Najtańsza szafa do uprawy

Soft Secrets
10 Mar 2013

Nie potrzeba wydawać majątku, żeby uniezależnić się od osiedlowych dilerów.


Nie potrzeba wydawać majątku, żeby uniezależnić się od osiedlowych dilerów.

 

W niniejszym artykule opowiem, jak za pomocą bardzo skromnych środków finansowych i niepotrzebnej szafy z piwnicy zrobiłem prostą szafę do uprawy zioła. Chcę, wam pokazać, że nie potrzeba wydawać majątku, żeby uniezależnić się od osiedlowych dilerów i innej mafii. Dzięki tej prostej szafie mam własne palenie, naprawdę niskim kosztem.

Chciałbym podzielić się z czytelnikami Soft Secrets POLSKA moimi doświadczeniami z mojej pierwszej uprawy w domu. Jestem jeszcze uczącą się osobą i nie dysponując wystarczającą ilością gotówki uprawiałem do tej pory na świeżym powietrzu. Oglądając w Internecie ofertę sklepów z akcesoriami do uprawy roślin, do chwili zbudowania byłem przekonany, że uprawa w domu jest poza moimi możliwościami finansowymi. 

Moja stara szafa z piwnicy w czasie pierwszych, nieśmiałych jeszcze testów.

Działo się tak do czasu, gdy dostępne w mojej okolicy zioło było, co raz gorszej jakości. Podejrzewam, że mogły być spryskiwane syntetycznymi kannabinoidami. Bardzo mnie to zaniepokoiło, ponieważ nie jestem zainteresowany paleniem tego rodzaju substancji. Sama natura, dała nam wszystko, czego potrzebowałem.  

Podczas szperania w piwnicy, zainteresowała mnie stara stojąca tam, od co najmniej 20 lat szafa do ubrań. Pobudziła ona moją kreatywność i postanowiłem zamienić ją na mój pierwszy domowy ogród. Rodzina nie zgodziła się na bardzo radykalne zmiany tak, więc nie mogłem pomalować jej wnętrza, wyrywać ścianek działowych, czy wiercić zbyt wielu otworów. Z tego powodu pierwsza wersja odbijających ścian pokryta była zwykłymi, białymi kartkami papieru przypiętej do wnętrza zwykłymi pineskami od tablicy korkowej.

Jako, źródło światła postanowiłem zastosować zwykłe świetlówki CFL z pobliskiego supermarketu budowlanego. Kupiłem oczywiście te najtańsze, które były aktualnie w promocji, każda miała moc 18 watów. Do wegetacji zastosowałem osiem sztuk, co dało razem 144 waty.

Schemat układu energooszczędnych żarówek, jakie zastosowałem do wegetacji pierwszej partii własnoręcznie wychodowanego zioła.

 Podczas wegetacji w miejscach wszystkich czterech żarówek pojawił się czarny nalot, który z początku bardzo mnie zaniepokoił, ponieważ bardzo bałem się pożaru. Po bliższych oględzinach okazały się nalotem ze starego kurzu zalegającego w szafie od kilkudziesięciu lat. Nie mam pojęcia, dlaczego się tam pojawił i czemu tylko na wewnętrznych żarówkach.

Podczas kwitnienia postanowiłem ulepszyć nieco swoją konstrukcję i zmodernizowałem lampy. Zmieniłem mocowania żeby mieściło się tam 12 zamiast 8 żarówek. Dawało to sumarycznie 216 watów pobieranej mocy. Podczas kwitnienia, chciałem, aby moje rośliny miały dostęp do większej ilości światła. Jako prosty odbłyśnik zastosowałem zwykły koc ratunkowy, który zakupiłem w pobliskiej aptece. Pracą lamp sterował najprostszy zegar, za który zapłaciłem 19,99 PLN – nie było tańszego.

Jako, że była to moja pierwsza uprawa w domu, bardzo chciałem żeby była jak najbardziej udana i wydajna.  Zależało mi także na jak najszybszych zbiorach, postanowiłem zastosować moje własne, nieudolne jeszcze połączenie techniki „morza zieleni” i siatki podtrzymującej pięknie rozwijające się kwiaty.  Do uprawy użyłem nasiona, bliżej nieznanej odmiany automatycznej w ilości 20 nasion, z których 8 okazało się panienkami. 

Zamocowanie mojej lampy stanowiły zwykłe, symetrycznie przykręcone do kwadratowej płyty pilśniowej z wywierconymi czterema otworami, którymi wyprowadziłem kable.

Postarałem się zapełnić nimi całą powierzchnię swojego ogrodu. Jak na pierwszy raz byłem bardzo zadowolony ze swoich wyników. Wydajność, jaką osiągnąłem z pewnością nie była największą z możliwych, ale ja i moi znajomi byli zadowoleni z 86 gram wspaniałego, mocnego palenia bez żadnej chemii i syntetyków dostępnej na osiedlu. Od razu stałem się bardziej popularny i doceniany. Każdy chciał zapalić moje zioło. 

Jak widzicie nawet dysponując bardzo ograniczonym budżetem biednego żaka można uniezależnić się od zioła niewiadomego pochodzenia i dilerów z pod ciemnej gwiazdy. Trzeba tylko chcieć. Spróbujcie, a na pewno wam tez się to uda!

Do zbiorów zostało już tylko kilka tygodni. Jak widać roślinki czują się świetnie i zaczynają już nabierać masy i żywicy.


Resztki kurzu osadziły się tylko na wewnętrznych otworach.

Pierwsze próby z uprawą w mojej szafie. Zastosowałem technikę „morza zieleni”. Jak widać rośliny, może nie są imponujące, ale mi dały wiele satysfakcji, wspaniałych chwil, i prawie sto gram palenia.

Na płycie już podczas wegetacji pokazały się czarne „przydymienia”, które trochę mnie przeraziły, ponieważ bardzo bałem się pożaru. Po bliższych oględzinach był to stary, zalegający od lat szafę kurz.

 

S
Soft Secrets