Marsz Wyzwolenia Konopi 2012 w Warszawie

Soft Secrets
07 Jun 2012

Relacja Mateusza Kalinowskiego z MWK 2012


Relacja Mateusza Kalinowskiego z MWK 2012

"Po raz kolejny maszerowaliśmy ulicami Warszawy przeciwko państwu bezprawia, w jaki zamienia się Polska. Demonstracje zwolenników zmiany zbrodniczej, wymierzonej w obywateli i bezsensownej w skutkach polityki narkotykowej są jednymi z największych w Polsce. I to pomimo represji, jakie spotkać mogą ich uczestników oraz organizatorów. Media pokazują te demonstracje ukradkiem, ostatnio głównie z uwagi na obecność Janusza Palikota. Palikot staje się powodem, dla którego o marszach Wyzwolenia Konopi w ogóle się mówi. Ale też pretekstem, aby pokazać niewiele więcej poza nim samym.

 

Niedawno pijani związkowcy z Solidarności urządzali burdy pod Sejmem w imię obrony wieku emerytalnego. Dlaczego protestowali? Tego wyjaśnić nie potrafili. Zwożono ich z całego kraju, wynagradzano za podróż, pojono wódą. Środkiem transportu nie były bydlęce wagony, ale zawartość niestety była zbliżona – przekonali się o tym lżeni przez wyznawców Dawnego Etosu przechodnie. Prawdziwa Solidarność stała za to pod Sejmem 26 maja – ruch, który przejął od tamtych swój ludowy charakter, demokratyczne ideały.

Marsze konopne nie są zabawą, wygłupem, zgrywą – jak chcą to widzieć politycy i część obserwatorów. To demonstracje rosnącego zaangażowania politycznego, które z czasem nieuchronnie przybierze inne formy. Przecież nie o ćpanie tu chodzi, lecz wolność, prawa obywatelskie i sprawiedliwość. Dzisiejsi uczestnicy marszy zatem, to jutrzejsi politycy kształtujący ustrój i prawo tego kraju. Nie widzą tego jeszcze dziennikarze, ani tym bardziej zasiadający w sejmowych ławach przedstawiciele systemu represji. Mentalnie siedzą już tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.

Kłęby narkotykowego dymu spowijały Warszawę, ale tym razem obyło się bez masowych zatrzymań. W porównaniu z poprzednim rokiem, kiedy sam padłem ofiarą bezprawnych działań Policji (niebawem opiszę wreszcie całe wydarzenie, które znajdzie swój finał w Trybunale Konstytucyjnym), a organizatorzy nękani byli na różne sposoby, marsz upłynął spokojnie. Pojawił się co prawda as narkotykowej wojny, wyspecjalizowany do walki z konopnymi demonstracjami cyborg – sierżant Andrzej Rogalski, ale na mój widok szybko oddalił się na upatrzone  pozycje. Ciekawsze rzeczy zaczęły się dziać po marszu.

Dzień później w studio TVP pojawił się bowiem naukowy hochsztapler Mariusz Jędrzejko, który zarabia na opowiadaniu wygodnych bzdur o narkotykach. Jak dowiaduję się z Internetu, delegat na IX zjazd PZPR w 1981, oficer polityczny  w stopniu pułkownika, dziś jeden z dowodzących wojną z narkotykami. Tak się składa, że ostatnio każda jego obecność w telewizji kończy się demaskowaniem dziennikarzy. Tym razem demaskował Jędrzejko – ofiarą stała się prezenterka śniadaniowa Agnieszka Szulim, której “profesor” publicznie zarzucił, że “łże” na temat palenia przez siebie marihuany.

Jędrzejko gada głupoty i właściwie dziennikarze sami sobie są winni, że zapraszają na rozmowy tej klasy “ekspertów”. Ale z drugiej strony, w jednym muszę się z “profesorem”-pułkownikiem zgodzić. Zakłamanie środowiska dziennikarskiego rzeczywiście razi. Dziennikarze obficie, pełnymi garściami korzystają z narkotyków, lecz przez ponad dekadę nie zrobili nic, aby powstrzymać rosnącą falę represji. Z prostej przyczyny – represje omijały ich środowisko, dotykając ludzi z nizin, którzy dla Policji i Prokuratury stanowili łatwy, naturalny cel.  Los tych młodych ludzi nikogo nie obchodził, także Agnieszki Szulim, która spokojnie mogła jarać gandzię i za kasę z reklam audiotele.

