i spożycie.

Byłem w Parlamencie Europejskim, Paryżu, Berlinie i byłem zaskoczony, słuchając jak decydenci, a nawet przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego nie dostrzegają tego problemu. Może trochę zajmują się niedużym problemem z uzależnieniem w ich krajach - są dumni ze swoich postępowych "programów redukcji szkód". Są dumni, że Portugalia pokazała, że jest inna, efektywniejsza metoda walki z uzależnieniem. Ale oni zapominają o podaży. Zajmują się wyłącznie popytem na narkotyki. A skoro popyt nie jest większym problemem, bo przecież, jak wiemy, większość użytkowników narkotyków nie ma problemów, to się nie martwią. Nie ma przecież strachu na ulicach przed wielkim białym potworem, który niszczy społeczeństwo, zabiera dzieci sprawia, że mężczyźni tracą pracę

W Europie nie ma więc poczucia, że to pilny problem. A to jest szkodliwe, bo gdy oni się nie przejmują, to w Ameryce Łacińskiej giną ludzie. Tam rośnie nie tylko handel i przemoc, ale wzrasta również spożycie narkotyków.

Narkobiznes destabilizuje też kraje, które są na jego szlaku. Rośnie np. korupcja.

- Na szlakach narkotykowych cierpią państwa, cierpią ludzie, rodziny i prawa człowieka. Tymczasem największymi konsumentami narkotyków są Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Brazylia. Gram kokainy w dżungli może kosztować 20 dolarów, w Wielkiej Brytanii to jest 100 dolarów. Tylko 2-3 procent z tego zostaje w Ameryce Łacińskiej. Reszta jest w Europie.

W Ameryce Łacińskiej ludzie giną, cierpią i siedzą w więzieniach, a to u was są pieniądze. Porozmawiajmy o prawie i walce z praniem pieniędzy. Grube pieniądze trafiają z Afryki do Niemiec, to wasz sąsiad, Szwajcarii czy Wielkiej Brytanii. To są brudne pieniądze, pochodzące z handlu narkotykami. Europejskie kraje muszą w końcu zrozumieć, że narkotyki, które konsumują, mają za sobą długą historię. A wyobraźmy sobie, jak sytuacja by się zmieniła, gdyby któryś z europejskich krajów zaczął w końcu narkotyki produkować.

Ale prawo i polityka narkotykowa nie zawsze takie były.

- Jesteśmy w katolickim kraju, warto więc zaznaczyć, że prohibicja zawiodła już wtedy, gdy Adam i Ewa byli w raju i zerwali jabłko z zakazanego drzewa. Prohibicja poniosła porażkę pierwszego dnia. Ale jeśli chodzi o politykę narkotykową, to jest to współczesny fenomen. Państwa zaczęły decydować, które narkotyki będą legalne: alkohol, tytoń, kawa, a które nie: marihuana, kokaina itd.

Niestety większość współczesnych praw narkotykowych została napisana na wzór i pod dyktando USA. Powód za każdą decyzją jest polityczny: palarnie opium zamykano w San Francisco nie dlatego, że uznano, że są szkodliwe, ale dlatego, że podczas gorączki złota chcieli wyrzucić z miasta Chińczyków; powodem brytyjskich wojen opiumowych nie było przekonanie, że narkotyki są złe, ale to, że Brytyjczycy chcieli przejąć kontrolę nad szlakami opiumowych. Zawsze jest za tym też powód polityczny.



Przypadek marihuany jest skandaliczny. ONZ szacuje, że na świecie korzysta z niej 230 mln ludzi. Moim zdaniem - 300-400. Jest to więc masowo używana substancja, naturalna. Używają jej wszyscy, od dzieci po starszych, a my robimy z nich kryminalistów. To nie jest racjonalne działanie. Alkohol i tytoń mogą być bardziej szkodliwe dla zdrowia. Przyjrzyjmy się chociażby statystykom śmiertelnych wypadków pod wpływem alkoholu. Tu decyduje ideologia.

W Ameryce Łacińskiej głośno mówi się o tym mniej więcej od czterech lat, gdy przywódcy polityczni publicznie zaczęli krytykować wojnę z narkotykami.

- Cztery ostatnie lata były ważne, ale dla dyskusji o polityce narkotykowej najważniejszy był ostatni rok. Już wcześniej kilku byłych prezydentów zebrało się w komisji ds. narkotyków i demokracji i opracowało rekomendacje. W ubiegłym roku głośno zaczęli już o tym mówić urzędujący prezydenci - o tym, że wojna z narkotykami jest porażką. Otto Pérez Molina z Gwatemali, Santos z Kolumbii, ale przede wszystkim Mujica z Urugwaju, który przedstawił bardzo odważne propozycje. Zaproponował, by regulacje dotyczące marihuany były podobne do tych dotyczących papierosów i alkoholu. Żeby nie było wątpliwości, żaden kraj na świecie jeszcze tego nie zrobił. Holandia tylko toleruje, w Portugalii użytkownicy nie są ścigani. Są tylko dwa stany w USA, które poszły dalej. Tymczasem Urugwaj przedstawił pierwszą na świecie propozycję, aby traktować narkotyki podobnie jak tytoń i alkohol.

Co z pozostałymi krajami na kontynencie?

Podzielmy kraje na grupy. Pierwszą stanowią: Peru, Kolumbia i Boliwia, które są największymi producentami liści koki i kokainy. W Kolumbii ta kwestia miesza się z polityką i procesem pokojowym. Tam partyzantka FARC po tym, gdy zdała sobie sprawę, jak wielkie pieniądze może na tym zarobić, przejęła biznes. W Peru i Boliwii z kolei liście koki są elementem kultury. To są kraje producenci. Jednak chłopi, którzy hodują liście koki, są tam ścigani. Ale popyt nie znika.

Drugą grupę stanowią Chile, Urugwaj i Argentyna. Tam PKB jest wyższy, wysokie jest poparcie dla demokracji, sytuacja polityczna jest stabilniejsza. Ale mają też wyższe spożycie kokainy - Chile ma np. najgorsze kokainowe statystyki, jeśli chodzi dzieci poniżej 14. roku życia. Natomiast w Urugwaju szeroko rozpowszechnione jest spożycie konopi. To nie są kraje producenci, lecz użytkownicy. I to ma związek z dochodem - im większy masz dochód, tym więcej narkotyków używasz.

Zatrzymajmy się przy Chile, bo jest podobne do Polski - ma stosunkowo konserwatywne społeczeństwo i władze. Dlatego tam tak ważna jest dyskusja moralna, co jest dobre, a co nie. Bardzo wpływowy jest też Kościół katolicki, który decyduje o tym, co jest właśnie moralne, a co nie jest. I tam właśnie władze rezerwują sobie prawo do decydowania, które używki są w porządku, a które karalne.

Przeciwnicy legalizacji marihuany w Polsce przekonują: alkohol jest u nas tradycyjną używką i choćby z tego powodu wiemy, jak go używać, natomiast jeśli narkotyki zostaną zalegalizowane, to będą nadużywane, szczególnie przez dzieci.

- To jest argument, z którym spotykam się na całym świecie. Ale to właśnie regulowanie produkcji, handlu i spożycia umożliwia kontrolowanie narkotyków. Na razie są poza kontrolą. W wielu krajach młodzieży łatwiej zdobyć marihuanę niż papierosy czy alkohol. Spójrzmy na regulacje dotyczące papierosów - umożliwiają one informowanie ludzi na opakowaniu, że ich palenie grozi rakiem. Dzieciaki między sobą mogą o tym porozmawiać. Rodzice mogą rozmawiać o tym z dziećmi. A narkotyki? Dziś to temat tabu.

Najlepsza jest kontrola, czyli regulowanie. Regulacja to często legalizacja. Chodzi o to, by rozwijać takie polityki narkotykowe, które uczciwie zmierzą się z problemem narkotyków. Musimy przestać traktować użytkowników narkotyków jak kryminalistów. Jeśli człowiek chce dla rozrywki zażywać narkotyki - pozwólmy mu na to! Jeśli użytkownik staje się narkomanem, to państwo powinno pomóc mu z tego wyjść, pokazać mu drogę. Dziś państwo z jednej strony proponuje leczenie, ale z drugiej strony karze użytkowników.