Czy Jędrzejko na zawsze zniknie z telewizji wraz ze swoimi “mądrościami”? Czy Szulim i inni utytułowani zaczną odważniej zabierać głos w ważnych społecznie, choć ryzykownych sprawach? Wątpię. Konformizm zwycięży, zaś Jędrzejko stanie się pupilem programów prowadzonych przez walczących z salonem radykałów mentalnych pokroju Janka Pospieszalskiego. Przejdzie po prostu z jednego studia do drugiego. Głos pułkownika nadal więc będzie dochodził z barykady.

I kolejne gorzkie spostrzeżenie. Na marszach konopnych nie tylko nie ma dziennikarzy, ale w ogóle nie pojawiają się ludzie z pierwszych stron gazet, znani konsumenci narkotyków. Celebryci po prostu boją się ryzykować. Wolą, aby w sprawie także ich praw i wolności demonstrowała młodzież, która ma tak wiele do stracenia. Sami wygodnie rozparci w fotelach mogą wciągnąć kolejną kreskę lub zaciągnąć się jointem, czekając, aż ktoś tutaj posprząta, pozamiata. Może czas przewietrzyć im w głowach? Sprowokować przeciwko nim represje? Kto lepiej rozpozna “narkomana”, niż inny “narkoman”? Czy Wolne Konopie nie powinny demaskować i denuncjować kolejnych ukrywających się za plecami innych konopistów w ramach swoiście pojętej “działalności terrorystycznej”? Green Watch?

Niesprawiedliwe represje wywołują opór i pobudzają do działania. Obserwuję to często na własnej skórze. Państwa totalitarne, do których zaliczam również Rzeczpospolitą Polską, nie dostrzegają tej logiki. Zamykając w więzieniach aktywistów, aktywujemy innych, tworzymy efekt śnieżnej kuli. Na marszu byli więc obecni rodzice Andrzeja Dołeckiego, dziś już też aktywiści. Ciągłe aresztowania Andrzeja, gnębienie przez Policję, zmieniły ich świadomość.  Polski aparat represji wychował sobie kolejnych wrogów. A takich rodziców przybywa.

Tymczasem, Prokuratura i sądy RP wolą popadać w śmieszność, łamać europejskie standardy prawne, niż przyznać się do błędu. Warszawski Sąd Okręgowy utrzymał wczoraj haniebną decyzję o tymczasowym aresztowaniu Andrzeja Dołeckiego. Istnienie politycznych więźniów w Polsce stało się faktem. Andrzej siedzi, bo nie przyznał się do bycia dealerem, a brak dowodów na posiadanie narkotyków stał się dowodem na ich sprzedaż. Białoruś. Po latach Donald Tusk będzie pewnie twierdził, że o niczym nie wiedział, a Dołecki trzymany był w Szymanach. Czas już chyba najwyższy zaapelować do europejskich mediów i organizacji pozarządowych o bojkot Euro 2012 w Polsce.

Jednocześnie kontynuuje się medialna szopka z kolejnym wypalonym publicznie przez Janusza Palikota jointem. Dariusz Ślepokura, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, pokrętnie tłumaczy, że prokuratura nie podejmie żadnych działań, bo “sam Janusz Palikot nie wiedział, czy pali marihuanę, czy nie”. Jak widać, prokuratorzy skłonni są powiedzieć największą bzdurę, byleby tylko nie przyznać, że palenie marihuany w Polsce nie jest przestępstwem (choć jej posiadanie jest) i to z tej racji nie podejmą żadnych działań.

Gotowy jestem złożyć doniesienie na Janusza Palikota i zaświadczyć, że palił marihuanę. Czy Prokuratura Okręgowa podejmie trop, a prokurator Ślepokura gotów będzie wysiedzieć zgniłe jajo?"

 

Źródło: http://mateuszklinowski.pl

S
Soft Secrets