Władze mówią: my szukamy dilerów, nie użytkowników...

- Spójrzmy na Amerykę Łacińską. Osoby sprzedające narkotyki na ulicy to zwykle najsłabsi, przeważnie kobiety, bardzo młode i bezrobotne. Naprawdę niewiele zarabiają. A przecież to nie one jeżdżą wielkimi hummerami! Ścigamy i wsadzamy do więzień nie tych ludzi, co trzeba! Ci, których powinniśmy ścigać - wielcy handlarze - jeżdżą po Europie i mają się dobrze.

Poza tym, regulowanie sprzedaży marihuany pozwala kontrolować jakość tego, co ludzie palą. Dzieciaki często nie zdają sobie sprawy z tego, co zostało zmieszane z marihuaną, którą palą. Albo w ogóle nią nie jest... Nie wiemy, jakie to coś może mieć skutki dla ich zdrowia. To samo z kokainą - nie ma pewności, jaki jest poziom jej czystości. Regulacja umożliwia kontrolowanie jakości tego, co ludzie zażywają.

Pozwala też przesunąć ogromne środki, które dziś przeznaczane są na ściganie narkotyków. Zamiast tego mogłyby pójść na zdrowie i edukację.

- Edukacja, prewencja i terapia - na to powinny iść te pieniądze. To człowiek powinien być w centrum tej polityki. Czy zamiast wydawać pieniądze na ściganie młodych z jednym jointem albo takich, co mają kilka krzaczków w mieszkaniu w bloku, nie lepiej wydać je na edukację ludzi na temat skutków zażywania narkotyków? Nie chcemy, aby ludzie zażywali narkotyki. Dziś często licealiści, gdy kolega przedawkuje, boją się zadzwonić po policję, bo boją się konsekwencji. I ktoś umiera.

Wciąż jednak wielu ludzi sprzeciwia się takiej polityce narkotykowej. Dlaczego?

- Jest tu wiele hipokryzji. Nasze społeczeństwa są hipokrytami w kwestii narkotyków. Rozmawiam tu, w Polsce, z ludźmi i wszyscy niemal mi mówią, że palenie marihuany jest powszechne. Ale udajecie, że tego nie widzicie. Tolerujecie natomiast alkohol na stole. Zdarza się, że rodzice piją alkohol ze swoimi dziećmi i tego samego wieczoru dają im kluczyki do swoich aut. To wielka hipokryzja w społeczeństwie, które zdecydowało, że zaakceptuje jedne używki, natomiast konsekwentnie nie toleruje innych.

W USA ludzie wciąż kojarzą marihuanę z hipisami albo z przestępczością. Nasze społeczeństwo stworzyło karykaturę osoby palącej marihuanę. To hipokryzja. Inną kwestią jest to, że kraje, gdzie jest popyt na narkotyki, nie wiedzą, co z tym popytem zrobić. Bo przecież produkcja jest zakazana...

Nastawienie społeczeństw się zmienia. W USA, Ameryce Południowej i w Europie coraz więcej osób rozumie, że dotychczasowa polityka nie działa.

- Coraz więcej osób rozumie, że wojna z narkotykami i prohibicja zawiodły. Coraz więcej ludzi jest otwartych na inne polityki. Według sondażu Galupa 51 proc. Amerykanów uważa, że uregulowanie tej kwestii jest konieczne. Już 18 stanów zalegalizowało marihuanę dla celów medycznych. Natomiast ostatnio mieszkańcy dwóch stanów - Waszyngtonu i Kolorado - poparli w referendach postulat, by traktować marihuanę jak alkohol. Teraz pracują nad tym. To naprawdę piękna chwila dla ludzi, którzy od lat o to walczą. Rekomendacje w Kolorado odnoszą się do tego, ile lat trzeba mieć, by używać, gdzie, ile możesz kupić i tak dalej.

Kolejne stany podejmują decyzje na własną rękę, ale prawo federalne, a więc obowiązujące w całych Stanach, uznaje, że narkotyki są nielegalne.

- To prawda. Ale po głosowaniu w Kolorado i Waszyngtonie Obama ogłosił, że nie będzie ścigał użytkowników narkotyków. Zrobił to z dwóch powodów. Po pierwsze, bo dwa stany zdecydowały. Po drugie, on nie musi walczyć o reelekcję.

Bo to jest kwestia politycznej odwagi.

- Mówienie o narkotykach, samo tylko mówienie, jest zbyt kosztowne dla polityków. Dlatego w Ameryce Łacińskiej głośno zaczęli o tym mówić byli prezydenci.

U nas też. Nasz były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który podpisał ustawę delegalizującą marihuanę, teraz walczy o legalizację.

- To samo stało się w Chile. Gdy politycy nie są już przy władzy - mogą być szczerzy. A my chcemy, by stali się szczerzy od pierwszego dnia.

Niektórzy eksperci twierdzą jednak, że nawet gdy Kolorado i Waszyngton, a może potem kolejne stany zalegalizują narkotyki, to wcale przestępczość w Meksyku nie zmaleje. A może nawet wzrośnie. Bo będzie mniej pieniędzy do podziału i walka będzie bardziej zaciekła.

- My apelujemy, byśmy przestali uznawać użytkowników narkotyków za przestępców, uregulowali obrót nimi, ale ścigali nielegalnych producentów. Bo to jest wielki problem. Kilka lat temu, gdy w Kalifornii dyskutowano o legalizacji spożycia marihuany, prezydent Meksyku zwrócił uwagę, że jest w tym wielka sprzeczność. Bo z jednej strony Amerykanie dyskutują o zalegalizowaniu spożycia, ale wysyłają broń i wydają pieniądze na walkę z produkcją. To skąd mają pochodzić te narkotyki. Przecież Meksyk jest głównym dostawcą. To jest sprzeczne.

Eksperci zwracają też uwagę, że zalegalizowanie narkotyków wcale nie osłabi karteli, bo te zaangażowały się już na innych polach, jak handel ludźmi, przemyt ropy czy nielegalne kopalnie.

- Na szczęście, coraz więcej osób uprawia konopie w domu, na własny użytek. I według mnie to jest najlepszy scenariusz. Wiedzą, co hodują, wiedzą, co palą i nie muszą wchodzić w kontakt z przestępcami. Prohibicja zmusza ludzi do kontaktu z przestępcami.

Rzeczywiście mamy obawy, że przestępcy z karteli narkotykowych zmienią specjalizację. Na razie robią to na małą skalę. Bo to jest znacznie głębszy problem. Problemem są ogromne nierówności społeczne w Ameryce Łacińskiej. Ludzie sprzedają narkotyki, bo nie mają lepszej alternatywy. Minimalna płaca to 200 dolarów, sprzedając narkotyki, zarobią 500. Nie mają wykształcenia, nie mają możliwości. Nie możemy być ślepi i naiwni i zakładać, że jak uregulujemy problem narkotyków, to ci ludzie znajdą sobie jakieś przyzwoite zajęcie. To będzie powolny proces i w dużej mierze zależny od tego, co zrobią władze oraz Stany Zjednoczone i Europa.

Wiele rozmawiałem z decydentami tu w Europie. I mówiłem im, że Ameryka Łacińska nie pyta o pozwolenie, aby zreformować politykę narkotykową. My to robimy i nie możemy już czekać. My apelujemy, byście do nas dołączyli i zdali sobie sprawę, że nie wystarczy, że macie u siebie w kraju dobre prawo. Jeśli chcecie stabilnego świata, musicie też patrzeć na to, co się dzieje w krajach producentach. Trzeba zacząć działać. Zacznijcie nas wspierać. Wspierajcie Urugwaj, bo jeśli oni sobie poradzą, to będzie dobry przykład.

Wspierajcie to, co się dzieje w Argentynie czy Chile. Europa może dużo zrobić. Może też służyć przykładem udanych polityk dotyczących użytkowników narkotyków. Nie karać ich, a skupić się na redukcji szkód, terapii i edukacji. 2012 był rokiem debaty. 2013 powinien być rokiem zmiany.

Źródło: Wazeta Wyborcza

S
Soft Secrets